Marcin Możdżonek: na dobrą sprawę igrzyska zaczynają się od ćwierćfinału
Marcin Możdzonek, nowy gracz Asseco Resovii mówi nam o reprezentacji Iranu i dzieli się swoimi wrażeniami po pierwszym meczu biało-czerwonych na igrzyskach w Rio de Janeiro.
PLUSLIGA.PL: Jakie ma pan pierwsze skojarzenie, gdy pomyśli o reprezentacji Iranu?
MARCIN MOŻDŻONEK: Pierwsze to Marouf, wirtuoz pod siatką. Jeżeli mu się chce, wszystko złoży się tak jak trzeba, to jest to chyba najlepszym rozgrywający świata. Chociaż różnie to bywa z jego chęcią i dyspozycją. Irańczyk potrafi rozgrywać niekonwencjonalnie, wystawiać takie piłki, które wydają się wręcz niemożliwe do wystawienia, lecz umie też grać według schematów, klasycznie, a i tak gubi wszystkich blokujących, gdyż jest niezwykle precyzyjny.
Panu pewnie Iran mocno kojarzy się z mistrzostwami świata i meczem, który wygraliśmy po pięciosetowej walce i pańskim bloku w ostatniej akcji?
MARCIN MOŻDŻONEK: Doskonale pamiętam ten mecz, prowadziliśmy już 2:0 w setach, później jednak coś się załamało i to rywale przejęli inicjatywę. Kontuzji doznał Michał Winiarski, zresztą wiele rzeczy złożyło się na to, że Irańczycy zaczęli grać bardzo dobrze. Udało się jednak ostatecznie wygrać, a ten sukces otworzył nam dalszą drogę w mundialu. Ale to było już dwa lata temu, to już tylko historia, to już za nami.
Był pan jednym z dwóch graczy, którzy w ostatnim momencie stracili miejsce w składzie biało-czerwonych i nie pojechali do Rio de Janeiro. Ogląda pan mecze Polaków w telewizji?
MARCIN MOŻDŻONEK: Oczywiście, że oglądam! Dlaczego miałbym tego nie robić, to przecież reprezentacja Polski. Jestem siatkarzem, uwielbiam grać w siatkówkę, więc na sercu leży mi dobro całej polskiej siatkówki.
Jakie ma pan wrażenia po pierwszym meczu z Egiptem?
MARCIN MOŻDŻONEK: To był dobry przeciwnik na początek turnieju w igrzyskach. Można było opanować emocje, nerwy. Wygrana 3:0, mecz kontrolowany od początku do końca. O to właśnie chodziło, dobrze zacząć. Z meczu na mecz będzie coraz ciekawiej.
W naszej drużynie jest aż dziewięciu debiutantów. Ale na razie nie było widać, by nasi kadrowicze choć na chwilę stracili koncentrację.
MARCIN MOŻDŻONEK: Oni wiedzą, po co tam pojechali. Trzeba im zaufać, wiedzą co to są igrzyska. Nasłuchali się dużo z różnych stron, wiedzą jakie są zagrożenia, są przygotowani na wioskę olimpijską, natłok sportowców, na ten pojawiający się czasem organizacyjny chaos. Pojechali do Rio grać w siatkówkę i widać, że na tym się skupiają.
Czy jakieś znaczenie w drugim meczu może mieć fakt, że selekcjonerem Iranu jest doskonale u nas znany Raul Lozano, ostatnio szkoleniowiec Cerradu Czarnych Radom?
MARCIN MOŻDŻONEK: Moim zdaniem nie ma to żadnego znaczenia, bo przecież Raul skończył pracę z naszą reprezentacją osiem lat temu. Z obecnej kadry chyba tylko dwóch zawodników, o ile pamięć mnie nie myli, pamięta jego czasy jako selekcjonera biało-czerwonych. Trudno więc doszukiwać się jakichkolwiek sentymentów.
Ledwie turniej wystartował, a już mamy kilka niespodzianek. Możemy spodziewać się więcej takich wyników?
MARCIN MOŻDŻONEK: Druga grupa wydaje się bardzo mocna i w niej wiele może się dziać. Zresztą już się dzieje, bo Włosi wygrali z Francuzami, a Kanadyjczycy z Amerykanami. Takie wyniki mogą się jeszcze zdarzać. Najlepszą receptą dla nas będzie skupiać się na własnej grze i ze spokojem czekać na to, co los przyniesie. Tak naprawdę możemy wygrać, ale i przegrać z każdym z drugiej grupy. Wszystko będzie zależało do dnia, dyspozycji w danym momencie, szczęścia. Niestety, ćwierćfinał jest obarczony dużą dozą niepewności, nerwów, emocji. Na dobrą sprawę można powiedzieć, że igrzyska zaczynają się od ćwierćfinału.
Wkrótce zaczyna pan treningi ze swoją nową drużyną – Asseco Resovią Rzeszów.
MARCIN MOŻDŻONEK: Tak, potrzebowałem jeszcze kilku dni na załatwienie spraw osobistych, lecz od czwartku zaczynam treningi w Rzeszowie. Jestem w stałym kontakcie ze sztabem szkoleniowym.
Zatęsknił pan już za siatkówką?
MARCIN MOŻDŻONEK: Wystąpił głód ruchu. Dlatego już wcześniej zacząłem się ruszać, chodzę do siłowni, jeżdżę na rowerze, generalnie dbam o siebie. A w ostatni weekend zagrałem w turnieju ulicznej koszykówki z kolegami (m.in. Pawłem Papke). To był niby turniej dla amatorów, lecz wystąpiło sporo profesjonalistów. Zagraliśmy w myśl zasady: ważny jest udział, a nie wynik.