Marcin Mierzejewski: liczy się pamięć
- Po treningu, wieczorkiem usiąść sobie spokojnie, zjeść kolację z żoną, dzieckiem i powspominać te dawne czasy - tak dzień swoich 28 urodzin chciałby spędzić Marcin Mierzejewski.
- Które urodziny najbardziej pamiętasz?
- Te z czasów dzieciństwa. To rodzice wtedy organizowali imprezy dla kolegów i koleżanek ze szkoły. Były to bale przebierańców i właśnie takie urodziny na zawsze pozostają w mojej pamięci.
- Jak się bawiliście podczas takich urodzin?
- Raczej standardowo, na przykład w chowanego, berka. Takie zabawy podczas których było dużo krzyku i hałasu. To pamiętam najbardziej i najmilej wspominam.
- Prezent, który pamiętasz do dziś?
- Nie przypominam sobie czegoś takiego, co mogłoby mnie zaskoczyć. U nas w rodzinie przyjęło się, że urodziny były traktowane drugorzędnie. Prezent nie był podstawowy, liczyło się to, że ktoś pamiętał, dał czekoladę i to było najważniejsze.
- Jaki jest Twój wymarzony podarunek?
- Myślę, że to co można otrzymać od kogoś, te dobra materialne zostawiam trochę dalej i to co się naprawdę liczy to zdrowie i miłość, a tego od nikogo się nie dostaje, to się po prostu ma albo nie.
- Jak chciałbyś spędzić najbliższe urodziny?
- Nie pamiętam czy kiedyś spędzałem je w jakiśkolwiek inny sposób niż trening. Odkąd gram w siatkówkę zawodowo to nie ma na to czasu. A jak chciałbym spędzić? W gronie rodzinnym… Po treningu, wieczorkiem usiąść sobie spokojnie, zjeść kolację z żoną, dzieckiem i powspominać te dawne czasy. To byłaby chyba najsympatyczniejsza forma spędzenia tego dnia.
- Kiedy ostatni raz świętowałeś urodziny z najbliższymi?
- Nie pamiętam ile miałem wtedy lat, może 14? Naprawdę było to bardzo dawno temu, ponieważ już kilka lat nie ma mnie w domu, w Olsztynie, a co za tym idzie nie ma możliwości żeby się wszyscy zebrali i razem posiedzieli.
- Cele, który chciałbyś osiągnąć w niedługim czasie?
- Cele sportowe są wiadome - grać jak najlepiej i zdobywać jak najwyższe miejsca. Kolejna rzecz może nie jest celem, a marzeniem i myślę, że chyba każdego zawodnika - gra w reprezentacji.
- Jeżeli jesteśmy już przy marzeniach to jakieś jeszcze?
- Zdrowie w rodzinie, żeby mała rosła, była zdrowa, rozwijała się tak jak teraz, aby to się powolutku wszystko układało. To jest dla mnie najważniejsze - jej szczęście, a to co robi sprawiało jej radość.
- Który moment jest dla Ciebie najszczęśliwszy w życiu?
- Narodziny Julki. To było coś wspaniałego, ale też i wielkie zaskoczenie. Sylwia, moja żona, miała tego dnia nie rodzić. Lekarze obiecali mi, że może to się stanie za trzy dni, kiedy wrócę z Warszawy. Ale się nie udało. Mimo tego był to najwspanialszy dzień w moim życiu. Moja córeczka urodziła się w trakcie meczu, z tego co pamiętam chyba podczas drugiego seta. Ja natomiast dowiedziałem się o tym dopiero po spotkaniu i chyba dobrze. Gdyby powiedziano mi w trakcie to chyba bym się położył na parkiecie i nie dał rady grać dalej. (śmiech)
- A teraz zapytam tak odwrotnie, czy chciałbyś cofnąć czas i coś w swoim życiu zmienić?
- Wiadomo, w życiu każdego człowieka są jakieś tam momenty, których albo nie chce się wspominać, albo chce się wyrzucić z pamięci. Ja też miałem taki moment, ale nie trzeba do niego już wracać. Czasu nie cofniemy, a to co się nie udało - z tym musimy się nauczyć żyć.
- Twoja pierwsza miłość?
- To była bardzo wczesna podstawówka, albo i nawet zerówka. Była to miłość platoniczna, nieodzwierciedlona z drugiej strony. Podkochiwałem się w sąsiadce, która była może z trzydzieści lat ode mnie starsza (śmiech).
- Czy jest coś z dzieciństwa do czego teraz najchętniej wracasz albo wrócił byś, ale z jakiś przyczyn nie możesz?
- Na pewno z dzieciństwa została mi chałwa. A co do dzieciństwa to mam to szczęście, że wracam do niego codziennie podczas zabawy z Julką. Są one takie same, którymi i my się bawiliśmy. Zabawki tak samo, te najstarsze są najlepsze i teraz dzięki niej przeżywam to od nowa. Zdaję sobie też sprawę z tego, że jeszcze później, gdy Julka pójdzie już do szkoły będę miał z nią matematykę, fizykę.
- Największy przyjaciel z dzieciństwa?
- Z dzieciństwa może niekoniecznie, ale mam takiego ze szkoły podstawowej, ze szkoły średniej. Ten przyjaciel gra teraz w drugiej lidze w Garwolinie. Jest to taki człowiek, na którego mogłem zawsze liczyć. Cały czas mamy ze sobą kontakt, odwiedzamy się wzajemnie i to taka jedna, poważna znajomość, która mi pozostała ze szkolnych lat. Natomiast kontakty staram się utrzymywać ze wszystkimi, których kiedyś na swojej drodze spotkałem.
- Co razem robiliście albo jak razem rozrabialiście?
- Jak rozrabialiśmy? Raczej na obozach sportowych i niekoniecznie rozrabianie a wygłupy (śmiech). Ale nie ma o czym rozmawiać- ja to pamiętam on też, oboje się z tego do dzisiaj śmiejemy, ale nie ma co opowiadać (uśmiech).
- A jest jakaś najśmieszniejsza sytuacja z dzieciństwa?
- Tak, ale znam ją z opowieści rodziców… Kiedyś podpuściła mnie sąsiadka, miałem wtedy ze trzy latka, że jeżeli zjem ślimaka to się w niego zamienię. Ja chciałem wtedy bardzo nim być i się jej posłuchałem. Jak widać nie zmieniłem się w niego (śmiech). Często rodzice mi to przypominają, a ta sąsiadka, którą widuje do dzisiejszego dnia podczas wizyty u nich, za każdym razem wspomina tą sytuację. Na szczęście już mnie nim nie częstuje i chyba nie podjąłbym ponownej próby zasmakowania tego francuskiego jedzenia.
- Na koniec - czego Ci życzyć?
- Przede wszystkim zdrowia. Jeżeli ono będzie, to można sobie stawiać cele i dążyć do ich zrealizowania. Ono jest najważniejsze.