Mark Lebedew: Jastrzębski Węgiel obrał właściwą drogę
- Z tym miejscem wiążą się same dobre wspomnienia. Niezwykle emocjonalny był finał Pucharu Polski w 2008 roku w Poznaniu - mówi trener Mark Lebedew po wizycie w Jastrzębiu.
Marcin Fejkiel: Jakie uczucia towarzyszyły Panu przy okazji przyjazdu do swojego byłego klubu?
Mark Lebedew: Z tym miejscem wiążę same dobre wspomnienia, dlatego za każdym razem świetnie mi się tutaj wraca. Moja żona jest Polką, pochodzi z Żor, więc chyba mogę nawet stwierdzić, że czuję się jakbym wracał do domu.
- Zapowiadając Pana przyjazd do Jastrzębia-Zdroju z zespołem Berlin Recycling Volleys napisaliśmy, że będzie to dla Pana sentymentalny powrót. Użyliśmy właściwego określenia?
- Jak najbardziej. Można powiedzieć, że trafiliście w punkt. Ilekroć jestem w Jastrzębiu czy Żorach, myślę o świetnych ludziach, których tu poznałem i z którymi do dzisiaj mam bardzo dobre relacje.
- Który moment z pobytu w Jastrzębskim Węglu najbardziej zapadł Panu w pamięć?
- Niezwykle emocjonalnym przeżyciem dla mnie był finał Pucharu Polski z 2008 roku, który rozgrywaliśmy w Poznaniu z AZS-em Częstochowa. Szkoda, że nie zdołaliśmy go wygrać. Mile wraca się także do wszystkich sukcesów, które były naszym udziałem.
- Czy nadal utrzymuje Pan kontakt z trenerem Roberto Santillim, którego był Pan asystentem?
- Oczywiście. Na bieżąco też śledzę to, w jaki sposób rozwija się jego kariera w Rosji. Iskra Odińcowo, w której pracuje, to świetny zespół. Podziwiam nowego rozgrywającego tej drużyny Brazylijczyka Rafaela Redwitza oraz nowego atakującego z Kanady Gavina Schmitta. W minionym sezonie zespół prowadzony przez Roberto dotarł do półfinału rozgrywek. W nowym sezonie ma szansę włączyć się do walki o mistrzostwo Rosji.
- Jak porównałby Pan obecny zespół Jastrzębskiego Węgla z ekipą, z którą Pan pracował?
- Przede wszystkim zauważam jedną zasadniczą różnicę. Za naszej kadencji trzon zespołu stanowili gracze starsi, pod względem wieku po lub w okolicach “trzydziestki”, jak: Dawid Murek, Robert Prygiel, Wojciech Jurkiewicz, Nikołaj Iwanow czy Jewgieni Iwanow. Teraz klub postawił na graczy młodszych. Myślę, że obecną drużynę stać na duże sukcesy, jest to silny zespół.
- Czy dostrzega Pan stały rozwój jastrzębskiego klubu?
- Kiedy pracowałem w Jastrzębskim Węglu, prezes Grodecki przedstawił mi wizję funkcjonowania klubu. Zauważam, że z każdym kolejnym rokiem jastrzębski klub coraz bardziej zbliża się do jej założeń. W Jastrzębiu mocno stawia się na image klubu, organizację różnych ciekawych eventów okołosportowych. Moim zdaniem to właściwa droga dla siatkówki. My w Berlinie przyjęliśmy podobny kierunek działań, również staramy się realizować pomysły np. związane z atrakcyjnymi prezentacjami, dzięki którym jesteśmy blisko swoich kibiców.
- A propos berlińskiego klubu. W jaki sposób udało Wam się przerwać wieloletnią hegemonię VfB Friedrichshafen? Najpierw to właśnie tę utytułowaną drużynę pokonaliście w półfinale, natomiast w finale, w rywalizacji do trzech zwycięstw pokonaliście 3:2 Generali Haching?
- Zdobycie w tym roku mistrzostwa Niemiec nie przyszło nam łatwo. W decydującym momencie fazy play-off osiągneliśmy jednak naszą maksymalną formę. Gdybyśmy zagrali tylko na 60-70 procent naszych możliwości, na pewno sztuka ta by nam się nie powiodła. Dzięki temu uzyskaliśmy prawo gry w Lidze Mistrzów. Naszymi rywalami w grupie będą: Jihostroj Ceske Budejovice, Budvanska Rivijera Budva oraz Lokomotiv Novosibirsk. Rosyjski klub prezentuje wyższy poziom od wszystkich pozostałych drużyn, ale o drugie miejsce premiowane awansem do następnej rundy możemy powalczyć.
- Dobrze pracuje się Panu w berlińskim klubie?
- W Niemczech czuję się znakomicie. W sumie to już mój siódmy sezon pracy w tym kraju. Mówię płynnie po niemiecku, realizuję się zawodowo w dobrze zorganizowanym klubie, nie mam prawa narzekać.
- Korzystając z okazji nie mogę nie zapytać o Igrzyska Olimpijskie w Londynie. W jakich kategoriach Pan jako Australijczyk przyjął grupową wygraną reprezentacji Australii z Polakami? Niespodzianka, sensacja czy cud?
- Sensacja owszem, ale na pewno nie cud. To jest sport, a tutaj cuda się nie zdarzają. Myślę, że w stu kolejnych meczach pomiędzy naszymi reprezentacjami raczej by się to już nie powtórzyło. To było naprawdę dziwne spotkanie. Dla australijskiej siatkówki występ naszej kadry na Igrzyskach niczego nie zmienił. W Australii siatkówka “nie wychodzi” do ludzi, nie ma ligi, nasi zawodnicy nie są znani, a ich mecze ogląda w telewizji garstka ludzi. Dla mnie jest to przykra sprawa, bo kocham ten sport. Ale, niestety, tak jest.
- Przy okazji pobytu w Jastrzębiu wzięliście udział w wycieczce do kopalni. Było warto?
- Byłem szczęśliwy, kiedy dostaliśmy to zaproszenie od prezesa Jastrzębskiego Węgla i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Dla moich zawodników to zupełna nowość. Dzięki temu mogli dowiedzieć się czegoś więcej o życiu ludzi stąd. Jak gracze zareagowali na tę propozycję? Początkowo byli trochę podenerwowani ze względu na niewielką wiedzę na temat kopalń, którą czerpali głównie z medialnych newsów przy okazji jakichś nieszczęśliwych wypadków. Teraz otrzymali możliwość doświadczenia czegoś wyjątkowego. Czasami dostaje się szansę uczestnictwa w czymś tak niecodziennym i to jest fajna sprawa.