Maciej Dobrowolski: Skra nie ma nic do stracenia
Po dwóch zwycięstwach Asseco Resovii nad PGE Skrą Maciej Dobrowolski jest na dobrej drodze do podtrzymania zwycięskiej passy w finałowych pojedynkach o tytuł mistrza Polski.
- Złoto będzie dopiero gdy wygramy trzeci mecz finałowy – zaznacza rozgrywający Asseco Resovii, MACIEJ DOBROWOLSKI. - Na razie pokonaliśmy dwa zakręty i weszliśmy na prostą, ale na tej drodze również trzeba pokonać szybkiego i mocnego rywala. Tak na poważnie mówiąc, nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego wyniku niż wywiezienie z Bełchatowa dwóch zwycięstw. Walczymy dalej. Na spotkanie przed własną publicznością wyjdziemy na pewno bardzo zmobilizowani, podbudowani, a jaki będzie wynik, to już zobaczymy. Mamy teraz trzy szanse na tytuł i jedną z nich wypadałoby wykorzystać.
PlusLiga: - Gdyby ktoś przed wyjazdem do Bełchatowa powiedział wam, że wygracie ze Skrą dwa spotkania, popukalibyście się w głowę, tak szczerze?
Maciej Dobrowolski: - Może trochę tak, ale przed finałami mówiłem, że w tej parze scenariusze mogą być naprawdę różne. W środę Skra zagrała na tyle, na ile jej pozwoliliśmy. W tym meczu po raz kolejny zadziałał nam element zagrywki i to w tych ważnych momentach. Przy stanie 8-4 dla Skry w drugim secie dzięki znakomitym zagrywkom Lucasa nie tylko odrobiliśmy straty, ale wyszliśmy na kilkupunktowe prowadzenie. Potem Paul Lotman miał świetną serię w końcówce ostatniego seta. Tak prawdę mówiąc, jeśli jeszcze Georg Grozer miałby swój dzień na zagrywce, to podejrzewam, że nie przegralibyśmy ze Skrą nawet seta.
- Potwierdza się opinia, że jak czujecie się mocni sportowo, to waszym atutem jest również psychika?
- Jest naprawdę dobrze. Myślę, że już od początku roku, gdzieś od tych spotkań z Fenerbahce Stambuł w Challenge Round Pucharu CEV, poprzez mecze z Lublaną, Dynamem Moskwa i ZAKSĄ, wszystko fajnie się układa. Widać, że te ważne mecze gramy naprawdę z sercem, z zaangażowaniem i z takim przysłowiowym jajem, bo widać, że nawet jak nam coś nie idzie, to nie spuszczamy głów i nie odpuszczamy. Nie wymyślamy żadnych niepotrzebnych historii tylko staramy się odrobić straty na ile się da w danym secie po to żeby odbudować się już w następnej partii. Cóż, gramy dalej. Życzyłbym sobie, żebyśmy zakończyli tę rywalizację w Rzeszowie. Zobaczymy jednak, jak będzie, bo kto był w stanie przewidzieć, że po dwóch meczach w Bełchatowie będziemy prowadzili 2-0.
- Czy czuć już powoli ten złoty medal na szyi?
- Nie, na pewno nie. Oczywiście, będę bardzo szczęśliwy jeżeli tak się stanie, ale do tego jeszcze daleka droga. To się tak tylko wydaje, że wystarczy wygrać jeden mecz. Postawmy się jednak teraz w sytuację Skry - co oni mają do stracenia przy takim stanie rywalizacji? Przyjadą do nas i postawią wszystko na jedną kartę. Oni też mają przecież zawodników, którzy potrafią i bardzo mocno zagrywać i bardzo mocno atakować. Mają również świetny, wysoki blok. W związku z tym, nie mają nic do stracenia i podejmą ryzyko. My natomiast musimy sobie teraz poradzić z ich naporem, a najlepiej przeciwstawić im mądrą i rozsądną grę w elementach, które stanowią o naszej sile, a ukryć te, które mamy jeszcze do poprawy.
- Macie teraz atut własnej hali, w której czujecie się zwykle jeszcze silniejsi.
- Na pewno tak, ale z drugiej strony, graliśmy już u siebie półfinał Pucharu Polski ze Skrą, który jednak przegraliśmy. Z kolei spotkanie ligowe w hali na Podpromiu zakończyło się naszym zwycięstwem. Myślę, że oba zespoły są bardzo wyrównane. Może wynik tych dwóch pierwszych meczów tego nie pokazuje, bo jednak to my prowadzimy 2-0, ale podkreślam, że spotykają się ze sobą bardzo mocne drużyny, które zasłużenie grają w finale.