Mateusz Malinowski: zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy
W batalii o brązowy medal PlusLigi Jastrzębski Węgiel prowadzi z Aluronem Virtu Wartą Zawiercie 2:0. Obydwa spotkania był zacięte i skończyły się dopiero po tie breaku, jednak w minioną środę zawiercianie przegrali czwarty raz z rzędu. - Dobrze prezentujemy się na boisku, ale czegoś brakuje - ocenił atakujący Jurajskich Rycerzy. Zdradził też o czym niedawno rozmawiał z Vitalem Heynenem.
PLUSLIGA.PL: Prawie trzy godziny twardej walki, tie breka grany do 23, cztery piłki meczowe i..chyba najgorsza z możliwych porażka?
MATEUSZ MALINOWSKI: Przegraliśmy czwarty raz z rzędu, za każdym razem po walce. Dobrze prezentujemy się na boisku, ale jednak czegoś brakuje. W minioną środę, moim zdaniem zagraliśmy najlepszy mecz z tych ostatnich czerech i myślę, że było to świetne widowisko dla kibiców. Przegrana boli, ale też czuję, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, zostawiliśmy na boisku całe serce. Następnego dnia obudziliśmy się z pozytywnym nastawieniem i nawet nie było czasu na jakąś głębszą analizę ostatnich zdarzeń, bo kolejna, najważniejsza bitwa tej batalii już niebawem. W środę jastrzębianie przełamali nas na własnej hali, mam nadzieję, że w sobotę my przełamiemy ich. Chciałbym, żeby ten play off trwał pięć meczów i żeby każdy kończył się tie breakiem.
Powiedział pan, że czegoś wam brakuje. Ogrania, doświadczenia, a może szczęścia?
MATEUSZ MALINOWSKI: Trudno powiedzieć. Przeciwnik ma w składzie bardziej doświadczonych zawodników, reprezentantów krajów i być może przeważyło to doświadczenie, klasa zawodników i ich zagrania indywidualne. Ale z drugiej strony, większość piłek w tie breau skończyliśmy.
Zabrakło chyba też regularnej zagrywki, szczególnie na początku spotkania goście byli w tym elemencie bardziej skuteczni.
MATEUSZ MALINOWSKI: Powoli wychodzi chyba już zmęczenie sezonem. Jesteśmy na takim etapie rozgrywek, że być może trochę zaczyna brakować „pary”, nie ma takiej jakości w polu serwisowym, jaka była wcześniej, nie ma tego siatkarskiego błysku, świeżości. Sezon jest długi i chyba nikt nie spodziewał się, że będziemy tak długo grali. Z drugiej strony, były takie spotkania, że wchodziłem na zagrywkę i nie uderzałem jakoś bardzo mocno, a wchodziły asy. W środę zdarzyło mi się strzelić z prędkością 120 km/h, a Jakub Popiwczak przyjął tę piłkę tak dobrze, że rywale zagrali z niej pierwsze tempo.
W pierwszych dwóch partiach bardzo mało piłek (zaledwie 5) otrzymał Ferreira. To było celowe działanie Masnego?
MATEUSZ MALINOWSKI: Ciężko mi powiedzieć jaki plan na ten mecz miał Michał Masny. Zresztą ja też początkowo nie dostawałem zbyt wielu piłek. Częściej natomiast graliśmy środkiem, mocno zaangażowany był też Marcin Waliński. Michał jest doświadczonym rozgrywającym i wie, że w każdym spotkaniu musi zagrać inaczej, zmienić trochę taktykę, żeby przynajmniej spróbować zaskoczyć przeciwników.
Rozgrywa pan bardzo dobry sezon, a jednak nie został zauważony przez trenera reprezentacji. Jest małe rozczarowanie?
MATEUSZ MALINOWSKI: Nie ma. Wiedziałem, że raczej nie załapię się do kadry. Mamy w Polsce akurat taki moment, że jest multum dobrych zawodników na każdej pozycji i większość z nich rozgrywa dobry sezon. Ja byłem w trochę innej sytuacji, bo mamy w zespole dwóch równorzędnych atakujących i najpierw musiałem sobie wywalczyć miejsce w szóstce, co zajęło mi trochę czasu. Długo graliśmy przemiennie, w zależności od pomysłu trenera na dany mecz.
Słyszałam jednak, że już po opublikowaniu listy kadrowiczów i po lawinie komentarzy w mediach dotyczących braku pana osoby na tej liście, Vital Heynen zadzwonił?
MATEUSZ MALINOWSKI: To prawda. Zostałem poinformowany, że droga cały czas jest otwarta. Wytłumaczył mi, że system powołań był dokonywany na przełomie stycznia i lutego, czyli zanim zacząłem grać regularnie. Faktycznie, do tego czasu grałem na zmianę z Grzegorzem Boćkiem i dopiero gdzieś w okolicach lutego wskoczyłem na stałe do wyjściowej szóstki. Nie mam żalu i nie chcę sobie tym zaprzątać głowy. Są młodsi zawodnicy, których być może trener miał okazję częściej obserwować. Ja dopiero od dwóch lat zacząłem grać w miarę systematycznie. Powołanie do reprezentacji z pewnością trochę bardziej rozpędziłoby moją karierę, dlatego nie składam broni, być może za rok dostanę swoją szansę.
A że trener Heynen dotrzymuje słowa, przekonał się Bartłomiej Bołądź, który w tamtym roku nie załapał się do kadry, a w tym jest na liście wybrańców.
MATEUSZ MALINOWSKI: Tak się złożyło, że w końcówce sezonu jestem w dobrej dyspozycji i gdzieś pojawiły się naciski tak zwanej opinii publicznej. Trener jednak nie może słuchać tego, co dzieje się w Internecie, czy co sugerują eksperci, bo to on odpowiada za wynik. Ten szkoleniowiec wywalczył z zespołem mistrzostwo świata, trzeba mu zaufać.
Powrót do listy