Marcin Komenda: każdy medal jest czymś fajnym
PLUSLIGA: Chyba nie spodziewał się pan, że ten rok będzie aż tak udany dla Marcina Komendy?
MARCIN KOMENDA (rozgrywający reprezentacji Polski): Pewnie marzyłem o czymś takim, ale tak patrząc realnie nie myślałem o tym tak bardzo poważnie. Czas pokazał, że jest dobrze i mam nadzieję, że będzie tak dalej, a nawet lepiej.
- Ten debiutancki sezon dla pana w reprezentacji Polski ma brązowy kolor…
- Zgadza się. Dwa brązowe medale, to super sprawa, więc bardzo się cieszę. Na Lidze Narodów w Chicago udało nam się zdobyć brązowe medale, teraz w Paryżu też było tak samo. Myślę, że możemy się cieszyć z tego wyniku, choć oczywiście mieliśmy marzenia o złocie. Trzeba też być pokornym i przyjąć to wszystko jakby z szacunkiem. Uważam, że każdy medal jest czymś fajnym.
- Niedosyt chyba jednak po mistrzostwach Europy pozostał ? Wygraliście w sumie osiem meczów, przegrywając tylko raz w półfinale ze Słowenią.
- Na pewno jest niedosyt, ale to też był długi turniej i czasami jeden słabszy mecz może się zdarzyć. Szkoda, że to się nam przytrafiło akurat w półfinale, ale cieszymy się z trzeciego miejsca bo przecież dawno nie mieliśmy medalu na ME, więc fajnie wrócić na podium, a może w kolejnym turnieju za dwa lata będzie złoto.
- Na pewno analizował pan porażkę ze Słowenią. Dlaczego nie udało się pokonać rywala?
- Na pewno zagraliśmy słabszy mecz. W każdym elemencie graliśmy poniżej swojego dobrego poziomu i to spowodowało, że przegraliśmy. Słoweńcy grali dobry mecz i na pewno pomogli im kibice. Atmosfera na hali była bardzo gorąca i gdy im brakowało sił, to było to dla nich dużym wsparciem w tych chwilach kryzysu. To było dla nich bardzo istotne, a my zagraliśmy słabiej. Fajnie jednak, że po tym nieudanym meczu w Lublanie, w Paryżu już wróciliśmy na właściwe tory i zagraliśmy dobry mecz.
- A może trochę uśpiła was ta seria wygranych łatwych meczów, gdzie w drodze do półfinału odsyłaliście w błyskawicznym tempie rywala za rywalem. Wydawało się, że Słowenia nie jest aż tak topowym zespołem, który może wam zagrozić…
- Tak się wydawało, ale oni nas sprowadzili na ziemię. W sporcie też trzeba być pokornym. Oczywiście nie myśleliśmy, że wygramy to tak „gładziutko”, ale wierzyliśmy mocno w zwycięstwo w półfinale. Słowenia pokazała, że w sporcie może się wszystko zdarzyć i dopóki nie ma się na koncie 25 punktów i trzech wygranych setów, to trzeba grać do końca. Myślę, że ta porażka będzie w jakiś sposób procentować na przyszłość, że po prostu taki kubeł zimnej wody na nas spadł.
- Z Francją mieliście grać o złoto i zmierzyliście się, ale o brąz rozgrywając bardzo dobre spotkanie, choć to rywal w dwóch pierwszych setach początkowo przeważał.
- Zagraliśmy swoje i dobrze realizowaliśmy taktykę. Graliśmy walecznie, nie odpuszczaliśmy ani na moment i to było kluczowe.
- Zestawianiem finału, gdzie Serbia zagrał ze Słowenią, jest pan chyba zaskoczony?
- Przed turniejem nikt by nie obstawiał takiego finału, ale oba zespoły tak grały na mistrzostwach, że do niego doszły. Należy się im duży szacunek. To nie są jakieś bardzo słabe zespoły tylko klasowe reprezentacje. To, że doszły do finału pokazuje, że zagrali świetny turniej i zawsze są groźni, więc każdy musi się z nimi liczyć.
- Z tych mistrzostw Europy Marcin Komenda co najbardziej zapamięta? Podróże i przemieszczanie się co jakiś czas z miejsca na miejsce?
- Było kilka negatywnych rzeczy ze strony organizatorów, ale będę mówił o pozytywnych. Na pewno zapamiętam ten brązowy medal, wszystkie wygrane mecze i świetną atmosferę na halach. To co wyprawiali nasi kibice, nawet na meczu o brąz w Paryżu, gdzie było ich nawet chyba więcej niż fanów gospodarzy, to było coś niesamowitego. To pokazało jakich mamy świetnych kibiców na każdym kroku.
- Mistrzostwa Europy się skończyły, ale sezon reprezentacyjny nie. Przed wami od wtorku Puchar Świata w Japonii.
- Tam też chcemy ugrać coś fajnego w postaci medalu, bo naszym celem jest przywozić krążek z każdego turnieju. Jesteśmy na dobrej drodze, musimy grać swoją siatkówkę, a wówczas nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zdobywać kolejne medale.
- Spora reprezentacja Polski będzie w Japonii…
- Z tego co wiem już w piątek z Polski poleciało dwunastu zawodników, a my w niedzielę ruszyliśmy w jedenastu w podróż (do kraju wrócili niezgłoszeni do gry w PŚ: Piotr Nowakowski i Dawid Konarski oraz Michał Kubiak, który później dołączy do kadry – przyp. red). Tych zawodników będzie sporo, ale mamy na tyle szeroki skład, że kto by nie grał, to i tak będzie bardzo wysoki poziom naszej drużyny i jestem przekonany, że będziemy prezentowali się bardzo dobrze.
- Na Pucharze Świata pewnie też pan otrzyma więcej szansy gry niż to miało miejsce na mistrzostwach Europy?
- To już decyzja trenera. Ja z każdej szansy jaką otrzymam będę się cieszył. Oczywiście chciałbym grać jak najwięcej, ale z każdej chwili gry staram się czerpać i robić co mogę żeby było dobrze.
- Czy wiadomo już jak długo będzie pan z reprezentacją Polski w Japonii?
- Zobaczymy. Nie chcę się na razie wypowiadać na ten temat. Myślę, że trener w odpowiednim czasie poda oficjalną informację do kiedy każdy zawodnik będzie na PŚ. Ja chcę robić swoje i z każdego meczu wynosić jak najwięcej, a tych meczów w Japonii będzie sporo.
- W Rzeszowie mocno trzymają za pana kciuki, ale też chcieliby, żeby jak najszybciej wrócił pan do klubu, bo do startu ligi pozostało coraz mniej czasu, a do tej pory tylko gościnnie na rozegraniu w Asseco Resovii pomaga Grzegorz Pająk…
- Z tego co się orientuję, to Kawika Shoji powinien być wcześniej, bo nie leci na PŚ do Japonii. Dobrze więc dla naszego klubu, że choć jeden rozgrywający będzie na ostatnim etapie przygotowań do ligi. Ja niezależnie od tego kiedy wrócę stawię się na treningi tak jak już ustaliłem z trenerem Piotrem Gruszką i chcę jak najwięcej czasu jeszcze przed sezonem spędzić z drużyną. Mamy wysokie aspiracje i każdy jeden trening więcej może dać dużo w kontekście pierwszych meczów ligowych.
Powrót do listy