Markowi Kardosowi towarzyszyły dodatkowe emocje
Tytan AZS Częstochowa zmierza do finału Pucharu Challenge. W ćwierćfinale wyeliminował Rennes Volley 35, a trenerowi Markowi Kardosowi towarzyszyły dodatkowe emocje.
PlusLiga: Przegraliście w rewanżowym spotkaniu z Rennes Volley 35 1:3, ale udało się Wam zwyciężyć w złotym secie 15:11 i awansować do półfinału Challenge Cup. Analizując mecz odnosi się wrażenie, że kluczem do zwycięstwa była skuteczna obrona. Zgodzisz się z tym?
Marek Kardos: W trakcie tego meczu obie drużyny broniły bardzo dobrze. Naprawdę w przeciągu całego spotkania kibice podziwiali dużą ilość obron, a mecz trwał dość długo. Jednak trzeba też przyznać, że Francuzi byli lepsi od nas w tym elemencie. Podbijali wiele naszych akcji. Wraz z przebiegiem spotkania dołożyli do tego pasywny blok i ostatecznie musieliśmy uznać ich wyższość. Kiedy przegrywaliśmy już 2:1 to zdawaliśmy sobie sprawę, że o losach awansu zadecyduje złoty set.
- Czy zatem można powiedzieć, że odpuściliście czwartego seta i tym samym możliwość grania tie-breaka na rzecz złotego seta?
- Nie powiedziałbym, że odpuściliśmy. Po prostu chłopaki bardziej skupiali się na tym złotym secie. Nie popełnialiśmy w nim własnych błędów i dzięki temu udało się zwyciężyć. Grając z zespołami, które plasują się już nieco wyżej ważne jest, aby popełniać jak najmniej błędów i to błędów własnych. W mojej ocenie była szansa na wygraną 3:0, ale stało się inaczej.
- Po pierwszym secie wiele wskazywało na to, że rozstrzygniecie rewanżowy mecz na swoją korzyć, bowiem wygraliście premierową odsłonę spotkania pewnie (25:20).
- Tak jak mówię, mogliśmy wygrać, ale stało się inaczej. Bardzo ciężko się gra w hali zespołu z Rennes. To jest specyficzny obiekt pod względów chociażby sędziów, a kończąc na świetnych kibicach. Grając tam, jeśli zespół zacznie słabo seta to potem ma bardzo trudne zadanie, żeby odrobić straty.
- Dla Ciebie ten mecz był szczególny również pod innym względem. Grałeś w Rennes Volley prawie przez siedem lat. Łezka w oku się zakręciła jak wszedłeś do hali?
- Nie da się ukryć, że towarzyszyły mi dodatkowe emocje. W hali było ponad dwa tysiące osób. Mam tam bardzo dużo znajomych, z którymi się spotkałem. Żałowałem, że byłem tam tylko trzy dni. Jednak będąc tam podkreślałem, że przyjechałem do Francji po to, żeby wygrać. Jestem szczęśliwy, że udało nam się awansować do kolejnej rundy. Taki był nasz cel. Nawet po zakończeniu meczu wszyscy nam gratulowali zwycięstwa.
- Nawiązując jeszcze na chwilę do złotego seta, można powiedzieć że przełomowym momentem dla AZS-u było pojawienie się na zagrywce Fabiana Drzyzgi. Dzięki jego świetnej zagrywce udało się odskoczyć na kilka punków.
- Fabian Drzyzga zaczął tego seta bardzo dobrze. Później wyeliminował z gry jednego zawodnika, dzięki zagrywce. Chłopaki dorzucili do tego dobry blok i obronę, co zaowocowało kilkupunktową przewagą. W mojej ocenie cały zespół zasługuje na pochwałę.
- Czy po wyeliminowaniu z dalszej gry zespołu z Francji można stwierdzić, że najtrudniejszych przeciwników macie już za sobą?
- Nie, absolutnie nie. Każdy zespół jest groźny, a zwłaszcza takie, które są mało znane. Jeśli mowa na przykład o Belgach – jest to mało znany zespół, nic nie mówiące nazwiska z wyjątkiem może jednego zawodnika. To są młodzi ludzie, którzy będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Moim zdaniem skoro zaszliśmy już tak daleko i pokonaliśmy Portugalczyków, Hiszpanów a ostatnio Francuzów to i kolejnego przeciwnika jesteśmy w stanie zwyciężyć. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby doprowadzić do polskiego finału w Challenge Cup.