Mateusz Bieniek: Potrzebujemy głośnego dopingu, a w zamian damy z siebie wszystko
Polska w przedostatnim meczu fazy interkontynentalnej Ligi Światowej 2017 pokonała 3:0 reprezentację Iranu. Biało-czerwoni wzięli udany rewanż za porażkę w Pesaro w pierwszej rundzie turnieju.
Biało-czerwoni w tegorocznej Lidze Światowej radzą sobie różnie. Dwa pierwsze spotkania – z Brazylią i Włochami wygrali, czym rozbudzili apetyty polskich kibiców. Jednak kolejne mecze nie wyglądały już tak dobrze. Polacy przegrali z Iranem, Bułgarią, ulegli w rewanżu Canarinhos, ale zrehabilitowali się w spotkaniu przeciwko Kanadzie. Na ostatnią rundę przenieśli się do Polski, gdzie w Katowicach, w słabym stylu przegrali z Rosją. Porażka ze Sborną otworzyła drogę szeregom spekulacji na temat przyczyn przestoju w grze biało-czerwonych.
- Prawdziwą drużynę poznaje się po tym, jak szybko podnosi się po porażkach. Wiemy że zagraliśmy bardzo źle, ale nie możemy ciągle rozpamiętywać spotkania z Rosją. Gdybyśmy cały czas mieli w głowach tamten mecz, prawdopodobnie z kolejnym rywalem zebralibyśmy podobne „lanie”. Wyrzuciliśmy tą przegraną z głów i otwarcie powiedzieliśmy sobie że gramy dalej – przyznał Mateusz Bieniek, środkowy reprezentacji Polski.
Przełamanie przyniósł mecz z Iranem, rozgrywany w Łodzi. Podopieczni Ferdinado De Giorgiego zagrali z „czystymi głowami” od początku dominując parkiet. Irańczycy nie byli w stanie zatrzymać tak dysponowanej reprezentacji Polski, dlatego ulegli jej bez wywalczenia choć jednego seta.
- Nasza gra wyglądała naprawdę bardzo dobrze. Nie jest łatwo pokonać Iran w trzech setach, dlatego tym bardziej cieszymy się z tak różnicującego rezultatu. Persowie zawsze walczą do samego końca jednak w Łodzi nie potrafili znaleźć na nas sposobu. Cały czas jesteśmy w grze o Final Six w Brazylii, choć sprawy awansu leżą już nie tylko w naszych rękach – dodał 23-letni środkowy.
Jak do tej pory biało-czerwoni wygrali cztery z ośmiu spotkań. Taki bilans, póki co lokuje ich na piątej pozycji w tabeli. Wiele zależy od wyników spotkań pozostałych drużyn - pewne jest, że Polacy muszą wygrać swój mecz a potem obserwować sytuację w równoległych turniejach
- Ja osobiście jeszcze nie będę uruchamiał kalkulatora. Myślę, że po tym jak wygramy ostatni mecz za trzy punkty, to dopiero wtedy, w szatni zacznę liczyć co i jak – powiedział Mateusz Bieniek.
Ostatnim rywalem gospodarzy będzie ekipa Stanów Zjednoczonych. Amerykanie choć nienajlepiej zaczęli turniej Ligi Światowej, to z meczu na mecz coraz bardziej się rozpędzali. W Łodzi ulegli jednak 2:3 reprezentacji Rosji, co skomplikowało ich sytuację.
- W drużynie USA nie ma Maxwella Holta i Matthew Andersona, ale wiemy że wciąż jest to groźny zespół. Sprawy ich awansu również się ważą, więc zapowiada się emocjonujące spotkanie. Potrzebujemy głośnego dopingu, a w zamian my damy z siebie wszystko – zakończył środkowy.
Powrót do listy