Marek Kardos: postęp zrobił cały zespół
Tytan AZS Częstochowa w tegorocznych rozgrywkach PlusLigi zajął czwarte miejsce. Trener Marek Kardos podsumowuje sezon, opowiada o lepszych i gorszych meczach oraz o planach na przyszłość.
PlusLiga: Jaki był sezon 2010/11 w wykonaniu AZS-u?
Marek Kardos: Początek mieliśmy nieudany, przegraliśmy dwa tie-breaki. Oba mecze były grane pod ciśnieniem, nie umieliśmy do końca zagrać konsekwentnie, tego co założyliśmy wcześniej. Z drugiej strony, muszę podkreślić bardzo dobrą postawę Dawida Murka, który pociągnął tę całą grę wraz z Krzysztofem Gierczyńskim. To był niesamowity powrót Dawida po ciężkiej kontuzji - wielki szacunek dla niego za to co zrobił. Warta odnotowania jest też rola Wojtka Gradowskiego, bowiem każde jego wejście na boisko przynosiło efekt. Nie mogę nie wspomnieć też o młodych zawodnikach, którzy świetnie sobie radzili.
- Plan minimum udało się zrealizować. Udało się wam wejść do czwórki i powalczyliście o medal.
- To prawda, ale w życiu sportowym jest tak, że jesteś na topie przez pewien czas, a później forma idzie niżej. My nie mieliśmy wielkiej gwiazdy, ale graliśmy zespołowo. Jeżeli graliśmy zespołowo to zawsze była walka, zawsze graliśmy dobrze. Później to się trochę zmieniło. Nie wiem, czy było to spowodowane większym ciśnieniem, czy tym, że forma falowała i traciliśmy punkty w grze. Bolało mnie to, bo rozumiem , że można przegrywać jako zespół, ale nie indywidualnie.
- Zapadł Ci w pamięć jakiś szczególny mecz, po którym poczułeś ogromną satysfakcję?
- Na pewno mecz z Resovią zagrany u nas i wygrany 3:0 oraz mecze w Jastrzębiu i w Warszawie z pierwszej rundy. Graliśmy wtedy swoją siatkówkę, to było widać, że wszyscy chcieli grać i chcieli wygrać. Tworzyliśmy zespół 16-sto osobowy, który bardzo chciał i wierzył w to, że uda się nam wygrać.
- A najgorszy mecz w sezonie? Czy wskazałbyś mecz z Resovią, w którym w jednym z setów przegraliście do 9?
- Nie, nie wskazałbym tego meczu. To był mecz, w którym mieliśmy spadek formy. Podczas tego meczu nie dało się już nic zrobić. Najgorsze mecze były tutaj w Częstochowie z Kędzierzynem. To było tydzień później, po tym złym spotkaniu z Resovią. Widać było, że zespół nie potrafił grać razem. Na boisku było widać sześciu zawodników a nie jeden zespół.
- Który zawodnik Twoim zdaniem zasługuje na pochwałę w tym sezonie?
- Postęp zrobił cały zespół. Bardzo duży progres nastąpił u Łukasza Wiśniewski. Na indywidualne wyróżnienie zasługuje też Wojtek Sobala. Może jego postępy nie były tak widoczne do końca dla kibiców, bo wchodził na zmiany, jednak na treningach dawał z siebie wszystko. To bardzo pozytywna postać. Oczywiście, że ma jeszcze braki, ale uczyć się musi każdy. Myślę, że ma przed sobą wielką przyszłość.
- Dużo nocy nie przespałeś myśląc o kolejnym mecz, przygotowaniach, treningach?
- Trochę tego by się uzbierało (śmiech). Wiedziałem, że to będzie ciężka praca, ale nie wiedziałem, że będzie to tak meczące psychicznie. Oczywiście nie wszystko opiera się na taktyce, ale widać, że siatkówka idzie do przodu i wiele się w niej zmienia.
- Patrząc na cały sezon w waszym wykonaniu nasuwa się takie spostrzeżenie, że bardziej odpowiadał Wam system gry środa-sobota. Jak pojawiły się dłuższe przerwy to zespół nie prezentował się już tak dobrze.
- To nie jest tak do końca. Forma falowała i taka jest prawda. To jest fizjologia. Jeśli trenuje się wcześniej ok 11-13 tygodni to forma powinna wytrzymać dwa i pół do trzech miesięcy. Później ma być przerwa, a forma idzie w dół. To samo się stało z Bełchatowem, z Resovią, Kędzierzynem. W tym sezonie spadki formy były widoczne nie tylko u nas. Niekiedy trzeba było zaryzykować jakiś mecz, w którym grało się, nazwijmy to na „zmęczeniu”. Nie jest powiedziane, że te mecze mieliśmy przegrać lub oddać bez walki, ale chodziło głównie, o to żeby zrewitalizować zespół i móc przygotować formę do play-offów. Nie dało się tego zrobić do końca, w tym sezonie bo nie wiedziałem, kiedy będą przerwy, a kiedy nie. Ja chcę podkreślić jeszcze jedną bardzo ważną rzecz - udało nam się ze sztabem szkoleniowym utrzymać zespół bez większych kontuzji, urazów i za to wielkie brawa wszystkim moim kolegom.
- To teraz czas na wakacje. Plany już są?
- Nie ma wakacji w tym roku. Prawda jest taka, że po dwóch tygodniach trenowania wiedziałem, że czeka mnie bardzo dużo pracy. Trener nie może mieć wakacji. Musi chodzić na staże, musi się uczyć. Ja po prostu chce się uczyć. Będę brał udział m.in. w szkoleniach organizowanych w Polsce.
- Kilku zawodników AZS-u otrzymało powołanie do kadry. Mają szansę znaleźć się w składzie reprezentacji na LŚ 2011. Będziesz obserwował ich grę?
- Do 20 maja będę na stażu z trenerem Zaninim na Słowacji. Jeśli wszystko się dobrze ułoży to pojadę na staż do Francji albo do Czech. Na pewno będę na pierwszym spotkaniu ze Stanami Zjednoczonymi w Łodzi. Później kadra wyjeżdża na wyjazdy. A ja w tym czasie będę na Słowacji wraz z rodziną.
- Czy można oficjalnie powiedzieć, że będziesz trenerem AZS-u Częstochowa w kolejnym sezonie?
- Jeszcze na to za wcześnie. To wszystko będzie zależne od zarządu. Jeśli stwierdzi, że jestem wart, aby dalej prowadzić drużynę to zostanę.