Marian Kardas: we wtorek zagraliśmy najsłabszy mecz sezonu
- Jak mieliśmy przegrać całą rywalizację, to dobrze że stało się to na wyjeździe, bo gdybyśmy tak słabo zagrali w Bydgoszczy, przed pełną halą kibiców, chyba byśmy tego nie przeżyli - powiedział II szkoleniowiec Delecty Bydgoszcz Marian Kardas, tuż po zakończeniu zmagań o brązowy medal rozgrywek PlusLigi.
PlusLiga: Delecta przegrała rywalizację o brązowy medal. Pewnie nie tak wyobrażaliście sobie zakończenie tegorocznych rozgrywek…
Marian Kardas: Bardzo chcieliśmy wrócić do Bydgoszczy na ostatni mecz sezonu, nie udało się. W pojedynku numer cztery Jastrzębski Węgiel spisał się bardzo dobrze we wszystkich elementach, my natomiast zagraliśmy chyba najsłabsze spotkanie sezonu. Jest nam przykro. Ale powiem jedno - jak mieliśmy przegrać całą rywalizację, to dobrze że stało się to na wyjeździe. Gdybyśmy tak słaby mecz zagrali w Bydgoszczy, przed pełną halą kibiców, chyba byśmy tego nie przeżyli.
- Czwarte starcie z JW było jednym z tych, w których kompletnie nic nie wychodzi, nie pomagają zmiany, a szkoleniowcy są bezsilni?
- Dokładnie tak to wyglądało. Przegrane w setach do 17 i 14 nie zdarzały nam się przez cały sezon. Niestety, przydarzyły się w najgorszym momencie i czeka nas smutny powrót do Bydgoszczy.
- Może po półfinałowej porażce z Resovią zabrakło wam trochę motywacji? W końcu wygraliście fazę zasadniczą, apetyty były spore?
- Nie sądzę. Pierwszy pojedynek w Bydgoszczy wygraliśmy po twardej walce, wychodząc z ciężkiej sytuacji. W drugim i trzecim też walczyliśmy do końca. We wtorek coś nie zafunkcjonowało od samego początku, a Jastrzębie poszło za ciosem.
- W takim razie - tak jak zauważyli niektórzy eksperci - może po prostu zabrakło sił podstawowym graczom? Tak przynajmniej wyglądało to w spotkaniach w Jastrzębiu.
- Wszyscy ci, którzy tak mówili, sami sobie zaprzeczali. Wygrywaliśmy dwa mecze pod rząd, a w tych, które przegrywaliśmy, jak choćby w półfinale z Resovią, walczyliśmy do samego końca, nie „siedliśmy” fizycznie. Oczywiście, nasza ławka była dużo krótsza, niż innych zespołów, ale w perspektywie całego sezonu radziliśmy sobie dobrze - wygraliśmy rundę zasadniczą, wykreowaliśmy paru zawodników. To, że skończyliśmy rywalizację na czwartym miejscu jest sukcesem, biorąc pod uwagę historię bydgoskiej drużyny. To dotychczas najlepszy wynik.
- W poniedziałkowym spotkaniu z Jastrzębiem coś niedobrego zadziało się ze Stephane Antigą, zniknął w szatni na dłuższą chwilę Co się stało?
- Zablokowały mu się plecy, poczuł ogromny ból. Przez prawie półtora seta masażysta próbował doprowadzić go do „używalności”, zrobił wszystko, żeby mógł zagrać w czwartym spotkaniu. Niestety, tak się zdarza. Ale nie tylko Stephane miał problemy w czwartym meczu, mieli je praktycznie wszyscy zawodnicy. Zmiany, które przeprowadzaliśmy nie do końca nam wychodziły.
- W obydwu pojedynkach w Jastrzębiu jako libero zagrał Tomasz Bonisławski, który wcześniej nie grał właściwie w ogóle. Dębiec jest kontuzjowany czy zdecydowały względy sportowe?
- W pierwszym meczu z Jastrzębiem Bonisławski dał bardzo dobrą zmianę i byliśmy konsekwentni w swojej decyzji, daliśmy mu szansę także w kolejnych konfrontacjach. Czy to on będzie pierwszym libero Delecty w nowym sezonie? Zobaczymy.
- Uznał pan, że właśnie zakończony sezon był najlepszym w historii bydgoskiej Delecty. Co będzie pan wspominał najlepiej? Co było jego najprzyjemniejszym akcentem?
