Maciej Muzaj: wszystko było taktycznie przemyślane
Nieoczekiwanie dla wszystkich, podczas gdańskich kwalifikacji olimpijskich trener Heynen obstawił w roli pierwszego atakującego Macieja Mazaja. Polacy wywalczyli awans i po raz kolejny okazało się, że nawet najbardziej szalone pomysły Belga mają swoje uzasadnienie, a przede wszystkim efekty w meczowej praktyce. - Cieszę się, że nie zawiodłem oczekiwań i że ta decyzja gdzieś się obroniła - skomentował Muzaj.
PLUSLIGA.PL: Wszyscy nastawiali się na bardzo twardy bój z Francją, a tymczasem to chyba Słowenia napsuła wam więcej krwi?
MACIEJ MUZAJ: Od początku wszyscy powtarzali, że Francja będzie naszym najtrudniejszym rywalem na turnieju olimpijskim i na nią też najbardziej się nastawialiśmy. Ale wiedzieliśmy, że Słowenii nie można lekceważyć, bo to niewygodny dla nas przeciwnik. Pierwszej partii nie udało się wygrać, bo Słoweńcy bardzo dobrze zagrywali i trochę na nas "napadli". Nie mogliśmy sobie z tym poradzić, nie graliśmy dobrze blokiem. Być może była to kwestia tej masy energii, którą poświęciliśmy na wczorajszy mecz. Druga odsłona też była ciężka, bo rozstrzygnęliśmy ją na swoją korzyść dopiero w końcówce. Rywale popełnili kilka błędów w zagrywce i sami wbili sobie gwóźdź do trumny.
Wywalczyliście awans i jedziecie do Tokio. Dotarło to już do pana, po tych wszystkich turniejowych emocjach?
MACIEJ MUZAJ: Właśnie nie wiem….bardzo się cieszę, ale być może jutro dotrze to do mnie bardziej i będę w euforii. W trwającym sezonie reprezentacyjnym wykonaliśmy ten najważniejszy krok - awansowaliśmy na igrzyska, ale to jest na razie tylko awans.
Wczorajsze spotkanie z Francją było najważniejszym w pana dotychczasowej karierze?
MACIEJ MUZAJ: Myślę, że tak. Także to ze Słowenią. To były dwa najważniejsze spotkania reprezentacyjne, w których brałem udział, przede wszystkim byłem na boisku. Jestem dumny z tego, że mogłem być w tej drużynie, mieć jakiś wkład w końcowe zwycięstwo. To było też takie docenienie mojej pracy w całym sezonie reprezentacyjnym. Rywalizacja na mojej pozycji była ciężka i finalnie w tym roku trener postawił na mnie. Cieszę się, że nie zawiodłem jego oczekiwań i że ta decyzja gdzieś się obroniła.
Vita Heynen powtarzał dziennikarzom, że jest spokojny, bo ma swój plan i krok po kroku go realizuje. Jednym z elementów tego planu był Macie Muzaj w wyjściowej szóstce na mecz z Francją. Kiedy pan dowiedział się o jego zamiarach?
MACIEJ MUZAJ: Dzień przed tym spotkaniem, albo nawet w samym dniu meczu. Ale myślę, że to wszystko było taktycznie przemyślane. Wydaje mi się, że ani siatkarscy eksperci, ani nasi przeciwnicy nie spodziewali się, że to ja wybiegnę na boisko w wyjściowej szóstce, raczej stawiano na Dawida Konarskiego. Myślę, że była to taka zagrywka trenera, która mogła trochę namieszać. Selekcjoner mi zaufał, wierzył, że będę w optymalnej formie. Ja jednak nie traktowałbym tego faktu jakoś wiążąco - że teraz ja jestem pierwszym atakującym. U nas nie ma pierwszego i drugiego atakującego. Gra ten, który w danym momencie jest potrzebny. Cały czas stosujemy też podwójną zmianę i obydwaj utrzymujemy meczowy rytm.
My dziennikarze ciągle uczymy się Vitala Heynena, a jak z tym jest u pana?
MACIEJ MUZAJ: Trener ma niekonwencjonalne metody i cały czas trzeba sobie po prostu z nim radzić. A jeżeli już ktoś sobie poradzi z nim, to potem nic i nikt inny nie będzie w stanie wybić go z rytmu. To dla nas dobra szkoła i jak na razie się sprawdza.
Pytam, bo podczas pojedynku z Tunezją dwa razy dostał pan od niego dość dosadną reprymendę, ale zauważyłam, że bardzo spokojnie pan to przyjął...
MACIEJ MUZAJ: Chodziło o jakieś konkretne sytuacje na boisku, nawet już nie pamiętam dokładnie o co. Chciał, żebym to zmienił. Próbowałem wypełnić to polecenie, a resztę niepotrzebnych emocji starałem się odrzucić gdzieś na bok, skupić się wyłącznie na tym, co było najważniejsze, czego oczekiwał ode mnie szkoleniowiec. Pracuję z Vitalem drugi sezon, w tym roku trochę więcej niż poprzednio, ale cały czas uczę się z nim współpracować. W tym sezonie jest znacznie lepiej niż w ubiegłym.
Sposób prowadzenia pana przypomina trochę zeszły rok i jego pracę z Bartoszem Kurkiem - ogromne pokłady zaufania, stawianie na niego mimo wielu krytycznych głosów. Forma Kurka eksplodowała podczas mistrzostw świata, pana czas przyjdzie w Tokio?
MACIEJ MUZAJ: Bardzo bym chciał, żeby taki scenariusz się ziścił, bo stawiam sobie cele bardzo wysoko, a turniej w Tokio jest jednym z tych celów. Jednak nie ma co mnie porównywać z Bartkiem Kurkiem, bo on zrobił coś niesamowitego. Nie jest tak, że Bartek błysnął nagle na mistrzostwach świata. On od wielu lat był bardzo dobrym zawodnikiem, a ja dopiero buduję swoją pozycję. Być może w kontekście dochodzenia do dobrej dyspozycji i takiego zaufania trenerskiego możemy poczynić jakieś porównania, ale tylko tyle. Natomiast mam nadzieję i gorąco wierzę, że tak jak Bartek odżył podczas zeszłorocznego mundialu i wszedł na jeszcze wyższy poziom niż prezentował wcześniej, tak ja też osiągnę w niedalekiej przyszłość ten najwyższy pułap.
Powrót do listy