Mateusz Masłowski: co roku mogę coś nowego wypróbować
PLUSLIGA: Gdy prowadziliście 12:6 w tie-breaku chyba nie przeszła wam ani na moment przez głowę myśl, że możecie mecz w Zawierciu przegrać?
MATEUSZ MASŁOWSKI (libero Asseco Resovii Rzeszów): Taka sytuacja, jak w Zawierciu, to zdarza się może raz na tysiąc. Mieliśmy nawet piłkę w górze na czystej na siatce na bodajże 13:6, a wówczas nie byłoby tematu. To jest też jednak piękno sportu, że z takiego wyniku można też wyjść obronną ręką. To co wyrabiał Kamil Semeniuk, to coś niesamowitego, bo regularnie raz za razem posyłał potężne petardy tam gdzie chciał. My się broniliśmy. Szkoda, bo zabrakło szczęścia. Przy jednej akcji brakło kilku centymetrów, a piłka dotknęłaby sufitu i byłoby wszystko w drugą stronę. Porażka po takiej końcówce, gdzie wydaje się, że mecz jest już wygrany, boli najbardziej.
W waszej grze sporo było niedokładności, zmiany też nie funkcjonowały do końca tak jak powinny, co pewnie jest wynikiem braku zgrania?
Rywale byli w takim składzie praktycznie od początku przygotowań, my od kilku dni dopiero jesteśmy w komplecie i trenujemy wspólnie. Nasza gra na pewno będzie wyglądała z każdym meczem coraz lepiej. Trzeba pogodzić się z tą porażką i pracować jeszcze mocniej.
Czasu na treningi nie ma zbyt wiele, bo kolejny mecz już w środę i nie pozostaje nic innego jak zgrywać się w meczach, co jest nieco ryzykowne…
Tak to już będzie wyglądało. Nie będzie czasu na jakieś dłuższe trenowanie, ale trzeba sobie z tym radzić.
Przed panem kolejny sezon w Asseco Resovii, w którym zanosi się, że będziecie grali na dwóch libero, co po części wynika też z limitu obcokrajowców?
Jak co roku mogę coś nowego wypróbować. Ja dostosowuję się do poleceń trenera. Jeśli wygramy mistrzostwo Polski, to nawet nie muszę dotykać piłki. Chciałbym tylko, żeby drużyna zdobyła jak najwięcej, a w jakim stylu i składzie personalnym, jest to mi całkowicie obojętne.
Powrót do listy