Mateusz Malinowski: nie musimy się wstydzić poziomu PlusLigi
- Bardzo się cieszę z wygranej na inaugurację i tej niesamowitej końcówki. Myślę, że mecz z Asseco Resovią, to taki dobry prognostyk jeśli chodzi o poziom całej ligi. Może to mistrzostwo świata chłopaków uskrzydli nas wszystkich, doda pewności siebie i udowodni, że jednak ta liga jest mocna i wcale nie musimy się jej wstydzić – mówi Mateusz Malinowski, atakujący Aluronu Virtu Warty Zawiercie.
„Jurajscy Rycerze” po pasjonującej pogoni w tie-breaku, gdzie przegrywali już 6:12, pokonali wysoko notowany zespół Asseco Resovii. – Trochę tych meczów grałem, sporo też oglądałem, ale dawno nie widziałem żeby ktoś wrócił w tie-breaku z takiego stanu do gry, aczkolwiek pokazaliśmy, że nie jest to niemożliwe – mówi Malinowski, który w konfrontacji z zespołem z Rzeszowa zdobył 16 pkt. mając 51 procentową skuteczność w ataku. 26-letni atakujący od początku zaczął mecz w podstawowym składzie. - Trener zadecydował, że jestem na ten czas w lepszej dyspozycji niż Grzesiek Bociek. Sezon jest długi i już na początku intensywny bo w środę gramy kolejny mecz. Mamy skład szeroki i zobaczymy kto zagra z Jastrzębiem – stwierdza Malinowski, jeden z pięciu nowych zawodników, którzy w spotkaniu z Asseco Resovią wyszli na boisko w pierwszej szóstce i spisali się znakomicie. – Tak naprawdę do ostatniego dnia nie było wiadomo, kto wyjdzie w podstawowym składzie. Część chłopaków już grała z Michałem Masnym. Ja dwa lata, Marcin Waliński też bodaj dwa, a Bartek Gawryszewski, to chyba nawet więcej. Tak więc „czucie” z nim jest jakby nam znane i nie trzeba się specjalnie zgrywać. Wystarczyło na treningu troszkę popracować i wszystko jest ograne – mówi Mateusz Malinowski i dodaje. – Oczywiście cały czas ciężko trenujemy, żeby wszystko wyglądało jeszcze lepiej. Trener dojechał do nas stosunkowo późno, bo za nami dopiero drugi tydzień pracy z nim. Szczerze powiem, że nie myślałem, że taka forma meczowa przyjdzie już na inaugurację – mówi Malinowski, który nie ukrywa, że bardzo dobrze się zaaklimatyzował w Zawierciu, gdzie czuje się jak przed kilkoma laty w Jastrzębiu.
- Zawiercie jest takim miejscem, gdzie ludzie żyją siatkówką. Panuje tu świetna atmosfera i frekwencja na trybunach. Jest walka o bilety, zwłaszcza, że hala jest nieco mniejsza niż ta dawna w Jastrzębiu – mówi Malinowski. - W Szczecinie, gdzie grałem w ub. sezonie, pod tym względem była posucha. Tam nawet jak przyszło troszeczkę więcej osób, to gabaryty hali powodowały, że nie było widać czy ci kibice są na trybunach czy nie. Generalnie mało przychodziło widzów. Wiadomo, że wyniki też były trochę słabsze. Nie było jeszcze takiego boomu na siatkówkę jak się słyszy teraz co tam się dzieje. Tam w ub. sezonie klub kibica liczył około 10-15 osób, a tu w Zawierciu jest ich ponad 300, jak nie więcej – kończy atakujący Aluronu Virtu Warty Zawiercie.
Powrót do listy