Mariusz Wlazły: musimy mu zaufać
Mariusz Wlazły opowiada o nowej Skrze Bełchatów, potencjale zespołu i swoim powrocie na pozycję atakującego.
plusliga.pl: Jak się Panu podobała inauguracja sezonu w wykonaniu Skry?
- To nie był dla nas łatwy mecz, żadne z inaugurujących spotkań, czy to sezon, czy inną docelową imprezę takie nie jest. Rywalizacja rozpoczęła się dla nas szczęśliwie, ale zobaczymy jak wszystko ułoży się dalej. Przed nami jeszcze dużo pracy, musimy się lepiej zgrać, bo w pierwszym meczu przytrafiły nam się przestoje. Trzeba je wyeliminować i spokojnie podejść do nowego wyzwania. Trudno powiedzieć, którą siłą ligi będziemy. Zdobędziemy takie rozeznanie po kilku meczach z pretendentami do tytułu.
- Ten argentyński zaciąg wydaje się być świetną inwestycją zarówno w perspektywie najbliższego sezonu jak i na przyszłość.
- Na pewno. Uriarte to rozgrywający o bardzo zbliżonej charakterystyce do Miguela, z którym nam się świetnie grało. Bardzo dobrze układa nam się współpraca, aczkolwiek jest między nami jeszcze wiele pomyłek. Etap przygotowań, który mieliśmy to zbyt krótki okres czasu, aby się w pełni zgrać.
- A Facundo Conte? Nie będzie łatwo zastąpić Michała Winiarskiego, który był klasą sportową samą w sobie, ale i osobowością w szatni.
- Zmiany muszą się pojawić. Szkoda, że Michał zmienił klub. Poszedł się rozwijać i walczyć o nowe wyzwania w lidze rosyjskiej, ale Facundo również jest zawodnikiem kompletnym i spokojnie do naszej drużyny się wpasuje. Na razie jest tylko „w okrojonej wersji”, ale rehabilitacja, która przechodzi przynosi pozytywne skutki, już skacze i atakuje piłkę. Nie jest tak jak było dwa tygodnie temu, kiedy występował na pozycji libero. Wszyscy zawodnicy, którzy przyszli, wnoszą coś do naszego zespołu. Z kolei starsi, którzy zostali budują pewien klimat. Uważam, że to ciekawe połączenie.
- Jak się Panu współpracuje z Miguelem Falascą na trenerskiej ławce? Wcześniej te relacje były na płaszczyźnie kolega – kolega, teraz zmieniły się na układ trener – zawodnik.
- I dalej takie są, ponieważ mamy do siebie wzajemny szacunek. Wiem, że on jest moim pracodawcą i jestem jego podwładnym. Graliśmy razem na boisku cztery lata, znamy się dość dobrze i to niewątpliwie wpływa na naszą współpracę. Możemy na pewne rzeczy spojrzeć zupełnie inaczej. Myślę, że to jest na plus. Wszyscy pamiętamy, jakim Miguel był zawodnikiem, wiemy jak podchodził do pewnych spraw i to samo stara się realizować w pracy trenerskiej. Musimy mu zaufać.
- A jakim jest trenerem? Wydaje się, że spokój, który prezentował na boisku przenosi na trenerską ławkę, a jak jest w szatni?
- Na pewno pewne nerwowe reakcje nie są pożyteczne. Oczywiście próba pobudzenia zawodników w różny sposób może być korzystna, aczkolwiek nerwy nigdy nie są dobrym doradcą. Nie graliśmy jeszcze pod takim stresem, żeby Miguel był zmuszony nerwowo reagować. Cieszę się, że zachował swoją chłodną głowę. Jak do tej pory dobrze nam się współpracuje. Ma świeże, nowe spojrzenie.
- Pamiętam jak rozmawiałam z Panem na progu poprzedniego sezonu i wtedy niepokojów było więcej, spowodowanych m. in. zmianą przez Pana pozycji. Teraz ten spokój i komfort pracy miał Pan chyba większy.
- Wróciłem, kolokwialnie mówiąc „na stare śmieci”. Jest łatwiej. Teraz skupiam się bardziej na zgraniu z rozgrywającym i na elementach, które przez ostatni rok siłą rzeczy musiały zejść na dalszy plan. Czeka mnie trochę pracy, żeby dojść do lepszego poziomu niż ten, który prezentuję obecnie, ale podchodzę do tego spokojnie. Wszystko przyjdzie z czasem.
- Śledzi Pan perypetie trenera Anastasiego po niepowodzeniu naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy?
- Nie. Ciężko jest mi się odnieść i nie chciałbym się wypowiadać na ten temat.