Maciej Muzaj: takiej atmosfery w drużynie, jak u nas nigdzie jeszcze nie widziałem
Siatkarze Jasrzębskiego Węgla błyskawicznie odbudowali się po sromotnej porażce w Kędzierzynie-Koźlu, pokonując 3:0 Aluron Virtu Warta Zawiercie. - Poniosła nas atmosfera, bo lubimy gorący doping i uwielbiamy sprawiać przyjemność kibicom. Nieważne, czy są to nasi kibice, czy rywali. Gramy dla ludzi i chcemy, żeby oglądanie nas sprawiało im radość - skomentował atakujący JW, który po sezonie reprezentacyjnym powoli wraca do wysokiej dyspozcyji.
PLUSLIGA.PL: Pewna wygrana 3:0 w Zawierciu pozwoliła wam się odbudować po laniu, jakie dostaliście od ZAKSY Kędzierzyn-Koźle?
MACIEJ MUZAJ: Po jakim laniu? (śmiech). Już zapominamy o tym, co wydarzyło się w Kędzierzynie-Koźlu, choć oczywiście, wnioski z tej porażki należy wyciągnąć. Takie mecze nie mogą nam się zdarzać.
Jakie są te wnioski?
MACIEJ MUZAJ: Tego nie mogę powiedzieć, ale zapewniam, że są i miejmy nadzieję, że w spotkaniu rewanżowym, już na naszym boisku, to zaprocentuje. Na szczęście, nie mieliśmy wiele czasu na rozpamiętywanie, bo w październiku gramy bardzo dużo, praktycznie co trzy dni i musieliśmy się błyskawicznie pozbierać. Osobiście bardzo się cieszę z takiej ilości meczów, bo bardzo mi tego brakowało. Tęskniłem za ligową rywalizacją, a granie w takiej drużynie jak nasza sprawia mi ogromną przyjemność. Zresztą wszyscy chyba czujemy podobnie.
Pozwoli pan, że jednak podrążę temat spotkania z ZAKSĄ. Jak to możliwe, że ze Skrą, rywalem o podobnym potencjale zagraliście bardzo dobrze, wygraliście, a trzy dni później przez dwa sety nie istnieliście na boisku?
MACIEJ MUZAJ: Tak to jest w sporcie. Gdybyśmy wiedzieli dlaczego tak się dzieje, to pewnie potrafilibyśmy uniknąć podobnych sytuacji. Przez pierwsze dwie partie byliśmy jacyś przytłumieni, ZAKSA nie dała nam kompletnie dojść do słowa. To jest zespół, z którym żeby powalczyć na ich poziomie, musimy zagrać na sto procent. Wystarczy, że odpuścimy chociaż jeden procent i oni natychmiast nas zjadają.
Pięć porażek z poprzedniego sezonu siedziało gdzieś w głowie?
MACIEJ MUZAJ: Pewnie gdzieś z tyłu głowy wciąż to tkwi, ale w takim znaczeniu, że chcemy się odegrać. Znowu się nie udało, ale będzie jeszcze okazja w tych rozgrywkach, przynajmniej jedna. W końcu musi się udać.
W niedzielę, w Zawierciu znów było bardzo dobrze, choć pewnie ciężko gra się w hali, w której nie słychać własnych myśli?
MACIEJ MUZAJ: Na pewno to nie pomaga, chociaż atmosfera w Zawierciu była wspaniała. Chciałbym podziękować Klubowi Kibica Aluronu i w ogóle, wszystkim kibicom, bo robią świetną robotę. Jeszcze niedawno niewiele osób wierzyło, że w tym miejscu może zaistnieć siatkówka na tym najwyższym poziomie rozgrywkowym. Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy wszedłem do tej hali i nic nie było jeszcze poustawiane, nie było terafleksu, reklam, wyglądało to średnio. Ale w dniu meczu wszystko było bardzo dobrze przygotowane i mnie osobiście grało się tam świetnie, atmosfera była doskonała. I może właśnie ta atmosfera nas poniosła, bo lubimy gorący doping i uwielbiamy sprawiać przyjemność kibicom. Nieważne, czy są to nasi kibice, czy rywali. Gramy dla ludzi i chcemy, żeby oglądanie nas sprawiało im radość.
Wygrana 3:0, ale rywal dobrze się zaprezentował. Poza pierwszym setem, była twarda walka.
MACIEJ MUZAJ: Pierwszy set wygraliśmy wysoko i później chyba przyszło małe rozprężenie. A Zawiercie to nie jest zespół pierwszoligowy, który gra w PlusLidze, tylko drużyna zbudowana na miarę ekstraklasy i trzeba na nich uważać. Już w pierwszym spotkaniu, przeciwko ZAKSIE się postawili, pokazali, że potrafią grać w siatkówkę. Może trochę brakuje im zgrania, ale z czasem będą coraz groźniejsi.
Pan zaprezentował się z bardzo dobrej strony, podobnie jak w 3. secie meczu w Kędzierzynie-Koźlu. Wraca pewność siebie po nieudanym sezonie reprezentacyjnym?
MACIEJ MUZAJ: Jestem atakującym i moja rola polega na tym, by zdobywać jak najwięcej punktów. Gdzieś, powoli zbieram się po tym, co wydarzyło się latem, bo to, że nie udało mi się załapać do kadry na mistrzostwa Europy było moją osobistą porażką. Dlatego, tak jak wspomniałem, cieszę się, że mogę trenować z takim super zespołem, w świetnej atmosferze, no i dużo grać, ponieważ tego najbardziej mi potrzeba. Takiego klimatu, jak u nas nigdzie jeszcze nie widziałem.
Po tym jak przegrał pan rywalizację z Łukaszem Kaczmarkiem, spytałam trenera Lebedeb czy to ze względów mentalnych. Odpowiedział, że w Jastrzębiu takie problemy nie istniały. Jaka jest pana opinia dziś, z perspektywy czasu?
MACIEJ MUZAJ: Przede wszystkim, była to decyzja trenera. Ja z mojej strony mogę powiedzieć, że chyba nie dawałem powodów, które wskazywałyby na problemy mentalne. Bardziej szukałbym przyczyn w czysto siatkarskich kwestiach, jak choćby regularność. Łukasz Kaczmarek jest bardzo dobrym zawodnikiem i ja pogodziłem się z tamtą decyzją. Oczywiście, nie była ona dla mnie korzystna, ale uważam, że była sprawiedliwa. Wydaje mi się, że szliśmy łeb w łeb i w samej końcówce selekcjoner postawił jednak na Łukasza. Nie mam o to jakiegoś wielkiego żalu.
Na pewno była to gorzka pigułka i mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się przekuć to doświadczenie w sukces. Tak naprawdę, nic złego mi się nie stało - nie doznałem żadnej krzywdy, nie załamałem się totalnie. Ludzie mają zdecydowanie większe problemy.
Mark Lebedew powiedział mi wtedy jedną ważną rzecz - że każdy zawodnik musi dokładnie wiedzieć czego się od niego oczekuje. Oczekiwania wobec pana były w kadrze wyraźnie nakreślone?
MACIEJ MUZAJ: Musiałbym nad tym dłużej pomyśleć, bo nie wiem co odpowiedzieć na to pytanie, naprawdę…