Mateusz Malinowski: jestem strażakiem
Po niezbyt udanym początku Jastrzębskiego Węgla i słabszej postawie w meczu z AZS Politechniką Warszawską Michała Łaski, 21-letni Mateusz Malinowski godnie zastąpił bardziej doświadczonego kolegę i pomógł swojemu zespołowi odnieść zwycięstwo 3:2 w bardzo emocjonującym spotkaniu. Zaraz po jego zakończeniu rozmawialiśmy z młodym siatkarzem Jastrzębiego Węgla.
PlusLiga: Gratuluję wygranego meczu i dobrej zmiany. Jak to spotkanie wyglądało z Twojej perspektywy?
- Mateusz Malinowski: Po tych dwóch setach na pewno trzeba było poderwać drużynę do walki, bo atmosfera była troszeczkę senna. Może potrzebna była świeża krew i ktoś, kto jest głodny gry. Na szczęście to wypaliło. To był na pewno bardzo zacięty mecz, bardzo twardy. Powiedziałbym, że były to wymiany cios za cios. Wielu obron dzisiaj nie widzieliśmy, ale było dużo mocnych ataków, zagrywek.
- Spodziewaliście się takiej postawy Politechniki Warszawskiej?
- W pierwszych dwóch setach drużyna z Warszawy zagrała bardzo dobrze na zagrywce i na siatce. Nie byliśmy w stanie ich zablokować. Serwowali i atakowali naprawdę bardzo mocno. Na szczęście po tej dziesięciominutowej przerwie sytuacja się odwróciła, chyba po raz pierwszy przerwa dobrze zadziałała. Szacunek dla drużyny z Warszawy. Zagrali bardzo dobre spotkanie. Byli zadziwiająco wypoczęci, mimo że przyjechali na mecz dzień wcześniej z Turcji, a na siatce byli naprawdę niesamowici. Ale to my wygraliśmy i jestem z tego bardzo zadowolony. Każda drużyna przyjeżdża do Jastrzębia po to, żeby walczyć i nie odda punktów za darmo.
- Jak oceniasz Wasz występ? Ostatnio odnieśliście dwie porażki…
- Może w meczu z Politechniką nie było to takie spektakularne zwycięstwo, tylko w trzecim secie mieliśmy znaczącą przewagę. W kolejnych partiach była walka punkt za punkt – wszystko mogło się obrócić również na stronę Warszawy. Na szczęście sprostaliśmy tej trudnej sytuacji. Ciężkie momenty, mieliśmy także w tie-breaku, w którym była prawdziwa walka i pełne zaangażowanie. Tutaj chciałbym podziękować także kibicom, którzy po pierwszych dwóch setach w naszym wykonaniu, mogli być troszeczkę zażenowani. Na szczęście potem się obudzili, tak jak my, i bardzo nam pomogli. Dużo krzyczeli, my też dużo krzyczeliśmy – dlatego mam zdarte gardło. Tak trzeba było zagrać ten mecz: obudzić się z tego marazmu. Poprzednie dwa spotkania przegraliśmy, więc cieszę się, że z Politechniką zdobyliśmy dwa punkty. Wiadomo, mogło być lepiej. Każdy oczekuje od nas zwycięstw za trzy punkty, ale to jest siatkówka. Jesteśmy zadowoleni z wyniku, ponieważ zostawiliśmy na parkiecie kawałek serca. Każdy z nas walczył. Jestem zadowolony z własnej postawy, a chłopaki ze swojej. To był naprawdę mecz walki.
- Przed Wami w dość krótkim czasie kolejne bardzo istotne mecze w Lidze Mistrzów i niebawem potem znów rozgrywki PlusLigi.
- Teraz czekamy na następne mecze, bo trochę ich tutaj będzie: we wtorek Liga Mistrzów już na nas czeka, też na własnym parkiecie. Musimy wreszcie wygrać pewnie i dobrze się zaprezentować naszym kibicom. My też musimy poczuć, że nasza praca idzie w dobrym kierunku, a idzie na pewno, tylko jak to w sporcie, zdarzają się gorsze momenty. W piątek gramy na wyjedzie w Kielcach. To jest taki mały maraton, ale jesteśmy na to przygotowani. Będziemy walczyć w każdym meczu.
- Który moment meczu z Politechniką był dla Ciebie najtrudniejszy? Walka na przewagi w czwartym secie?
- Tak zaraz po meczu, nie jestem w stanie tego powiedzieć. Myślę, że tie-break, bo mieliśmy piłkę setową, potem chyba Politechnika miała… Było dużo walki i dużo emocji. Jak się gra, to się nie analizuje tak tego wszystkiego. Dawno też nie grałem, więc skupiałem się tylko na tym, co było na boisku. Tablicę wyłączyli już i ja nawet nie wiem, jakim wynikiem set się skończył. Graliśmy na przewagi i każda z partii mogła zakończyć się zupełnie innym wynikiem.
- Czy po zastąpieniu w spotkaniu Michała Łaski, czujesz się cichym bohaterem meczu? Czy w takich momentach, kiedy wchodzisz z kwadratu, czujesz nerwy?
- Oczywiście, że są nerwy. Trzeba je przezwyciężyć. W drugim secie już troszkę pomogłem, mogłem się rozgrzać, a potem ruszyliśmy „z kopyta” i jakoś to poszło. Potrzeba było drużynie trochę krzyku, świeżości, zagrzewania do walki. Wszystko poszło w dobrym kierunku, aczkolwiek było bardzo ciężko.
- Jakie są teraz Twoje oczekiwania? Sądzisz, że po tym dobrym występie zasłużysz na miejsce w podstawowej szóstce?
- Nie, nie. Ja jestem strażakiem i jeżeli jest taka potrzeba, muszę po prostu wejść na boisko, pokrzyczeć i pobudzić chłopaków. Myślę, że taki jest cel zmiennika. A przyszłość pokaże. To wszystko zależy od tego, jak ciężko będę trenował, bo im ciężej, tym lepsze będą tego efekty. Cieszę, że moja praca na treningu przekłada się na całkiem dobrą grę. Kwestia zdobycia doświadczenia, to już rzecz wtórna. Na to będzie jeszcze czas, bo jeszcze jestem w miarę młodym zawodnikiem (śmiech).