Marian Kardas: w walce o medale kibicuję Skrze, bo mamy tam swoich ludzi
- Z perspektywy całego sezonu uważam, że w półfinale zagrają cztery najlepsze zespoły - ocenia II szkoleniowiec Łuczniczki Bydgoszcz, która rundę zasadniczą PlusLigi zakończyła na 15. miejscu i 12 kwietnia rozpocznie batalię z AZS-em Częstochowa o uniknięcie baraży.
PLUSLIGA.PL: Pięć zwycięstw i dwadzieścia pięć porażek - to bilans Łuczniczki Bydgoszcz w rundzie zasadniczej. Niezbyt imponujący…
MARIAN KARDAS: Mogło być lepiej, myśleliśmy, że będzie lepiej. Sporo złego wyrządziły nam tie breaki, które przegraliśmy. Na dziewięć pięciosetowych meczów, aż siedem zakończyło się naszą porażką. W siedmiu spotkaniach prowadziliśmy 2:1 i tego najbardziej żal. Gdybyśmy zdołali przechylić je na swoją korzyść, na pewno bylibyśmy wyżej w tabeli.
Ale przyzna pan, że początek sezonu był w waszym wykonaniu słaby?
MARIAN KARDAS: Proszę pamiętać, że mieliśmy zupełnie nową drużynę, z nowym rozgrywającym, w zasadzie wszystko było nowe i potrzebowaliśmy czasu na zgranie się. Faktycznie, wystartowaliśmy słabo i później to się za nami ciągnęło. Ja osobiście bardzo żałuję przegranej z Espadonem Szczecin u nas w Bydgoszczy. Gdybyśmy w tym starciu zdobyli punkty, mogłoby nam to sporo pomóc.
Czasami gra Łuczniczki wyglądała naprawdę dobrze. Pytanie, dlaczego nie udało się wypracować regularności?
MARIAN KARDAS: Mamy młody, niedoświadczony zespół, ze sporą grupą zawodników, którzy po raz pierwszy w swojej karierze grali w podstawowym składzie, musieli ciągnąć grę drużyny. Potrzebowaliśmy czasu, ale trochę tego czasu zabrakło. Teraz już musimy skoncentrować się na meczach z AZS-em Częstochowa, żeby zakończyć je zwycięsko i nie musieć bić się w barażach z przedstawicielami pierwszej ligi.
Aż trzech trenerów kierowało drużyną, co też nie pomogło. Nie ma pan żalu do włodarzy, że nie zaufali panu i nie dali popracować jako pierwszemu do końca sezonu?
MARIAN KARDAS: Każdy z trenerów zrobił wszystko co mógł i najlepiej jak potrafił. Efekt końcowy jest słaby, ale na to wpłynęło dużo czynników. Nie szukałbym jednak winy w kimkolwiek. Po części zabrakło trochę szczęścia, trochę też byliśmy słabsi, kilka razy nie wykorzystaliśmy dogodnych sytuacji - to wszystko złożyło się na piętnastą lokatę w tabeli. Czy mam żal? Przede wszystkim powinniśmy pozwolić dokończyć sezon trenerowi Makowskiemu.
Podczas gdy wy będziecie bić się z Częstochową o uniknięcie baraży, czołówka tabeli zagra o wielki finał. Pokusi się pan o wskazanie faworytów obydwu półfinałów?
MARIAN KARDAS: Z perspektywy całego sezonu uważam, że w półfinale zagrają cztery najlepsze zespoły - to przede wszystkim. Niektórych może zaskoczyć obecność w czwórce Jastrzębskiego Węgla, ale trzeba przypomnieć, że oni bardzo dobrze spisali się w konfrontacjach z tymi najlepszymi - ZAKSĄ, Skrą i Resovią i tym pokonali Olsztyn. W moim odczuciu niezwykle istotną rolę pełni w śląskiej ekipie Lukas Kampa, który rozgrywa znakomity sezon. Ale trzeba podkreślić, że cały zespół w rundzie zasadniczej zagrał świetnie. Na początku rozgrywek wygrali kilka meczów i uwierzyli, że mogą zdziałać coś fajnego.
W lidze rozegrali z ZAKSĄ dwa tie breaki, szczególnie blisko zwycięstwa byli w Kędzierzynie-Koźlu i moim zdaniem, w najbliższy piątek może być różnie. Pamiętajmy, że ZAKSA straciła Kevina Tillie, który był bardzo ważnym zawodnikiem i myślę, że to może mieć istotne znaczenie w półfinale. Jeśli chodzi o drugą parę, szanse oceniam na 50:50. Ja osobiście bardziej będę kibicował Skrze Bełchatów, bo mamy tam swoich ludzi - Roberta Kaźmierczaka i Wojciecha Janasa i ta drużyna jest bliższa mojemu sercu.
Powrót do listy