- To, że hala Łuczniczka była po wielokroć pełna i kibice fantastycznie dopingowali własną drużynę. Po drugie, przed startem ligi nikt na nas nie stawiał, a sprzedaliśmy się kapitanie przez cały sezon, pokazaliśmy całej Polsce jaka fantastyczna atmosfera panuje w zespole, na co złożyło się wiele czynników - praca trenerów, odpowiedni dobór charakterów, stała grupa zawodników, bo z większością pracowaliśmy trzeci sezon i udało się wypracować świetne relacje między starszymi a młodszymi - jedni pomagali drugim, wszyscy nawzajem się uzupełniali. Warto też podkreślić dobrą finansowa sytuację klubu. Może nie mieliśmy największego budżetu, ale za to nie było zaległości, a stabilizacja w tej kwestii jest bardzo ważna.
- Przedstawił pan wspaniały wizerunek Delecty. Była na nim jakaś rysa? Coś poszło nie tak, jak zakładaliście, czegoś wam żal?
- Chyba tylko tego, że nie wygraliśmy medalu - będę to powtarzał do znudzenia, bo serce bardzo boli. Może trochę półfinału w Pucharze Challenge, ale to akurat potraktowaliśmy jako dodatkową przygodę, którą niektórzy zawodnicy mieli okazję przeżyć po raz pierwszy w życiu i może ostatni.
- Sezon dobiegł końca, teraz Delectę czekają zmiany…pierwsza na stanowisku trenera.
- Z tym na razie się wstrzymajmy, jeszcze nie zapadły ostateczne decyzje.
- Jest pan za łączeniem funkcji trenera w kadrze narodowej i w klubie?
- Jeżeli tylko trener wytrzyma takie obciążenie fizycznie, to tak. To dość częsta praktyka w Europie i dziwne jest, że w Polsce nie można łączyć funkcji.
- Może dlatego, że końcówka sezonu reprezentacyjnego pokrywa się z początkiem przygotowań do ligi?
- W sztabie szkoleniowym każdego klubu jest tyle osób, że z pewnością miałby kto rozpocząć przygotowania.
- Piotr Makowski to odpowiedni kandydat na selekcjonera żeńskiej kadry? Z ust samych zainteresowanych dobiegają różne głosy.
- To bardzo dobry kandydat, ale niemożliwością jest zadowolić wszystkich. Proszę spojrzeć na chronologię pracy trenera Makowskiego, to wystarczająca rekomendacja. W 2009 roku podczas mistrzostw Europy stanął na czele żeńskiej kadry, która była w trudnej sytuacji i wywalczył z nią brązowy medal. To najwyższa klasa. Przez wiele lat pracował z dziewczynami, na różnych szczeblach - od juniorek do ORLEN Ligi, poprzez reprezentację, zbierał doświadczenia grając w europejskich pucharach, na mistrzostwach Europy i świata.
- Dobrze się panom współpracowało? Delecta była jedną z niewielu drużyn PlusLigi, w których II trener nie ograniczał swojej pracy podczas meczu wyłącznie do śledzenia cyferek w laptopie.
- Takie było moje założenie, żeby pomagać drużynie, kiedy jest to możliwe. Wiadomo, że pierwszeństwo miał pierwszy szkoleniowiec, ale też zawsze podczas przerwy pozostawała niezagospodarowana przestrzeń czasowa, w której to ja mogłem wtrącić kilka słów. Co do współpracy - układała się świetnie. Pracę z Piotrem Makowskim i cały ten ostatni sezon będę wspominał z łezką w oku.
- Chciałby pan objąć posadę po trenerze Makowskim, gdyby jednak nie udało się połączyć funkcji?
- Na razie nie chciałbym gdybać. Wytrzymajmy jeszcze chwilę.
- W ostatnich dniach pojawiły się informacje, że Stephane Antiga zamierza zakończyć po tym sezonie karierę zawodniczą - to prawda?
- Nie, Stephane będzie grał. Czy w Delekcie? Nie wiem.
- Zawodnicy Delecty będą łakomym kąskiem dla innych klubów i zapewne wszystkich nie uda się zatrzymać. Gdyby to pan miał decydować, z kim przede wszystkim przedłużyłby pan kontrakt?
- Ja zatrzymałbym wszystkich. Niestety, mamy ograniczony budżet i jeśli inne kluby będą dawały więcej, nie zdołamy tego zrobić.