Maciej Muzaj: trener zapowiedział, że każdy dostanie swoją szansę
- W tej chwili numerem jeden jest Dawid Konarski, co udowodnił i potwierdził w spotkaniu z Iranem. Ale będziemy atakować zza jego pleców, oczywiście wyłącznie w sensie sportowym, rywalizować z nim o miejsce w szóstce i walczyć o swoją szansę - zapowiedział atakujący Jastrzębskiego Węgla i reprezentacji Polski tuż przed startem Ligi Światowej. Wielu ekspertów upatruje w Muzaju objawienia sezonu reprezentacyjnego.
PLUSLIGA.PL: W zeszłą sobotę wziął pan udział w pożegnalnym meczu Krzysztofa Ignaczaka. „Igła” kończy, a pan zaczyna nowy rozdział w siatkarskim życiu?
MACIEJ MUZAJ: W zeszłym roku przewinąłem się przez kadrę, ale tak bardzo wstępnie. Mam nadzieję, że ten zaczynający się sezon reprezentacyjny będzie dla mnie bardziej owocny. Na treningach daję z siebie „maksa”, cierpliwie czekam na swoją szansę i myślę, że to zaprocentuje.
Reprezentacja rozpoczęła sezon w katowickim Spodku. Kilka tygodni temu miał pan okazję zagrać tam w meczu ligowym, ale tym razem były chyba zupełnie inne emocje?
MACIEJ MUZAJ: Biało-czerwona koszulka spowodowała, że mecz z Iranem wywarł na mnie dużo większe wrażenie niż tamto ligowe starcie. Większa była także presja, którą z jednej strony sami sobie narzuciliśmy, a z drugiej, gdy widzi się wypełnioną niemal po brzegi halę, tę słynną halę, to emocje od razu idą w górę.
Sezon jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a już słychać opnie, że może pan być w tym roku największym odkryciem trenera De Giorgiego. Takie głosy pomagają czy raczej stresują?
MACIEJ MUZAJ: Cieszy i motywuje mnie do pracy to, że ludzie we mnie wierzą, także dodaje pozytywnej energii. Na razie jednak jestem stawiany w roki drugiego lub trzeciego atakującego, bo wymieniamy się z Łukaszem Kaczmarkiem. W tej chwili numerem jeden na naszej pozycji jest Dawid Konarski, co udowodnił i potwierdził w spotkaniu z Iranem. Ale będziemy atakować zza jego pleców, oczywiście wyłącznie w sensie sportowym, rywalizować z nim o miejsce w szóstce i walczyć o możliwość pokazania się w większym wymiarze.
Rozmawiał pan z trenerem o swojej roli w reprezentacji Polski? Zapowiedział, że tym pierwszym będzie Konarski, w wy macie się uczyć?
MACIEJ MUZAJ: Nie było żadnej rozmowy. Wszystko wyłoniło się w trakcie treningów i też nie do końca wiem jakimi przesłankami kieruje się trener, ale patrząc obiektywnie na naszą trójkę, to Dawid Konarski jak najbardziej jest numerem jeden. Zresztą udowodnił to także w lidze, w ostatnich dwóch sezonach. Trener zapowiedział natomiast, że wszyscy dostaną swoją szansę, co było widać już w meczu z Iranem.
No właśnie nie do końca, bo mino wcześniejszych zapowiedzi, nie było wielu roszad w składzie.
MACIEJ MUZAJ: Wszedłem ja, Grzesiek Łomacz i Łukasz Kaczmarek na zagrywkę. Jakieś zmiany były. To dopiero pierwszy mecz, spokojnie. Nie ma co narzekać, trzeba cierpliwie czekać.
Cierpliwość u trenera De Giorgiego bardzo się chyba opłaca…?
