Maciej Muzaj: kibice są siłą Podpromia
PLUSLIGA: Pierwszy trening na siłowni, a Maciej Muzaj opuścił ją długo po kolegach, dyskutując jeszcze z trenerem od przygotowania fizycznego Francesco Cadeddu…
MACIEJ MUZAJ (atakujący Asseco Resovii Rzeszów): Rozmawialiśmy gównie o kwestiach przygotowania do sezonu, jak to wszystko najlepiej poukładać. Trener ma też takie indywidualne podejście i teraz jest na to czas, żeby popracować indywidualnie nad każdym zawodnikiem. Gdzie tam coś komuś dolega, boli czy ma jakąś słabość, to jest moment do rozpoczęcia sezonu, żeby to wszystko wzmocnić.
- Jest to dla pana dobry znajomy z ubiegłego sezonu z Perugii.
- Zgadza się. W Perugii zdążyliśmy się poznać i dla mnie jest taki mały pozytywny akcent, że wchodząc na siłownie, jest ta osoba, której system pracy po części już znam. Na pewno jest mi łatwiej się zaadoptować.
- Przyjście Macieja Muzja do Asseco Resovii okrzyknięto hitem transferowy. Ostatnie sezony za granicą w Surgucie, Ufie i Perugii. W krótkim czasie zrobił się z pana taki obieżyświat sportowy…
- Te trzy klubu zagraniczne w dwa lata nie były zamierzone, żeby ich było akurat tyle. Można na pewno powiedzieć, że gdzieś tam oderwałem się od PlusLigi i zobaczyłem, jak to wygląda poza granicami w innych ligach. Na pewno obieżyświatem bym się nie nazwał, bo są zawodnicy, którzy gdzieś więcej latają i zwiedzają. Co do hitu to wydaje mi się, że każdy transfer w tym sezonie w Rzeszowie nim jest, a mój to jeden z mniejszych.
- Ta oferta z Asseco Resovii była chyba bardzo konkretna, a przede wszystkim zadowalająca?
- Tak, dokładnie. Gdzieś to mi wszystko bardzo pasowało. Też były telefony od kolegów, którzy gdzieś wcześniej już wiedzieli, że będą grać w Rzeszowie w nowym sezonie. Najpierw oni chcieli stworzyć jakąś fajną drużynę. Były telefony, potem od prezesa no i się dogadaliśmy. Ten projekt bardzo mi się spodobał i bardzo w niego wierzę. Zobaczymy, co pokaże boisko. Nazwiska to nazwiska, ale nie ma co obiecywać i co się nakręcać tylko powoli zobaczyć co z tego wyjdzie.
- W trakcie przygotowań do nowego sezonu na pewno będzie pan śledził poczynania kolegów z reprezentacji Polski podczas zbliżających się mistrzostw Europy i pewnie gdzieś tam z tyłu głowy jest żal, że mnie tam nie ma?
- Na pewno z takim największym żalem musiałem się pogodzić, z decyzją trenera o składzie na igrzyska olimpijskie. Tam rywalizacja była do samego końca. Trener musiał podjąć decyzję i żalu nie mam do niego, tylko taki sportowy żal, smutek, że to ja nie pojechałem do Tokio. Oczywiście śledziłem mecze, trzymałem kciuki i teraz też tak będzie. Bardzo kibicuję chłopakom. Cały czas jakby czuję się częścią tej drużyny. Cały czas jesteśmy w kontakcie z chłopkami. To nie jest dwunastka, czternastka to jest dużo większa grupa zawodników. Tak to jest, że jednego sezonu pojedzie jeden, a drugiego kolejny. Cały czas jednak jesteśmy jedną wielką drużyną.
- Przez blisko miesiąc przygotowywać się będziecie do sezonu w mocno okrojonym siedmioosobowym składzie, co na pewno dla zespołu, w którym doszło do wielu zmian kadrowych, nie będzie łatwe?
- Nie jest to łatwa sytuacja szczególnie dla trenera, żeby to wszystko jakoś poukładać. Myślę, że mamy taki sztab szkoleniowy, który bez problemu podoła. Dla nas zawodników, którzy są na miejscu, jest to sytuacja mimo wszystko pozytywna, bo możemy popracować nad elementami, nad którymi już w takim pełnym wymiarze treningowym nie byłoby czasu i miejsca. Teraz jest taki moment, że można gdzieś podszkolić jakieś takie elementy, drobne niuanse. Także nie jest to zła sytuacja.
- Przez ten pierwszy miesiąc przygotowań nie będzie z wami trenera Alberto Giulianiego, który zjawił się na chwilę w Rzeszowie. Jak wyglądało to krótkie spotkanie?
- Przywitaliśmy się. Zrobił taki wstępny zarys, jak ta praca będzie wyglądać. Wiemy co mamy robić, że mamy pracować ciężko. Dalej sztab trenerski, który jest w Rzeszowie, ma swoje wytyczne jak wszystko prowadzić. Na pewno bez trenera będzie ciężej, bo zawsze najlepiej jest, jak jest na miejscu, aczkolwiek jak już wspomniałem, że sztab szkoleniowy sobie z tym poradzi.
- A jakie wspomnienia ma Maciej Muzaj z hali Podpromie, które będzie jego „nowym domem”?
- Mam kilka bardzo miłych wspomnień z Podpromia. M.in. zdobyty brązowy medal z Jastrzębiem, gdzie wygraliśmy tutaj z Resovią. Najbardziej w pamięci utkwiła mi zupełnie inna sytuacja. Kiedy jeszcze byłem w Bełchatowie i przyjeżdżaliśmy do Rzeszowa na mecze, różne, o dużą stawkę, o mniejsza itd., zawsze w końcówkach setów taki ryk z trybun, mocny doping był kibiców, że aż gdzieś myśli z głowy uciekały. Marzy mi się taka atmosfera na Podpromiu. Może to wówczas nie było dla mnie i mojego zespołu pozytywne, bo kibice nam przeszkadzali, ale to takie najmocniejsze wspomnienie jest z tej hali. Bardzo bym chciał, żeby stworzyć taką atmosferę w tym sezonie.
- Żeby tak się stało, muszą kibice wrócić na trybuny, ale to wcale tak do końca nie jest jeszcze przesądzone…
- Zdaje sobie z tego sprawę. Zobaczymy, jaka będzie sytuacja, pewnych rzeczy nie przeskoczymy i nie jest to zależne od nas. Mam nadzieje, że tych kibiców na trybunach będzie jak najwięcej.
Powrót do listy