Marcin Waliński: cieszymy się, że weszliśmy na zwycięską ścieżkę
- Cieszymy się, że wyszliśmy na tę zwycięską ścieżkę, ponieważ dla nas są to bardzo ważne dwa punkty. Fakt mogły być trzy, ale teraz nie ma co tego rozpamiętywać, dopisujemy dwa punkty do tabeli i to jest najważniejsze - powiedział Marcin Waliński, przyjmujący MKS Będzin i MVP sobotniego meczu, w którym będzinianie pokonali AZS Częstochowa 3:2.
PLUSLIGA.PL: W sobotę MKS Będzin odniósł trzecie zwycięstwo, ale chyba zgodzi się pan ze mną, że dla obu drużyn było to bardzo trudne spotkanie?
MARCIN WALIŃSKI: To był ciężki mecz. Mieliśmy dużo problemów w przyjęciu i przede wszystkim nie mogliśmy skończyć ataku. W pewnym momencie częstochowianie odskoczyli nam na trzy punkty i nie mogliśmy już odrobić tej straty. Prawda jest taka, że w sobotę gra toczyła się ze zmiennym szczęściem dla obu drużyn. Mecz był szarpany. Cieszymy się, że wyszliśmy na tę zwycięską ścieżkę, ponieważ dla nas są to bardzo ważne dwa punkty. Fakt mogły być trzy, ale teraz nie ma co tego rozpamiętywać, dopisujemy dwa punkty do tabeli i to jest najważniejsze.
W trzecim secie prowadziliście 21:17 i wszystko wskazywało na to, że pewnie wygracie tę część meczu. Stało się zupełnie coś innego. Gospodarze doprowadzili do zaciętej końcówki, którą ostatecznie rozstrzygnęliście na swoją korzyść 34:32. Co stało się z waszą grą?
MARCIN WALIŃSKI: Taka jest siatkówka. Cóż mogę powiedzieć. Spięliśmy się za bardzo, zaczęliśmy mieć problemy z przyjęciem i nie mogliśmy skończyć ataku. Myślę, że jest to trochę nasza zmora. Stajemy w jakimś ustawieniu i ciężko nam zrobić przejście. Musimy nad tym popracować. To nasz największy problem biorąc pod uwagę wszystkie mecze, jakie rozegraliśmy do tej pory.
Chyba zgodzi się pan ze mną, że kontuzja Mateusza Przybyły trochę wybiła was z równego rytmu gry?
MARCIN WALIŃSKI: Bardzo szkoda, że straciliśmy Mateusza, ponieważ w sobotę grał fantastycznie. Dał bardzo dobrą zmianę, skuteczną zagrywką podciągnął nam grę. Niestety niefortunnie upadł i kontuzja gotowa. Mamy nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. [Kontuzja Mateusz Przybyła niestety okazała się poważna. We wtorek zawodnik przeszedł badanie rezonansem magnetycznym, które wykazało zerwanie więzadła krzyżowego przedniego w prawym kolanie. W czwartek środkowy przejdzie operację - przyp.red.]
Jak ocenia pan współpracę z trenerem Stelio DeRocco?
MARCIN WALIŃSKI: Bardzo dobrze! Trener ma inne podejście do pracy, z którym jeszcze się nie spotkałem w swojej karierze. Stelio DeRocco to jest człowiek, który jakby mógł to przytuliłby cię za każdym razem jak cię widzi. Jest bardzo pozytywną osobą. Świetnie się z nim trenuje. Kiedy trzeba potrafi się naprawdę zdenerwować. Warto jednak podkreślić, że jest bardzo dobrym fachowcem. Widać więź między trenerem a całą drużyną. Wszystko przeżywa, chce dla nas jak najlepiej. Fajne jest to, że on nie jest obok nas tylko razem z drużyną. Wspiera nas jak tylko może.
Tę dobrą energię i atmosferę, którą stwarza trener wy jako zawodnicy przenosicie na boisko, co widać gołym okiem. Choć w sobotę kilka razy pan też głośno mobilizować swoich kolegów na parkiecie…
MARCIN WALIŃSKI: Musiałem trochę głośniej krzyknąć. Jestem człowiekiem, który uważa, że nawet jak wszystko dobrze idzie, to należy utrzymać koncentrację. Mnie zdenerwowała sytuacja, kiedy łatwo traciliśmy punkty. Dla przykładu kiedy mieliśmy po swojej stronie przechodzącą piłkę, powinniśmy pewnie zaatakować i byłby koniec akcji. Zamiast tego ją dograliśmy i w konsekwencji straciliśmy punkt. Zrozumiałbym to w sytuacji, kiedy trener wydałby inne instrukcje. Widać było gdzieś niepewność w tym, co robimy. Nie potrafimy do końca wykorzystać prostych akcji i przekuwać je w punkty. Zwłaszcza w momentach, kiedy gra jest na styku, a każdy punkt jest na wagę złota.
MKS Będzin to wszystko, co złe ma za sobą?
MARCIN WALINSKI: Mam nadzieję, że tak. Musimy skupić się na każdym meczu i grać swoją siatkówkę. Za dużo punktów ucieka nam w jednym ustawieniu i nie możemy skończyć ataku. Jeśli wyeliminujemy przestoje w naszej grze to na pewno będziemy dobrą drużyną. Jesteśmy dobrą drużyną, tylko musimy to pokazywać na boisku. W sobotę była praca zespołowa. Każdy wszedł na parkiet i zrobił coś dobrego. To był naprawdę teamwork. Cieszymy się z tego bardzo. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach będziemy kontynuować to, co pokazaliśmy w sobotę.
Warto wykorzystać tę dobrą passę w kolejnych meczach, w których zmierzycie się z BBTS-em Bielsko-Biała i Effectorem Kielce.
MARCIN WALIŃSKI: To są drużyny w naszym zasięgu. Oczywiście podchodzimy z respektem do każdego rywala. Częstochowianie pokazali, że u siebie są naprawdę groźnym przeciwnikiem. Doskonale wiedzieliśmy, że nie wywalczymy łatwo tych punktów. Spodziewaliśmy się walki i rzeczywiście była ta walka. Prawda jest taka, że dla nas każdy mecz jest jak wojna. Musimy uporządkować naszą grę, bo ostatnie spotkanie pokazało, że przeciwnik jest w stanie wykorzystać nasze problemy i przekuć je w swój sukces, a tego chcemy uniknąć.