Mark Lebedew: w środę pojawią się dodatkowe emocje
PLUSLIGA: Nie pierwszy raz prowadzona przez pana drużyna pokonała Asseco Resovię (wcześniej Berlin Recycling Volleys i Jastrzębski Węgiel – przyp. red.). Tym razem jednak w szczególnych okolicznościach, mimo niekorzystnego wyniku 6:12 w V secie.
MARK LEBEDEW (australijski szkoleniowiec Aluronu Virtu Warty Zawiercie): To się rzadko zdarza, ale zawsze trzeba wierzyć do ostatniej piłki, bo jak widać nawet przy takim wyniku można zakończyć mecz zwycięstwem. Będąc w ciężkiej sytuacji trafiliśmy na znakomity moment, w którym złapaliśmy właściwy rytm i graliśmy wręcz perfekcyjnie. Podjęliśmy maksymalne ryzyko na zagrywce i w każdym elemencie wykonywaliśmy dokładnie to, co trzeba było zrobić, żeby wygrać każdą kolejną akcję i przejąć kontrolę. To dla nas wspaniały mecz i bardzo cenne zwycięstwo, zwłaszcza, że była to inauguracja PlusLigi przed własną publicznością. Mieliśmy bardzo dobry dzień. Dla mnie jako trenera, który debiutował w roli szkoleniowca Aluronu Virtu Warty Zawiercie w meczu ligowym, to zwycięstwo też miało dodatkowy smak.
- Z bardzo dobrej strony pokazali się skrzydłowi pana drużyny – Marcin Waliński, Mateusz Malinowski i Kamil Semeniuk. W podstawowej szóstce zabrakło natomiast miejsca dla bardziej znanych graczy, jak Grzegorz Bociek czy Alek Achrem. Decyzja o wyjściowym składzie, to efekt obserwacji i oceny aktualnej formy zawodników na treningach?
- Oczywiście, że tak. W naszej drużynie nie ma podziałów na lepszych i gorszych. Wszyscy prezentują bardzo wyrównany poziom, także na pozycji atakującego i przyjmującego. Jeśli chodzi o Malinowskiego i Boćka, to decyzja o wystawieniu Malinowskiego była uwarunkowana tym, że w ostatnich tygodniach Grzesiek miał trochę problemów zdrowotnych. Natomiast „Malina” prezentował się świetnie i w meczu z Asseco Resovią zagrał wręcz perfekcyjnie. Z kolei Alek Achrem borykał się z kontuzją w okresie przygotowawczym. Potem z czasem prezentował się coraz lepiej, ale jeszcze nie na takim poziomie, jak Marcin Waliński. Widać zresztą, że na inaugurację PlusLigi cała nasza drużyna zaprezentowała się z bardzo dobrej strony i pokazała zespołową grę. Nie mogę jednak wykluczyć, że w środowym meczu z Jastrzębskim Węglem ten wyjściowy skład będzie wyglądał inaczej.
- Rywalizacja z pana byłym zespołem, zwłaszcza w kontekście okoliczności zwolnienia w trakcie ubiegłego sezonu, będzie pewnie szczególna?
- Na razie w ogóle jeszcze nie myślałem o tym meczu, ponieważ koncentrowaliśmy się w pełni na inauguracyjnym występie przeciwko Asseco Resovii. Nie da się ukryć, że jak zobaczę po drugiej stronie siatki drużynę w pomarańczo-czarnych barwach, to pojawią się dodatkowe emocje i przeżycia. W tym momencie cieszę się jednak wspólnie z moją aktualną drużyną, że mieliśmy bardzo dobre otwarcie sezonu i wspólnie z naszymi wspaniałymi kibicami mamy powody do radości.
- Na co stać drużynę Aluronu Virtu Warty Zawiercie w tym sezonie; jaki jest cel tego zespołu u progu rozgrywek?
- Założeniem klubu jest osiągnięcie lepszego rezultatu niż na koniec ubiegłego sezonu. Dodatkowo celem prezesa jest zbudowanie długoletniego projektu na przyszłość, który zakłada oczywiście stopniowy progres. Skoro Warta Zawiercie ukończyła poprzednie rozgrywki na dziewiątym miejscu, to celem na ten sezon jest miejsce w pierwszej ósemce. Ja staram się nie myśleć tylko w tych kategoriach. Chciałbym żeby mój zespół wygrał jak najwięcej meczów i żeby moi zawodnicy prezentowali jak najlepszy poziom gry. Mamy ciekawy zespół i wartościowych graczy, ale żaden z nich nie jest gwiazdą. Naszą siłą może być jednak kolektyw i dobra gra całego zespołu, jak można było zauważyć w konfrontacji z Asseco Resovią. Zobaczymy co nam to da. Osobiście życzyłbym naszemu zespołowi gry w fazie play-off.
