Marek Kardos: Samica cudu nie dokona, ale bardzo pomoże
- To jest facet, który wniesie spokój do gry i zrobi „porządek” na boisku - cały czas będzie przypominał kolegom co jest najważniejsze - mówi o nowym zawodniku Marek Kardos, szkoleniowiec AZS-u Częstochowa. Jego podopieczni tuż przed świętami wywalczyli 1 punkt w ligowym starciu z Politechniką Warszawską.
PlusLiga: Siedem porażek z rzędu nie napawa optymizmem, ale w starciu z Politechniką w końcu udało się zdobyć punkt i to chyba jest najważniejsze?
Marek Kardos: W końcu jest punkt. Na pewno Politechnika Warszawska jest zupełnie innym zespołem ze Śliwką, co ten zawodnik udowodnił w spotkaniu z nami, grając świetnie. Spędził trzy czy nawet cztery tygodnie bez siatkówki i w ogóle tego nie widać. Jest to jeden z najlepszych zawodników w PlusLidze. Jeśli chodzi o sam mecz, decydujący był drugi set, gdy przy stanie 20:16 zaczęliśmy popełniać błędy wynikające z braku komunikacji. To kosztowało nas dużo sił i utratę dwóch, może nawet trzech punktów. Nad tym musimy sporo pracować. Trzeba też powiedzieć, że na początku meczu graliśmy praktycznie bez atakującego, nie potrafiliśmy skończyć ataku na prawym skrzydle, a tak nie da się grać. Potem Bartek Janeczek został przeniesiony na swoją nominalną pozycję i było dużo łatwiej, chociaż on potrzebuje trochę czasu, żeby ponownie się przestawić.
- Takie ciągłe zmiany pozycji u Janeczka nie wpłyną niekorzystnie na jego dyspozycję? Przypomina się sytuacja Piotra Gruszki…
- Piotrek Gruszka był zupełnie innym zawodnikiem, choć też uniwersalnym. Musieliśmy przesunąć Bartka na przyjęcie ze względu na brak Michała Bąkiewicza. Teraz natomiast rolę Bąkiewicza przejął Guillaume Samica i będziemy starali się maksymalnie wykorzystać nasz potencjał.
- Porównajmy pana zespół z Politechniką Warszawską. Wydaje się, że posiadają podobny potencjał, a jednak ekipa trenera Bednaruka gra lepiej, z większą pasją i radością. Dlaczego?
- Prawdopodobnie są bardziej ograni. Po pierwsze, są to Polacy i umieją grać z polskimi zespołami. U nas są obcokrajowcy, którzy niestety, pod ciśnieniem „pękają”. Muszą przyzwyczaić się do ciśnienia związanego z występami w PlusLidze.
- Ma pan na myśli Miguela de Amo? Mam wrażenie, że Hiszpan nie zawsze realizuje założenia taktyczne.
- Nie tylko jego, także Artura Udrysa i innych. Trzeba po prostu cały czas grać na maksymalnej koncentracji. U niektórych zawodników wyraźnie widać brak ogrania w mocnej lidze. Porównując nasz zespół z Politechniką widać, że tam bardzo fajnie grą kieruje Piotr Lipiński, który ma za sobą kilkanaście lat doświadczenia w PlusLidze i on zwyczajnie nie „pęka”. Natomiast niektóre decyzje Miguela de Amo są bardzo czytelne, bo gra asekuracyjnie. Na początku meczu trzyma się taktyki, potem się gubi i znów wraca. To musimy wyeliminować.
- Zespół wzmocnił Guillaume Samica, z którym częstochowski klub wiąże duże nadzieje.
- Oczywiście. To jest facet, który wniesie spokój do gry i zrobi „porządek” na boisku - cały czas będzie przypominał kolegom co jest najważniejsze. Widać, że on nie odpuszcza żadnej piłki, gdy przegrywaliśmy z Warszawą 0:2 wyraźnie dał sygnał do walki, on nie chce i nie umie przegrywać. Kogoś takiego bardzo potrzebowaliśmy. Na razie mamy jednego „Samika”, gdybyśmy mieli takich dwóch - trzech, byłby to zupełnie inny zespół.
- No właśnie, jeden zawodnik nie dokona cudu…
- Niemniej już po dwóch meczach można zauważyć jak wiele ktoś taki jak „Samik” wnosi do drużyny. Tak samo jest w Warszawie - doszedł jeden bardzo ograny siatkarz i zespół gra zupełnie inaczej. Cudu na pewno nie dokonana, ale jak wspomniałem wcześniej, wniesie do naszej gry sporo spokoju. To przyda się szczególnie w końcówkach setów, gdy wynik będzie na styku - wtedy on na pewno nie popełni błędu.
- Co jest największą bolączką pana drużyny? Nad czym jeszcze trzeba popracować?
- Na pewno nad obroną i zagrywką - tu mamy sporo do poprawy. Tak jak już nadmieniłem, część naszych zawodników po raz pierwszy zderzyła się z tak mocną ligą i oni potrzebują czasu na przystosowanie się.
- Warszawianie grają bez presji wyniku - tak przynajmniej twierdzą. Wy też macie taki komfort?
- U nas jest podobnie. Oczywiście, każdy chce wygrywać i dlatego siatkarze sami sobie wytwarzają ciśnienie. Przede wszystkim jednak, chcemy grać dobrze, tak jak zagraliśmy w spotkaniu z Politechniką. Gdybyśmy cały czas prezentowali taki poziom zaangażowania, byłbym zadowolony. Była walka i to mnie bardzo cieszy, bo dla walki przyjdą kibice. Wcześniej, ze względu na brak lidera zespół za szybko się poddawał, spuszczał głowę na dół. Jestem bardzo zadowolony, że mamy kogoś takiego jak Samica, który cały czas dodaje energii, nawet gdy przegrywamy kilkoma oczkami on jest spokojny, ale popycha zespół do przodu.
- Niedawno w mediach pojawiły się informacje o nowym sponsorze w Częstochowie, który ma wnieść spore finanse, ale też wyśrubować oczekiwania. W kuluarach już mówi się o sporych zmianach kadrowych. Czy ta sytuacja nie podetnie skrzydeł pana drużynie, nie zniechęci siatkarzy?
- Ale takie jest sportowe życie. To jest dla nich tak zwany selekcyjny rok, bo każdy z nich może pokazać się z najlepszej strony, powalczyć o to, żeby zostać w drużynie. Muszą dawać z sienie maksimum albo i więcej, bo zostaną tylko najlepsi.
- Spotykamy się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. W Częstochowie będzie to czas wypoczynku czy pracy?
- 23 grudnia mieliśmy poranny trening, a potem praktycznie dwa i pół dnia wolnego.
Powrót do listy