Matej Kazijski: jestem dumny z zespołu
Matej Kazijski po raz drugi w karierze sięgnął po mistrzostwo Włoch. Jego zespół w niedzielnym finale w Rzymie w bardzo łatwy sposób rozprawił się z ekipą z Cuneo wygrywając 3-0.
PlusLiga: - Radość po zdobyciu drugiego tytułu mistrza Włoch w historii Itasu Diatec Trentino była ogromna?
Matej Kazijski: - Jestem niezmiernie szczęśliwy i dumny z naszego zespołu. Moja satysfakcja jest o tyle większa, że uczestniczyłem we wszystkich ostatnich czterech finałach ligi, w których Trentino miało okazję wywalczyć scudetto. W poprzednich dwóch sezonach byliśmy bardzo blisko mistrzostwa, ale w najważniejszym momencie czegoś jednak nam zabrakło. Po trzech latach przerwy odzyskaliśmy upragniony tytuł mistrza Włoch, który był naszym głównym celem już od dłuższego czasu.
- W końcu pokonaliście Cuneo w meczu o stawkę i to bezdyskusyjnie, z ogromną przewagą. To właśnie ten zespół stanął na Waszej drodze w poprzednim finale V-Day w Bolonii. Cuneo pokonało was także w Superpucharze i Pucharze Włoch.
- To zwycięstwo w finale w Rzymie było okazałe, ponieważ cały nasz zespół zagrał na dobrym poziomie i nie pozwoliliśmy naszym przeciwnikom na zbyt wiele. Jedynie w drugim secie Cuneo przez chwilę miało przewagę. Przetrzymaliśmy jednak ten moment i później znów górowaliśmy na parkiecie. Dobrze pamiętaliśmy o tym, że Cuneo w zeszłym roku zaczęło dobrze grać właśnie od drugiego seta, dlatego przez cały czas zachowaliśmy koncentrację i determinację. To nie jest tak, że mieliśmy jakiś kompleks Cuneo i nie potrafiliśmy z nimi grać najważniejszych meczów. Mamy tak silny zespół, że nie powinniśmy się obawiać z góry żadnego przeciwnika, natomiast trzeba obiektywnie przyznać, że w tych przegranych przez nas meczach Cuneo zagrało na swoim najwyższym możliwym poziomie i dlatego tak ciężko nam się z nimi grało.
- Jaki to był sezon dla Trentino? Mierzyliście aż w pięć trofeów, wygraliście trzy z nich, ale za to te najcenniejsze i najbardziej prestiżowe, czyli scudetto, Ligę Mistrzów i klubowy Puchar świata.
- Trudno jest wygrywać wszystko. Oczywiście, chcieliśmy wygrać wszystkie rozgrywki i finały, w których graliśmy. Nie udało się, mamy jednak trzy cenne medale i bardzo się z nich cieszymy. Myślę, że to był najlepszy sezon w historii klubu, a przez to, że nie wygraliśmy wszystkiego, nie zabraknie nam motywacji żeby spróbować to zrobić w następnym sezonie.
- Po tak długim i wyczerpującym sezonie, w którym Trentino brało udział we wszystkich możliwych rozgrywkach, oczywiście poza fazą play-off Ligi Mistrzów dzięki organizacji turnieju finałowego w Bolzano, musisz odczuwać duże zmęczenie.
- Sezon był faktycznie bardzo ciężki. Wszyscy odczuwamy skutki tego, ale kiedy gra się w najlepszych zespołach na świecie, które walczą o najwyższe trofea w każdym turnieju, jako zawodnicy jesteśmy przyzwyczajeni do takiej ilości gry i musimy sobie z tym radzić. Mam nadzieję, że wystarczy mi zdrowia i siły żeby osiągać dalsze sukcesy zarówno z klubem, jak i z reprezentacją.
- Czy po wygranej w tegorocznym V-Day jesteście bardziej przychylni do rozgrywania jednodniowego finału włoskiej Serie A?
- Osobiście nie zmieniłem zdania na ten temat i wciąż uważam, że najsprawiedliwszym, a zarazem najciekawszym dla kibiców systemem był ten poprzedni, w którym grało się do trzech zwycięstw i miało się większość styczność ze swoimi kibicami. Wiadomo, że jako zwycięzcy sezonu zasadniczego bylibyśmy niepocieszeni gdybyśmy drugi raz z rzędu przegrali mistrzostwo po jednej porażce w finale. Rozumiem, że idea V-Day była wprowadzona w zeszłym roku po to żeby wydłużyć czas potrzebny zespołom narodowym, a szczególnie Włochom jako organizatorom, na przygotowanie się do MŚ. Na dłuższą metę ten finał nie ma chyba jednak racji bytu.
Foto Zani/LegaVolley