- To co przydarzyło się panu w ubiegłym sezonie w Jastrzębskim Węglu, to było jedno z najmniej przyjemnych doświadczeń w pracy trenera klubowego?
- Jak się funkcjonuje już dłużej w tym zawodzie, to zdarzają się też niestety i te gorsze momenty. Natomiast faktycznie po raz pierwszy w karierze przydarzyło mi się akurat coś takiego, jak w Jastrzębiu, kiedy zostałem zwolniony na początku nowego roku. W przeszłości przeżywałem już trudne momenty ze swoimi zespołami. Takie jest życie. Trzeba się liczyć z takimi sytuacjami i mieć odpowiednie podejście polegające na tym, żeby myśleć o przyszłości i kolejnych wyzwaniach. To jest właśnie to, co teraz robię w Zawierciu. Wykonujemy w klubie ciężką pracę. Mamy tutaj wspaniałych i oddanych kibiców. Staramy się więc cały czas budować coś większego i lepszego.
- Z perspektywy czasu ma pan jakieś dodatkowe przemyślenia o tym, co nie zafunkcjonowało w Jastrzębiu i spowodowało, że został pan zwolniony z pracy?
- Nie muszę już nic więcej mówić na ten temat. To jest dla mnie zakończony rozdział, przynajmniej na najbliższą przyszłość. Jastrzębie ma swój nowy projekt i plan na kolejne lata. Ja z kolei koncentruję się na projekcie siatkarskim w Zawierciu. Nie ma więc już sensu wracać do przeszłości skoro nasze drogi się rozeszły.
- Mózgiem drużyny Alurony Virtu Warty Zawiercie jest doświadczony rozgrywający Michał Masny, który podobno nie jest łatwym zawodnikiem we współpracy i są trenerzy, którzy miewali z nim problemy.
- Miałem już okazję pracować przez jeden sezon z Michałem Masnym. Teraz ponownie jesteśmy razem w jednym klubie i w ogóle nie rozumiem, jak ktokolwiek mógłby mieć z nim jakiś problem we współpracy. To jest bardzo mądry gracz, który ma oczywiście swoje zdanie. Ma w końcu 39 lat i ogromne piętnastoletnie doświadczenie z gry w PlusLidze. Na pewno ma ogromną wiedzę na temat siatkówki. My bardzo wiele rozmawiamy ze sobą o siatkówce, ale potrafimy się porozumieć i wygrywać mecze. Dla mnie to nie jest w żadnym razie trudny zawodnik. Zresztą dla mnie gracze, którzy są trudni, to tacy, których trzeba cały czas popychać do pracy, rozwoju i lepszej gry. Natomiast ci, którzy mają emocje, mają swoje zdanie i są walczakami, nie są wcale trudni. Każdy z nas ma przecież ten sam cel, czyli wygrywanie meczów i zrobienie wszystkiego co najlepsze dla swojej drużyny. Dla mnie tacy zawodnicy nie stanowią żadnego problemu, wręcz przeciwnie.
- Jak radzi sobie w Zawierciu Alek Achrem, legendarny gracz Asseco Resovii zapamiętany przez kibiców tego klubu jako współtwórca największych sukcesów zespołu. Czy on jest w stanie odbudować się na tyle, żeby w pana zespole prezentować podobny poziom, jak kiedyś?
- Ciężko to ocenić i przewidzieć. Myślę, że ostatni raz kiedy on grał na tym swoim najlepszym poziomie, na jakim go zapamiętaliśmy, to było ponad cztery lata temu, czyli jeszcze przed bolesną kontuzją, jakiej doznał i która wyłączyła go z gry na dłuższy czas. Potem bardziej siedział na ławce. Ostatnie dwa sezony spędził w Turcji. Obecnie jest w coraz lepszej dyspozycji fizycznej, chociaż w trakcie przygotowań miał problemy z łokciem i przez to stracił około miesiąc na treningi z zespołem. Myślę jednak, że po powrocie na boisko będzie go stać na dobrą grę. Nie wiem, czy to jest w ogóle realne, żeby wrócił do takiego poziomu, jaki prezentował przed laty, ale to wciąż dobry gracz, który może nam dużo pomóc i przyczynić się wydatnie do zwycięstw naszej drużyny. Jeszcze jednak nie w tym momencie.
