Mariusz Wlazły: to nie był mój pomysł
Mariusz Wlazły opowiada o nowej roli Skry, aspiracjach bełchatowskiego klubu i o tym jak czuje się jako przyjmujący.
O przegranym finale PlusLigi
- Był żal, ale taki jest sport. Nie zawsze się wygrywa. Będąc sportowcem trzeba umieć też przełknąć gorycz porażki i uszanować wyższość przeciwnika. Resovia w finale była lepsza, pokazała klasę i zasłużenie wygrała.
O nowej roli Skry
- Każdy z zawodników, który jest w tym klubie podchodzi do swojej pracy z czystą przyjemnością i szacunkiem do kolegów z drużyny oraz wszystkich współpracowników, a wychodząc na boisko marzy tylko o jednym – by wygrać mecz. Ale czy teraz, gdy nie bronimy mistrzostwa jest łatwiej? Czy byliśmy wymieniani jako faworyt, czy tak jak jest teraz, kiedy wedle ekspertów nimi nie jesteśmy - w naszym podejściu nic się nie zmieniło. Podchodzimy do rywalizacji tak jak w poprzednim sezonie. Oczywiście pojawiły się roszady w zespole i różnego rodzaju eksperymenty, ale to jest element tej gry. Chcemy wygrywać na każdym froncie, a ile się uda, okaże się w maju.
O tym, na co stać Skrę
- Każdy z nas podchodzi do sprawy tak samo. Chcemy grać o najwyższe cele i zawładnąć wszystko, co będzie stało na naszej drodze. Ale to jest sport. Po drugiej stronie siatki ludzie też tego chcą i czasem mają do tego lepsze argumenty. Będziemy pracować nad naszą współpracą na treningach, żeby jak najlepiej wyglądało to na boisku.
O zmianie pozycji
- To nie był mój pomysł. Tak odważnego planu nie starałbym się przeforsować. To trener podjął taką decyzję, a ja zawsze oddaję się w ręce szkoleniowca. Jeśli on twierdzi, że tak mamy grać na chwile obecną, to tak będzie. Atak i przyjęcie to dwie zupełnie inne pozycje. Przechodząc z pozycji przyjmującego na atakującego ma się zdecydowanie mniej obowiązków do wykonania. Przy zmianie w odwrotnym kierunku jest trudniej. Praktycznie całe moje życie grałem na pozycji atakującego, mam już wyrobione nawyki i w pewnych sytuacjach trudno jest mi się zachować jak przyjmujący, wręcz zachowuję się jak atakujący. Staram się nie uciekać, tylko „iść do przyjęcia”. Trafią mnie, to mnie trafią, trudno. Najwyżej nie będę grał i wejdzie kolega z lepszym przyjęciem. Taka jest teraz koncepcja i tyle.
O nowej Skrze
- Po tak krótkim okresie ciężko powiedzieć, na co stać nowych zawodników. Zajęło nam dużo czasu, zanim z Miguelem [Falasca] doszliśmy do współpracy. Miał specyficzny schemat grania i umiejętność wystawiania piłki, techniczne elementy były trochę inne. Zanim się przyzwyczailiśmy do wspólnej gry, to prawdę mówiąc minęły dwa lata. Wtedy mogliśmy grać na pamięć i z zamkniętymi oczami, bo wiedzieliśmy, gdzie znajdzie się piłka niezależnie od miejsca, z którego on ją wystawi. Z Dejanem [Vincić] wygląda to teraz trudniej, ale myślę, że to kwestia czasu. Kiedy popracujemy więcej na treningach, to na meczach też będzie to wyglądało lepiej. Natomiast Cala jest zawodnikiem dość specyficznym. Wesoły, fajny człowiek. Powiem szczerze, że bardzo się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że przychodzi do klubu, ale na razie gramy w takiej, a nie innej koncepcji.
O rywalach
- Każdy zespół ma atuty, ale każdy też ma wady, zarówno Skra, ZAKSA, Resovia, jak i Jastrzębie. Nie chciałbym mówić o słabych stronach przeciwników, bo będziemy starali się je wykorzystywać. Uważam, że liga może być równiejsza niż do tej pory.