Maciej Pawliński: drżały nam ręce
Przyjmujący Jadaru Radom Maciej Pawliński nie zaliczył do udanych występu przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi. Mecz skończył z pięcioma oczkami na koncie i zaledwie siedmioma procentami przyjęcia perfekcyjnego. Tak źle dawno nie było.
- Może nie spodziewaliśmy się zwycięstwa, bo byłyby to oczekiwania nieco na wyrost, ale liczyliśmy na twardą walkę i ugranie choćby punktu - przyznał rozczarowany wynikiem, a przede wszystkim postawą Jadaru Radom Maciej Pawliński.
Wygrana z AZS UWM Olsztyn i świetny, zwycięski występ w turnieju o Puchar Prezydenta Kielc wlały w serca radomian wiarę i przekonanie, że to koniec złej passy i zarazem początek wędrówki w bezpieczne miejsce w ligowej tabeli.
Spotkanie z Jastrzębskim Węglem rozpoczęło się nieźle dla gości. Działała najmocniejsza broń zespołu - zagrywka, a rozgrywający rywali Nico Freriks nie silił się na finezję, większość piłek kierując do Roberta Prygla. Ten grał ze zmiennym szczęściem.
- Podeszliśmy do rywala bez respektu. Pierwszy set wyglądał w miarę dobrze. Kłopoty zaczęły się w drugiej partii, przy serii zagrywek stacjonarnych Wojciecha Jurkiewicza. Prowadziliśmy 8:5, a potem zrobiło się 10:17. To nas kompletnie rozbiło i nie potrafiliśmy się już podnieść do końca meczu - relacjonuje Pawliński dodając, że w zespole zabrakło przede wszystkim komunikacji. - Pogubiliśmy się we własnych poczynaniach. Potem zaczęły nam drżeć ręce i nie dało się w ogóle przyjmować.
- Nie wiem co się stało, być może to specyfika tej hali. Nie potrafiliśmy przyjąć zagrywki szybującej, ale mieliśmy też problem ze zwykłymi "balonikami" - mówi dalej przyjmujący z Radomia podkreślając, że z żadnym rywalem nie da się wygrać, nie mając dobrego przyjęcia. - Nasze tego dnia było tragiczne. Nie pamiętam kiedy ostatnio zagraliśmy równie fatalnie w tym elemencie.
Dodatkowo, z każdą minutą meczu radomianie tracili własne "argumenty%u201D, pozwalając rywalom na swobodne rozgrywanie akcji.
- Jadar gra dobrze tylko wtedy, gdy "siedzi%u201D nam zagrywka. Taki mamy zespół i wiemy, że tylko ryzyko w polu serwisowym może przynieść jakieś efekty - uważa Maciej Pawliński.
Dzień przed spotkaniem, na treningu podopieczni Jana Sucha zagrywali mocno i celnie, do spotkania z Jastrzębiem przystąpili więc pełni optymizmu. - Z taką zagrywką naprawdę mieliśmy szanse na nawiązanie równorzędnej gry. Tymczasem podczas meczu psuliśmy sporo serwów, a te które wchodziły, przeciwnik dobrze przyjmował i rozrzucał nas po siatce.
Zawodnicy z Radomia nie tracą jednak nadziei. Wiedzą, że na własnym gruncie ich walory nabierają szczególnej mocy i tutaj upatrują dla siebie szansy, zwłaszcza że kolejne trzy spotkania w PlusLidze zagrają przed swoją publicznością. - Żeby jednak uchronić się przed strefą spadkową, musimy walczyć w każdym meczu, bo w obecnej sytuacji nawet jedno zdobyte oczko może nas uratować - zaznacza zawodnik, który osobiście liczy również na doświadczenie nowego szkoleniowca Jana Sucha.
- Współpraca z Janem Suchem układa się bardzo dobrze. Treningi są ciekawe, trochę inne niż z Mirosławem Zawieraczem, ostrzejsze. Trzeba tylko cierpliwie czekać, aż wszystko zaskoczy. Trener daje wszystkim zawodnikom równe szanse i każdy wie, że miejsce w wyjściowej szóstce może sobie wywalczyć wyłącznie dobrą postawą. Kto kończy spotkanie ten zaczyna następne - to jego dewiza .