MACIEJ MUZAJ: Trzeba być cierpliwym, ale przede wszystkim trzeba mocno pracować. Trener cały czas pokazuje nam nad czym szczególnie należy się pochylić, daje nam możliwość pracy nad swoim, nazwijmy to, warsztatem. Dla mnie jest to idealna sytuacja, gdy szkoleniowiec zwraca uwagę na moje błędy, mówi mi co i jak mam robić, żeby było lepiej. Pokazuje mi konkretną ścieżkę, a moja rola polega na tym, żeby tą ścieżką iść, dawać z siebie wszystko co mogę i potrafię.
Dowiedział się pan czegoś nowego o sobie i swoim potencjale przez te ostatnie trzy tygodnie?
MACIEJ MUZAJ: Jestem świadomy swojego potencjału, bo słyszę o nim z każdej strony. Natomiast trener zwrócił mi uwagę na kilka błędów, których ja nie dostrzegałem, na przykład w obronie. Powinienem też mieć większą regularność w ataku, bardziej szanować piłkę. Na pozór są to szablonowe kwestie, ale jeśli je poprawię, to wzrośnie jakość mojej gry i będą z tego korzyści - dla mnie i dla kadry. Jest dobry czas, żeby nad tym popracować.
Ze względu na osobę trenera, nie unikniemy porównań kadry z ZAKSĄ, której grę cechowała bardzo mała ilość błędów własnych. To jest główny kierunek pracy Włocha?
MACIEJ MUZAJ: Myślę, że tak. Trener ma swoją filozofię gry i nagle nic nie będzie zmieniał. Przez ostatnie dwa lata jego pomysł sprawdzał się doskonale, przynajmniej na gruncie ligowym. Zobaczymy jak będzie na arenie międzynarodowej. Aczkolwiek myślę, że jest to dobra droga, że taki sposób gry zaprocentuje.
Dużo słyszeliśmy o zasadach, które wprowadził „Fefe”. Coś pana szczególnie zaskoczyło?
MACIEJ MUZAJ: Na pewno jest trochę większy rygor. Treningi są cięższe i dużo dłuższe, ale trzeba podkreślić, że trener bardzo docenia ciężką pracę. Przez cały trening wszyscy są maksymalnie skoncentrowani, nie ma nawet minuty jakiegokolwiek odpuszczania. Są też inne zasady, które musieliśmy zaakceptować, ale myślę, że przez to trener ma duży autorytet wśród zawodników. Nikt z nas nie miał najmniejszego problemu z zaakceptowaniem tych zasad. Pewne reguły, jak ta dotycząca nie używania telefonów podczas posiłków, obowiązują także u mnie w klubie, więc nie było to nowością.
Pana klubowy trener Mark Lebedew jest raczej takim dobrym tatą, a w kadrze trafił pan na surowego „policjanta”. Spora różnica?
MACIEJ MUZAJ: Porównując Marka Lebedew i Ferdinando De Giorgiego, faktycznie jest spora różnica charakterów, podejścia. Inna narodowość i od razu można powiedzieć, że Mark jest Australijczykiem, a „Fefe” Włochem. Natomiast nie ośmieliłbym się powiedzieć w tej chwili co jest lepsze, musi minąć przynajmniej cały sezon. Wydaje mi się, że jedno i drugie podejście ma wiele plusów, bo obydwaj są dobrymi trenerami.
Choć praca na zgrupowaniu kadry wre, kątem oka pewnie śledzi pan to, co dzieje się w Jastrzębskim Węglu? A dzieje się nieźle…
MACIEJ MUZAJ: Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony pozyskaniem Kevina Tillie. Świetny transfer. Wiem, że aktualnie ma jakieś problemy zdrowotne, ale mam nadzieję, że do startu sezonu ligowego odzyska pełnię sił. A jeżeli będzie zdrowy, to bardzo dużo nam pomoże. Jeśli chcemy grać w Lidze Mistrzów, to ten transfer jest wręcz niezbędny. Według mnie, ale pewnie też według wielu innych, Francuz jest aktualnie w światowej czołówce przyjmujących.