Mają charakter
Z jednej strony skupiają się tylko na kolejnym spotkaniu, z drugiej - przyjechali tu po medal i udowadniają, że to nie były tylko słodkie obietnice.
Słodkie na pewno jest dziś zwycięstwo. Przypomnijmy, że w eliminacjach do mistrzostw świata w Gdyni pokonaliśmy Francuzów bez problemu 3:0. Nie pomogli w Izmirze znani z parkietów PlusLigi ani Staphane Antiga, ani Guillaume Samica.Polakom początek meczu nie wyszedł. Skuteczność Bartosza Kurka po pierwszym secie wynosiła dziesięć procent! Nie błyszczał też Piotr Gruszka i bardzo szybko trener Daniel Castellani do tablicy przywołał Jakuba Jarosza.
Wydawało się, że 22-letniego siatkarza może dopaść trema. W końcu dla niego to pierwsze takie mistrzostwa, ale stres go nie zjadł, a tylko ślinę przełykali Francuzi, gdy młody Polak wiódł rękę do ataku, a przed debiutem podobno się nie stresował. - Spałem bardzo dobrze. Bardziej martwię się o dzisiejszą noc. Jak się wypija tyle dopalaczy, które pobudzają na boisku, to ciężko jest potem zasnąć - wyznał młody zawodnik.
Czyli to nie mecz z Niemcami może spędzać sen z powiek. Choć - jak wszyscy zgodnie twierdzą - to jedno z najważniejszych spotkań tego turnieju. Przynajmniej na razie. - Mentalnie na pewno jesteśmy do niego przygotowani. Mieliśmy świadomość, że pierwsze dwa spotkania będą najważniejsze i po zwycięstwie z Francuzami na pewno się nie rozluźniamy. Wiemy że jutro czeka nas bardzo ważny mecz - mówił Jarosz i tylko na nim koncentrują się siatkarze.
- Każdy z nas założył sobie jakieś cele i ambicje sportowe. Jest to normalne, ale patrzymy tylko na następny mecz - twierdził Piotr Gacek. Wtórował mu Marcin Możdzonek. - Wykonaliśmy plan, który sobie założyliśmy - wygrać z Francją. Plan nr 2 - wygrać z Niemcami - twierdził stanowczo. Z Niemcami, nie z Raulem Lozano, dodawał ponownie Gacek. - Chcemy wygrać z zawodnikami, a nie z trenerem. Jesteśmy profesjonalistami - wychodzimy na parkiet po to, żeby grać.
I zdobywać najlepiej medale mistrzostw Europy. - Na takiej imprezie każdy chce wygrać i sięgnąć po tytuł. Chyba wszyscy przyjechali z takim założeniem. Nikt nam punktu, seta, żadnej akcji nie odda za darmo. Musimy sami o to walczyć na boisku - podsumowywał „wypadki” na boisku Marcin Możdżonek. - Z Francuzami była walka. Oni ją wygrali w pierwszym secie, nam udało się w następnych trzech.
- A o tym pierwszym zapomnijmy - namawia Paweł Zagumny. - Wygraliśmy i nie roztrząsajmy jednego seta. Zwycięstwo jest najważniejsze. Młodzi chłopcy wytrzymali ciśnienie - czapki z głów. Choć wiadomo, że każdy się stresuje. Po jednym to widać, po drugim nie. Na tym polega sztuka, żeby to wytrzymać. Nie rwiemy sobie włosów z głowy przed meczem i staramy się nie pokazywać jakiś naszych obaw. Ale zawsze ten dreszczyk jest, dlatego też gra się w siatkówkę i uprawia się ten sport - tłumaczył nasz rozgrywający.
Nam dreszczyk emocji też towarzyszył. Przy porażce w pierwszym secie wróciło widmo przegranej z Belgią sprzed dwóch lat - na starcie czempionatu Starego Kontynentu w Moskwie. - To są całkiem inne mistrzostwa. Nie wracajmy do tamtego turnieju, bo to jedenaste miejsce nie jest ani chlubą, ani dobrym wspomnieniem dla nas. Teraz są nowe zawody i nowe cele. Dużo lepsza i dojrzalsza gra - mówił Piotr Gacek.
Dojrzalsza, choć w wykonaniu młodych… Ci udowadniają jednak, że są gotowi stanąć w szranki w walce o najwyższe cele. Młodemu Kubie Jaroszowi miał kto służyć radą przed tak ważnym występem. Jak nie ojciec, to dziadek – obaj byli reprezentanci kraju. Jednak nikt z siatkarskiej rodziny przed czwartkowym spotkaniem nic nie doradzał. - Nawet z nikim dziś nie rozmawiałem. My w ogóle niewiele mówimy o moich meczach. Co najwyżej zadzwonią i pogratulują, jak przyjdzie na to czas czyli jak wrócę do hotelu i będę miał pod ręką telefon z zasięgiem. Zadzwonią, pogratulują i tyle - kończy Jarosz. Powrót do listy