Mariusz Wlazły: to było moje pożegnanie
MVP FIVB Mistrzostw Świata Polska 2014 zapowiedzał, że wraz z zakończeniem turnieju, kończy także reprezentacyjną karierę. - To jest najlepszy moment by pożegnać się z kibicami - stwierdził tuż po ostatniej akcji wielkiego finału.
- Lepszego końca kariery reprezentacyjnej nie mogłem sobie wyobrazić, ale to faktycznie był mój ostatni mecz w barwach narodowych. Rozmawiałem o tym z trenerem już w styczniu. Chciałem pomóc tej drużynie najlepiej jak potrafię. I chyba się udało. U wszystkich widać było uśmiech i wolę walki oraz pewność siebie - podsumował Mariusz Wlazły, najlepszy siatkarz właśnie zakończonych mistrzostw świata.
Stephane Antiga potwierdził tę informację. Przyznał także, że od początku wiedział iż Wlazły wraca do kadry tylko na polski mundial. - Od października namawiałem go na ten powrót. Przedstawiłem mu swój projekt i on go zaakceptował, ale to był projekt tylko na rok. Teraz miał prawo odejść - tłumaczył selekcjoner biało-czerwonych, żartując, że może gdy Wlazły rok odpocznie i znudzi się beztroskim życiem, zmieni zdanie. Poważnie zaś dodał, że szanuje zawodnika i jego decyzję i nie zamierza wywierać na nim presji.
- Powrót Wlazłego nie był łatwy - problemy z osiągnięciem wysokiej dyspozycji, uraz w trakcie Ligi Światowej. W pierwszych meczach czempionatu też nie zachwycał. Wtedy trener Antiga poprosi, by dać mu czas, przekonywał, że w tych najważniejszych bataliach Mariusz Wlazły błyśnie najjaśniejszym blaskiem. I miał rację. „Szampon” nie tylko zdobywał sporo punktów i gromił rywali piorunującym serwisem, ale był też przywódcą mentalnym drużyny, w trudniejszych chwilach dodawał kolegom otuchy, zagrzewał do walki. Widać było, że poza marzeniem o cennym złocie przyświeca mu i mocno mobilizuje do dobrej gry coś jeszcze. Po wspaniałym boju finałowym z Brazylią, gdzie znów był jednym z ważniejszych zawodników zespołu, wychodząc po nagrodę MVP oznajmił, że tego wieczoru po raz ostatni założył biało-czerwony trykot.
- Jestem już starszym zawodnikiem i wreszcie czas na młodzież. Być może ona pozwoli nam się cieszyć z medalu igrzysk olimpijskich. Mamy dwa lata i trzeba ten czas wykorzystać, aby zbudować drużynę, grającą najlepiej jak potrafi. Udziałem w mistrzostwach świata chciałem pożegnać się z publicznością, bo przez te kilka lat, gdy nie było mnie w reprezentacji, wielu ludzi mnie nienawidziło, mówiło o mnie różne rzeczy. To było moje wymarzone podziękowanie dla wszystkich - tych, którzy mnie wspierali i tych, którym ze mną nie było po drodze - oświadczył wzruszony, ale szczęśliwy siatkarz.
Wlazły podkreślił ogromną rolę polskich kibiców, którzy nawet przez moment nie zwątpili w końcowy sukces. - Jeżeli są z drużyną, to na pewno czuć ich wsparcie i nie opuszcza nas wiara. Gramy przecież także dla nich - stwierdził.
Przyznał także, że nawet w najskrytszych snach nie sięgał marzeniami aż na najwyższy stopień podium, a planem minimum był awans do półfinału. - Po spotkaniu z Niemcami byliśmy w dwójce, a w niedzielę graliśmy w finale i wygraliśmy. Chyba nikt by tego nie przewidział - opowiadał komentując wydarzenia ostatnich dni. - Ja swoje założenia wykonałem, a wszystko co stało się potem, było już najpiękniejszym dodatkiem. Przede wszystkim jest to sukces całej drużyny, nie tylko tej szóstki, która grała. Każdy dołożył coś od siebie, w każdym meczu dawaliśmy z siebie wszystko. Ten wynik jest wartością kolektywu.
Reprezentacja Polski wygrał dwanaście z trzynastu spotkań. Pokonała m.in. Serbię, Francję, Włochy, Iran, Brazylię i Rosję. Przegrał tylko z USA.
- To był nietypowy turniej i nikt nie może zarzucić, nam, że zwycięstwo przyszło łatwo. Gdy dowidzieliśmy się, że będziemy grać w jednej grupie z Rosją i Brazylią, nasze morale trochę podupadło. Jednak stwierdziliśmy, że nie mamy nic do stracenia, możemy tylko wygrać. Gdzieś tam wszystko zaczęło się układać, potrafiliśmy „nadgryźć” rywali. Później doszło troszkę szczęścia i wygraliśmy pierwszy mecz z Brazylią. Następnie zobaczyliśmy, że Rosjanie nie grają tego, co prezentowali chociażby na memoriale w Krakowie i trzeba było to wykorzystać. Niezbyt często zdarza się okazja, żeby ograć dwie najlepsze drużyny świata w grupie - nie krył radości Mariusz Wlazły, który w całym turnieju potwierdził swoją ogromną wartość dla drużyny.
Kiedy zdał sobie sprawę, że to może być ten jedyny moment, że medal z najcenniejszego kruszcu jest realny jak nigdy wcześniej?
- Gdy wygraliśmy trzecią rundę, z Brazylią i z Rosją. Pomyślałem, że jeśli pokonaliśmy dwie najsilniejsze drużyny tych mistrzostw - mistrzów świata i mistrzów olimpijskimi, to co jeszcze musimy zrobić, by wygrać?
Powrót do listy