Matej Cernic - siatkarski podróżnik, którego motywacją jest zwyciężać
Nowy przyjmujący Asseco Resovii, Matej Cernić nie ukrywa, że lubi wyzwania. Był pierwszym Włochem w lidze greckiej, a później rosyjskiej. Teraz będzie pierwszym siatkarzem z Itali w polskiej lidze. Można śmiało określić tego 32-letni siatkarza prekursorem włoskiej siatkówki za granicą.
- Nie jest Włochem w stu procentach - mówi z uśmiechem MATEJ CERNIĆ. - Mam korzenie słoweńskie i płynie we mnie słoweńska krew. Jestem więc nieco inny od moich kolegów z reprezentacji. Włosi są ogólnie przyzwyczajeni do gry w swoim kraju. Boją się wyjazdów za granicę i nie mają ochoty aklimatyzować się w innym państwie. O Włochach mówi się, że są maminsynkami i coś w tym jest. Są bardzo przywiązani do swoich domów i rodziny. Dlatego w większości nie wyobrażają sobie gry poza Serie A. Natomiast ja nie boję się wyjazdów za granicę.
PlusLiga: - Dlaczego akurat zdecydował się pan na grę w Assseco Resovii?
Matej Cernic: - Jak już wspomniałem nie boję się zmiany otoczenia. Wręcz przeciwnie, uwielbiam podróżować i zbierać nowe doświadczenia. Bardzo interesuje mnie poznawanie nowych miejsc. Jestem ciekawy, jak wyglądają rozgrywki w Polsce. Myślę, że to będzie dla mnie pozytywne doświadczenie. Poza tym nie ukrywam, że dostałem z Asseco Resovii bardzo dobrą ofertę również pod względem finansowym i przyczyny ekonomiczne miały znaczenie przy podjęciu przeze mnie decyzji o podpisaniu kontraktu. Wiadomo przecież, że siatkówka jest moją pracą i stanowi dla mnie źródło utrzymania.
- Czyli oferta z Asseco Resovii była korzystniejsza i bardziej konkretna niż te, które były z Serie A?
- Miałem oferty z dwóch klubów włoskich, ale faktycznie nie były one mnie dla mnie satysfakcjonujące. Jak już wspomniałem, czynnik ekonomiczny był na pewno jednym z motywów mojej decyzji o podpisaniu kontraktu w Polsce. Zresztą kiedyś, bodaj przed dwoma laty, mój menedżer otrzymał zapytanie od klubu z Bełchatowa, ale nie była to konkretna oferta umowy na papierze, tylko takie sondowanie sytuacji. Teraz były konkrety.
- Czy takie częste zmiany klubów, połączone również z wyjazdami za granicę, jak w pana przypadku nie są na dłuższą metę męczące?
- Nie, ja nie mam żadnych problemów z adaptacją. Do tej pory dość łatwo przystosowywałem się do nowych warunków, czy to w Grecji, czy to w Rosji. Poza tym uważam, że zawodnicy muszą być gotowi na częste zmiany klubów, bo to jest obecnie na porządku dziennym. Myślę, że ja już się do tego przyzwyczaiłem i nie przeszkadza mi to w życiu codziennym.
- Jak reaguje na częste przeprowadzki rodzina? Czy do Polski przyjedzie pan z kimś bliskim?
- Tak, będę mieszkał w Rzeszowie razem z moją dziewczyną. Co prawda słyszałem wiele dobrego na temat urody polskich kobiet (śmiech), ale tak poważnie mówiąc zależy mi na moim związku, dlatego cieszę się, że będę w Polsce razem z Valerią.
- Jaki jest stan pana wiedzy na temat PlusLigi?
- Szczerze mówiąc, do tej pory nie miałem zbyt wiele informacji o Polsce i PlusLidze. Grałem tu kilka razy przy okazji meczów reprezentacji, czy Ligi Mistrzów, ale nie wiedziałem, jaki jest poziom polskiej ligi. Dopiero teraz dowiaduję się coraz więcej rzeczy. Dużo rozmawiam z trenerem Travicą, który opowiada mi, jak wygląda gra w PlusLidze, jaki jest poziom ligi i składy poszczególnych zespołów. Wiem tylko, że Skra Bełchatów dwukrotnie w ostatnich latach grała w Final Four Ligi Mistrzów. Pokazała się z dobrej strony w tych rozgrywkach. Jeśli taki poziom prezentują także inne zespoły, to będę na pewno zadowolony z jakości ligi. Póki co, trochę przeraził mnie kalendarz spotkań, który jest bardzo napięty. Zanosi się na to, że co najmniej przez dwa – trzy miesiące mój klub będzie grał regularnie dwa mecze w tygodniu, i w lidze i w europejskich pucharach. Dodatkowo Ljubo uświadomił mnie, że kalendarz PlusLigi jest często bardzo płynny i zmienia się w trakcie rozgrywek. To nie jest dobre ani dla zawodników ani dla trenerów, bo burzy rytm treningów i przygotowań do meczów. Ta duża ilość meczów jest również przerażająca w kontekście ciężkiego sezonu reprezentacyjnego, który mnie czeka z kadrą Włoch. Po mistrzostwach świata szybko trzeba będzie rozpocząć grę w klubie, a przy tej ilości meczów, sezon zapowiada się na trudny i wyczerpujący.
- Słyszał pan zapewne o olbrzymiej popularności siatkówki w Polsce i jak traktowani są zawodnicy grający w PlusLidze?
- Nie wiedziałem do końca, jak to wszystko wygląda. Teraz rozmawiam jednak dużo z Ljubo, no i z Giovannim Miale, który pracuje w Asseco Resovii i w reprezentacji Włoch. „Vani” opisywał mi, co się dzieje na trybunach, jak wygląda organizacja ligi, że jest wiele transmisji z meczów. Już za niedługo sam przekonam się o tym, jak to wygląda.