- Jako trener, który od kilku lat jest mocno związany z polską siatkówką, był pan równie zaskoczony kolejny złotym medalem reprezentacji Polski na MŚ, jak większość środowiska siatkarskiego i kibiców?
- Cóż, znam Vitala Heynena od wielu lat, jeszcze z czasów jego początków pracy w lidze belgijskiej i bardzo często miałem okazję z nim okazję rozmawiać o siatkówce. Kiedy Polska wygrała mistrzowski tytuł pierwszą rzeczą, jaką sobie pomyślałem było to, jak to jest możliwe, że nie wierzyłem w Vitala i efekty jego pracy. Jego historia pokazuje, że nawet z drużynami, które mają w swoich składach mniej utalentowanych graczy niż inne, jest w stanie zbudować bardzo dobrze funkcjonujący zespół. Myślę, że również polska drużyna nie ma obecnie aż tylu uznanych nazwisk, jak inne kadry, a jednak wygrała tytuł. Co więcej, pod względem zestawienia, to jest praktycznie ta sama drużyna, która w ubiegłym sezonie zanotowała słaby występ na mistrzostwach Europy. Vital ma jednak to coś, że potrafi scalić drużynę w jedność. Potrafi tak pracować z zawodnikami, żeby oni poczuli dużą pewność siebie i potrafili ciągnąć ten wózek w jednym kierunku. Należą mu się słowa uznania.
- Czy po powrocie do PlusLigi Bartosza Kurka, Dawida Konarskiego, Łukasza Żygadły oraz takich transferach, jak np. Matej Kazijski w Stoczni Szczecin, możemy się spodziewać najlepszego sezonu od kilku lat?
- Oczywiście w PlusLidze pojawiło się teraz kilka głośnych nazwisk, ale nie wcale tak, że nagle będziemy mieli dwanaście wyrównanych zespołów, które stać jest na mistrzostwo Polski. Myślę, że wciąż możemy mówić o wiodącej pierwszej czwórce, może piątce topowych zespołów. Nie jest też tak, że nagle wynagrodzenia zawodników i budżety klubów poszły w górę, z wyjątkiem klubu ze Szczecina. Właśnie większe nakłady, inwestycje, więcej sponsorów, to jest coś, co chciałbym widzieć w polskiej siatkówce jako owoc kolejnego mistrzostwa świata reprezentacji. Jestem osobą, która jest częścią polskiej siatkówki, ponieważ pracuję w PlusLidze od kilku lat. Prywatnie jestem mocno związany z Polską, bo przecież mieszkam tu na co dzień i wychowuję syna, który jest Polakiem. Mam nadzieję, że wszyscy wykonamy teraz lepszą pracę jeśli chodzi o marketing i rozpropagowanie siatkówki w Polsce tak żeby ona miała tutaj taką pozycję, na jaką zasługuje. Jeśli takie ośrodki, jak Lubin, Bydgoszcz, Będzin i inne, będzie stać na to, żeby zwiększyć swoje budżety i wzmocnić składy, to właśnie sprawi, że cała liga będzie stała na wyższym poziomie i będzie mocniejsza. To, że takie kluby, jak Bełchatów, Kędzierzyn, Jastrzębie, czy Rzeszów, mają stabilne i wysokie budżety, nie sprawi, że liga będzie bardziej wyrównana i silniejsza. Jeśli na przykład Dawid Konarski trafiłby do takiego zespołu, jak Będzin a nie Jastrzębie, albo jeśli Hidalgo Oliva czy Rafal Buszek, którzy mogą teraz siedzieć na ławce w swoich zespołach, trafiliby do Bydgoszczy czy do Będzina, to podniosłoby poziom całej ligi.
- Który z zespołów typuje pan do gry w finale PlusLigi?
- Nie będę wróżył z fusów, zwłaszcza, że to jest dopiero początek sezonu i wiele może się wydarzyć. Pewnie mało było takich osób, które wierzyły, że Zawiercie pokona Asseco Resovię, a jednak tak się stało. Dlatego faworytów do gry w finale można będzie wskazać dopiero w końcowej części rozgrywek, a nie teraz. Patrząc z perspektywy mojego zespołu chciałbym bardzo, żebyśmy zagrali w fazie play-off i to jest dla mnie najważniejsze.
Powrót do listy