Marcin Możdżonek: plan wykonaliśmy
Zmęczenie sezonem jest coraz większe, wkradają się niepotrzebne nerwy i dlatego czasami nasza gra jest nierówna, falująca. Na szczęście radzimy sobie w tych trudniejszych chwilach i potrafimy takie sytuacje w miarę szybko zażegnać. Najważniejsze, że plan wykonaliśmy i bez straty meczu awansowaliśmy do finału - powiedział PlusLidze środkowy PGE Skry Bełchatów Marcin Możdżonek.
PlusLiga: Znacie się tak dobrze, że chyba nie jest łatwo kogoś czymś nowym zaskoczyć?
Marcin Możdżonek: Jak najbardziej, w tym sezonie gramy ze sobą na tyle często, że trudno mówić o elemencie zaskoczenia. To był bodajże nasz siódmy mecz z Tytanem Częstochowa, nie ma mowy o czymś nowym. Można mieć tylko gorszy lub lepszy dzień.
- Nie można jednak zarzucić Częstochowie braku waleczności, ostatnia konfrontacja była chyba najlepsza w ich wykonaniu?
- Zagrali bez kompleksów, w pierwszym secie to nasza gra nie wyglądała tak, jak byśmy sobie tego życzyli, natomiast Częstochowa popełniała bardzo mało błędów. Końcowy sukces bardzo często zależy od tego, jak się wykonuje poszczególne elementy, my mieliśmy z tym problem przez półtora seta. Cieszy przede wszystkim to, że zakończyliśmy rywalizację w trzech starciach, i jesteśmy w upragnionym finale.
- Po raz siódmy z rzędu awansowaliście do wielkiego finału, wyczyn godny podziwu. Masz swojego faworyta w drugiej parze półfinałowej?
- Trudno powiedzieć, walka jest bardziej zacięta, niż się tego wszyscy spodziewaliśmy. Małą przewagę, jakieś 51 procent daję zespołowi z Rzeszowa.
- To będzie twój czwarty finał, ale trzeci ze Skrą, jak wspominasz trzy poprzednie?
- Pierwszy był najtrudniejszy, grałem wtedy w Olsztynie. Zespół został zdziesiątkowany przez kontuzje. Graliśmy praktycznie bez podstawowych zawodników.
- Jesteście w komfortowej sytuacji, czekacie na przeciwnika i jest nadzieja, że do Świąt Wielkanocnych rywalizacja się zakończy?
- Nie wiem jak mecze finałowe będą rozplanowane przez władze, ale z tego co słyszałem, nie wygląda to różowo. Jeśli nam przyjdzie czekać na rozpoczęcie starć finałowych dwa tygodnie, to taki stan rzeczy jest całkowicie bez sensu. Wtedy na pewno nie skończymy do świąt. Pomijam tu odpoczynek przed kadrą, ale powinno to być rozwiązane w nieco inny sposób. Najpierw gnamy grając trzy mecze w tygodniu, teraz liga zdecydowanie zwolniła, nie chcę już tego komentować.