- Co wie pan o nowym klubie?
- Znam właściwie większość zawodników, może poza środkowymi. Drużyna na papierze wygląda na mocną. Ma dobrych zawodników. Wydaje mi się, że klub zbudował solidny zespół, ale znów zaznaczę, że nie znam jeszcze poziomu PlusLigi i potencjału pozostałych zespołów. Nie mogę więc deklarować na co nas stać i jak bardzo jesteśmy mocni. To się okaże na boisku, w konfrontacji z pozostałymi drużynami.
- W Asseco Resovii będzie miał pan kolegę z reprezentacji Włoch i to w bardzo odpowiedzialnej roli rozgrywającego - Michała Baranowicza…
Z Michele znamy się jeszcze słabo, bo rozmawialiśmy ze sobą tylko kilka dni, kiedy on był z nami na zgrupowaniu szerokiej kadry. Na pewno się jednak dogadamy, choćby ze względu na znajomość języka włoskiego.
- No właśnie, będzie pan miał ułatwione zadanie, bo oprócz Baranowicza po włosku będzie pan mógł swobodnie porozmawiać z Ljubo Travicą i z Giovannim Miale…
- To na pewno dobra wiadomość dla mnie. W ogóle do tej pory miałem szczęście, ponieważ i w Iraklisie Saloniki i w klubach rosyjskich miałem w drużynie osoby, z którymi mogłem porozmawiać po włosku, m.in. Lloya Ball’a. Na pewno porozumiewanie się w znajomym języku bardzo ułatwia komunikację w zespole.
- Czy będzie pan próbował nauczyć się języka polskiego? Trener Travica dość szybko potrafił porozumiewać się po polsku, a słoweński jest podobno jeszcze bardziej podobny do polskiego, niż chorwacki…
- Słyszałem o tym podobieństwie, dlatego spróbuję to wykorzystać.
- Grał pan do tej pory we wszystkich najsilniejszych ligach w Europie. Które rozgrywki prezentują najwyższy poziom?
- Na pewno włoska Serie A1. We Włoszech jest wciąż najwięcej silnych i wyrównanych zespołów. Dla porównania w Grecji są zaledwie 3 mocne zespoły. Natomiast jeśli chodzi o ligę rosyjską, to przede wszystkim tam wciąż gra się nieco inną siatkówkę niż w pozostałych rozgrywkach, opartą głównie na sile ataku, zagrywki i bloku. Włoskie zespoły prezentują na pewno bardziej urozmaiconą siatkówkę pod względem taktycznym i technicznym.
- Jest pan znany z doskonałej techniki gry, dobrego przyjęcia, obrony i ataku z wykorzystaniem bloku. Jak taki siatkarz radził sobie w realiach rosyjskiej siatkówki?
Chciałem w swojej karierze spróbować wszystkiego, dlatego doświadczenia zebrane z gry w Rosji uważam za bardzo cenne. Grałem tam w bardzo dobrych zespołach, w Fakieł Nowy Urengoj, z którym zdobyłem puchar CEV oraz w Dynamie Moskwa, z którym wygrałem mistrzostwo Rosji. Poza tym muszę powiedzieć, że te dwa sezony spędzone przeze mnie w Rosji były zupełnie inne. W Nowym Urengoju grałem z zawodnikami bardziej doświadczonymi i wiekowymi, a w Dynamie z młodymi talentami rosyjskiej siatkówki (m.in. Bierieżko, Połtawski, Grankin, Wołkow, Kruglow, Ostapienko). Co ciekawe, koledzy z Fakieła byli bardziej chętni do pracy, ciężkich treningów i nastawieni na wygranie czegoś, niż ci z Dynama. To taki paradoks.
- Od wielu lat gra pan regularnie w reprezentacji Włoch. Czy czuje się pan spełniony jako zawodnik, czy jest jeszcze jakiś cel o którym pan marzy?
- Moją motywacją jest zawsze zwyciężać. Nie lubię przegrywać, dlatego myślę, że nigdy nie zabraknie mi motywacji do wygrywania kolejnych medali, czy pucharów. Jako zawodnik wciąż odczuwam głód wygrywania. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze gram na najwyższym poziomie, mam lepsze lub gorsze sezony, czy okresy gry, ale chęć zwyciężania i zdobywania sukcesów, czy to w reprezentacji, czy w klubach, towarzyszy mi niezmiennie. Zresztą uważam, że bez odpowiedniej motywacji ciężko byłoby mi dalej grać w siatkówkę. Głód sukcesu to dla sportowca podstawowa rzecz.
- Jak pan czuje się fizycznie? Przed wami Final Six LŚ, potem przygotowania do mistrzostw świata i długi, kilkufazowy turniej. Nie przeraża pana taka ilość grania i treningów?
- Jedynym, choć w sumie tragicznym pozytywem sezonu w Perugii, która borykała się z problemami finansowymi było to, że nie zakwalifikowaliśmy się do fazy play-off i po wygraniu Challenge Cup i zakończeniu sezonu regularnego we Włoszech mieliśmy praktycznie miesiąc czasu na wypoczynek przed zgrupowaniem reprezentacji. Dlatego zdążyłem trochę odpocząć. Pojechałem z dziewczyną do Meksyku.
- Faktycznie lubi pan podróżować…
- Lubię, choć zwykle nie mam sporo czasu na podróże. Przede wszystkim lubię spędzać wolny czas nad morzem, a że najpiękniejsze morze jest według mnie w Chorwacji, nie mam daleko żeby tam pojechać. Poza podróżami i siatkówką, która jest całym moim życiem lubię też inne sporty, a najbardziej tenis i piłkę nożną.