Marco Meoni:show nie mecz
CopraAtlantide Piacenza przegrała w środę mecz ostatniej szansy z Jastrzębskim Węglem i pożegnała się z Ligą Mistrzów. Może jeszcze powalczyć o trzecie miejsce w grupie E i start w CEV Cup, ale jak przyznał rozgrywający mistrza Włoch Marco Meoni, to już nie to samo.
PlusLiga: - Nie taki miał być rezultat meczu z Jastrzębskim Węglem...
Marco Meoni: - To właściwie nie był mecz, tylko wielki show w wykonaniu kibiców, którzy tak dopingowali swój zespół, że ten musiał wygrać. Oglądaliśmy wcześniejszy pojedynek Jastrzębia z VfB Friedrichshafen, więc mniej więcej wiedzieliśmy co nas tutaj czeka, ale to co zastaliśmy przerosło nasze oczekiwania.
- Masz na myśli kibiców czy siatkarzy po drugiej stronie siatki?
- Jedno i drugie. Wiedzieliśmy, że gdy Jastrzębie gra na swoim terenie, jest zupełnie innym zespołem, z ekstra mocą napędową w postaci publiki. Ona była jak dodatkowy gracz w drużynie gospodarzy. W Italii taki doping się nie zdarza. Uwielbiam gorącą atmosferę na trybunach, zwłaszcza jeśli kibice - jak to zawsze ma miejsce w Polsce tworzą widowisko. Dodatkowo, to jest tłum, który bezgranicznie wspiera swój zespół, ale nie kibicuje przeciwko rywalom. Włoscy fani nie zawsze są tak wierni, zwłaszcza gdy drużynie nie idzie najlepiej. Tutaj nawet przez moment nie było głosów dezaprobaty, kibice do końca wspierali Jastrzębie. Ja osobiście jestem pod wielkim wrażeniem.
- To był ciężki bój, ale Piacenza nie pokazała chyba wszystkich swoich walorów.
- Kiedy przegrywasz mecz, nie możesz powiedzieć nic dobrego o postawie swojej drużyny. Możemy i potrafimy grać lepiej, przecież w prawie identycznym składzie zdobyliśmy mistrzostwo Włoch. Z jakiegoś powodu jednak nie gramy. Gramy po prostu źle i tyle. Niby jesteśmy tym samym zespołem, ale straciliśmy coś z naszej mocy. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie co dzieje się z naszą drużyną.
- Dlatego wasz szkoleniowiec tak bardzo rotuje składem? W poprzednim pojedynku, z Panathinaikosem w jednym z setów wymienił praktycznie całą szóstkę.
- (Śmiech) To są decyzje trenera i nawet nie wypada mi ich komentować. Myślę, że to miało być działanie na zasadzie szoku. Graliśmy fatalnie i szkoleniowiec chciał nas w jakiś sposób pobudzić. Czasami to działa - bo w lidze również zdarzają się takie manewry, a czasami nie. Możemy mieć tylko nadzieję, że podobnie jak rok temu, ockniemy się w najważniejszej części sezonu - na play offy.
- Przyjechaliście do Polski bez kontuzjowanego Dantego Boninfante, który ostatnio coraz częściej pojawia na boisku. To miało wpływ na waszą grę?
- Kontuzje w żaden sposób nie wpłynęły na przebieg rywalizacji. Przecież Polacy też nie zagrali w najsilniejszym składzie. Może gdyby Dante był tutaj, wszedłby choć na chwilę i zmienił obraz gry. Może..ale to jest tylko gdybanie.
- Nie macie szczęścia do polskich drużyn. Rok temu AZS Częstochowa zamknął wam drogę do ćwierćfinału LM, tym razem Jastrzębie odebrało wam szansę na wyjście z grupy.
- W poprzednich rozgrywkach była zupełnie inna sytuacja. Wtedy naprawdę prześladował nas pech, a kontuzje mnożyły się. Właściwie cały czas graliśmy bez trzech podstawowych graczy - a to już jest dużo. Częstochowa zagrała oczywiście bardzo dobrze, ale my nie mieliśmy im co przeciwstawić. Tym razem to była prawdziwa rywalizacja na siatkarskie argumenty i wygrał zespół lepszy tego dnia - Jastrzębie.
- Czy Twoim zdaniem Jastrzębski Węgiel ma szansę pokonać za tydzień Panathinaikos Ateny 3:0?
- Każdy mecz jest inny. Panathinaikos zyskał na wartości odkąd gra tam Paweł Zagumny. Ale Jastrzębie to też bardzo dobry zespół i myślę, że nie jest bez szans. Jeśli spojrzymy na nazwiska graczy, powinniśmy jednoznacznie wskazać na Greków jako zwycięzców. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę jak zawodnicy prezentują się razem boisku, moim zdaniem faworytem jest Jastrzębski Węgiel - pod warunkiem, że zagra tak dobrze, jak w minioną środę.