Marek Kardos: Mostostal pozostał w mojej pamięci
Tak fatalnej serii zespół Tytana AZS Częstochowa dawno już nie miał. Po porażkach w Rzeszowie czy w Częstochowie z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle wielu komentatorów używało określenia "kompromitacja." Podopiecznych trenera Marka Kardosa czeka od czwartku udział w turnieju Enea Cup 2011 Finał Pucharu Polski.
Częstochowski szkoleniowiec przed laty odnosił sukcesy w PP z Mostostalem Azotami Kędzierzyn-Koźle. Zespół ten zaliczał się do europejskiej czołówki. Marek Kardos ma w swojej sportowej kolekcji medale zdobyte w innych ligach. Jak wspomina sukcesy odniesione z Mostostalem? Które medale są dla niego ważniejsze? Jakie emocje towarzyszą mu przed Enea Cup 2011? Jakie nastroje panują w drużynie przed tym turniejem? Na te oraz inne pytanie Marek Kardos odpowiada w rozmowie z PlusLigą?
PlusLiga: Przed wami Enea Cup 2011 Finał Pucharu Polski. Zapewne koncentrujecie się tylko na tych zawodach?
Marek Kardos: Szczerze mówiąc to myślimy o wszystkim meczach (śmiech). Potem będziemy grać w kolejnej fazie rozgrywek, to będzie system polegający na tym, że jeden mecz zagramy u siebie a drugi na wyjeździe, w sumie dziesięć meczów. Liczyć się będą wszystkie punkty. My chcemy grać o miejsce w pierwszej czwórce, więc to będzie ważne ile punktów się zdobędzie, nie można odpuszczać żadnego meczu. Cały czas trzeba grać na maksimum swoich możliwości.
- Jesteś zdobywcą Pucharu Polski, po który sięgnąłeś z Mostostalem Kędzierzyn- Koźle. Czy ten medal jest dla Ciebie ważniejszy, niż odniesione sukcesy na Słowacji?
- Liga na Słowacji wcześniej była mocniejsza. Teraz już się jej tak nie traktuje. Medale i puchary kraju na Słowacji są bardzo ważne. To było jeszcze w okresie federacji Czechosłowackiej, tamto miało swoją wagę. Z Mostostalem raz zdobyłem Puchar Polski. Jednak w sezonie 2002-2003 wraz z zespołem byliśmy trzecią drużyną w Lidze Mistrzów, gdzie graliśmy naprawdę świetnie. To był mój najlepszy sezon. To pozostaje w pamięci. Oczywiście muszę wspomnieć jeszcze o Francji, gdzie wraz z drużyną byliśmy piątym zespołem. Gra była na wysokim poziomie, ale tamten zespół nie posiadał tak świetnych zawodników jak Mostostal. W tamtym okresie piąte miejsce było naprawdę dobre.
- Czy dostrzegasz różnicę między Pucharem Polski a Pucharem Słowacji?
- Wcześniej wyglądało to prawie tak samo. Nie było Final Four, grało się do końca, do finału. Wcześniej po prostu Polska i Słowacja były na tym samym poziomie. Teraz Słowacja jest dużo, dużo niżej, natomiast Polska pnie się w górę.
- Jakie emocje towarzyszą Ci przed Pucharem Polski? To Twój pierwszy puchar w roli trenera.
- Przy pucharze jest bardzo prosta zasada, trzeba grać, żeby wygrać ten puchar. Jak się będzie drugim to już to się nie liczy. Trzeba zaryzykować i zagrać na maksimum swoich możliwości i to przez całe cztery dni. Bo taka jest prawda, że można odpaść już w pierwszym meczu. Nawet w ćwierćfinale nie ma słabych drużyn. Powiem tak, że jakbyśmy odpadli w finale to by mnie to bardziej zabolało, niż w ćwierćfinale.
- A czy w klubie, drużynie jest duże „ciśnienie” przed Pucharem? Wiele się mówi o powtórzeniu sukcesu z 2008 roku.
- To jest prosta matematyka, z Bełchatowem da się wygrać jeden mecz. Trzy mecze pod rząd na dzień dzisiejszy, przy ich sile, przy ich silnych dwóch szóstkach, nikt w Polsce nie jest w stanie wygrać. W każdym razie wszystko okaże się w swoim czasie.
- Jeśli udałoby się AZS-owi dostać do finału, to z którą drużyną Twoim zdaniem przyjdzie Wam walczyć?
- Trudno powiedzieć. Przede wszystkim musimy się skupić na pierwszym meczu i to wygrać, a później może się wiele wydarzyć. Musimy po prostu dać z siebie wszystko, żeby wygrać, i żeby ten weekend był udany. Możemy zrealizować nasz cel, jaki założyliśmy przed sezonem, ale trzeba pamiętać, że ten puchar też chce wygrać Rzeszów, Kędzierzyn i inne drużyny. Każdy po prostu chce wygrać i z tym trzeba się liczyć.
- A jeśli byś miał obstawić na ile procent AZS Częstochowa zagra w finale Pucharu Polski?
- Ja takich rzeczy nie obstawiam.