Mateusz Masłowski: nie golę się dopóki nie zagram
PLUSLIGA: W ostatnim meczu w Radomiu z Cerrad Czarnymi znalazł się pan już w meczowej czternastce, a później regularnie już uczestniczył w treningach. To oznacza, że po kontuzji kostki nie ma śladu?
MATEUSZ MASŁOWSKI (libero Asseco Resovii Rzeszów): Wydaje mi się, że tak. Po świętach zacząłem już intensywnie trenować w szóstkach, gdzie więcej jest tej dynamiki. Na początku były jakieś tam bóle, ale wiadomo, że organizm musiał się na nowo przystosować do wysiłku. Aktualnie jest dobrze, a szczerze mówiąc, to myślałem, że będzie gorzej. Co do meczu w Radomiu, to jakby była taka potrzeba, to oczywiście, że wszedłbym na boisko, choć dzień wcześniej dopiero po tej długiej przerwie zacząłem odbijać piłkę.
- Czyli żaden zabieg nie będzie konieczny?
- Mam nadzieję, że na dłuższą metę będzie tak jak jest. Jakieś tam rozważania co do operacji były, czy ją zrobić teraz czy po sezonie, ale zobaczę jak dalej to się potoczy. Oczywiście jest to mniej wygodne, bo trzeba dużo bardziej na to uważać, zabezpieczać kostkę i non stop rehabilitować. Zobaczymy co będzie po sezonie, bo jak wspomniałem, na dłuższą metę jest to uciążliwe.
- Po trzech z rzędu zwycięstwach sytuacja Asseco Resovii nie jest aż tak tragiczna jak była jeszcze miesiąc temu…
- Najważniejsze teraz, to jest awansować do szóstki. To jest nasz główny cel, a później to już wszystko może się zdarzyć. Można nawet zdobyć mistrzostwo Polski. W play-off gra się przecież od nowa i nikt wówczas nie patrzy na to, co było w rundzie zasadniczej. To jest cała magia play-offów. Dla tych co są na szóstym miejscu jest duża szansa, a dla tych co w czołówce, może jest to mniej sprawiedliwe, ale w tej fazie rozgrywek tak jest w każdym sporcie.
- Spogląda pan na tabelę analizują jak wygląda wasza sytuacja i ile punktów brakuje do szóstki?
- Nie powiem, że nie, bo może to ktoś odebrać, że mnie to nie interesuje. Z biegiem czasu zauważyłem, że lepiej skupić się na danym meczu, a nie liczyć punkty. Wiem, że ruszyliśmy z dołu tabeli i nieco tą stratę odrobiliśmy. Nie jest to już tak ogromny dystans i będziemy dalej walczyć. Każdy mecz dla nas jest niezwykle istotny.
- Dopiero pod koniec roku złapaliście swój rytm. Co się takiego wydarzyło, że Asseco Resoviia zaczęła wygrywać?
- Już wcześniej było widać symptomy naszej dobrej gry – czy to z Bełchatowem czy z ZAKSĄ, ale brakowało zwycięstw. Co prawda była wygrana w Gdańsku, ale chwilę później przyszła niespodziewana porażka z Olsztynem, a potem w Jastrzębiu. Wydaje mi się, że ten trudny mecz z Bydgoszczą był taki lekko przełomowy, a później już przyszły dwa zdecydowane zwycięstwa, gdzie ta gra wyglądała już dużo lepiej.
- Przyjście do zespołu dobrze panu znanego Łukasza Kozuba też chyba miało na tą odmianę wpływ? Widać, że bardzo szybko się zaadoptował się w nowym otoczeniu.
- Łukasz musiał sobie wywalczyć miejsce w składzie. Nic nie dostał od razu. Musiał z boku oglądać jak to jest. Dostał jednak szansę i ją wykorzystuje. Wiadomo, że trener chce, żeby drużyna wygrywała i szuka najlepszego składu na dany moment, dlatego nigdy nie wiadomo, kto wyjdzie w składzie. Ja się cieszę z postawy mojego przyjaciela, bo wszedł w bardzo ciężkiej sytuacji w trudnym momencie i to jeszcze na pozycji rozgrywającego, która jest najtrudniejsza do szybkiego zgrania się. Szybko jednak się odnalazł i wygląda to całkiem nieźle.
- Teraz też Mateusz Masłowski musi powalczyć o miejsce w szóstce…
- Najważniejsze - z czego bardzo się cieszę – jest to, że udało mi się wrócić do zdrowia i będę walczył o to miejsce. Jestem w stanie to zrobić, bo już raz mi się udało w tym sezonie. Każdy z nas chce grać jak najwięcej, bo jak mówi, że interesuje go, żeby tylko drużyna wygrywała, a on nic nie musi robić, to oznacza, że nie ma ambicji.
- Ten miniony już 2018 rok nie był chyba specjalnie udany dla Mateusza Masłowskiego?
- Nie ukrywam, że to był najgorszy rok dla mnie pod względem sportowym i w innych aspektach, więc chciałbym o nim jak najszybciej zapomnieć. Tak więc mam idealne podwaliny, żeby jakiś sukces osiągnąć w 2019.
- W ten nowy rok Matusz Masłowski wszedł z nowym wizerunkiem. Asseco Resovia ma kolejnego „brodacza” w składzie?
- Zawsze takim rytuałem na mecz w moim przypadku było strzyżenie włosów i brody, ale od feralnego spotkania z Olsztynem, gdzie doznałem kontuzji, postanowiłem się nie golić. Postanowiłem, że dopiero jak będę w składzie meczowym, to pójdę do fryzjera, a jak wejdę na boisko i zagram choć jedną piłkę, to zgolę brodę. Jako, że byłem w kadrze na Radom, to na razie był tylko fryzjer. Teraz tylko czekam na sytuację kiedy zgolę brodę. Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać do Wielkanocy (śmiech), choć może wydarzyć się sytuacja, że tak zarosnę, że będzie można porównać mnie ze zdjęciem Mikusia (Mateusz Mika – przyp. red.) z czasów SMS-u Spała (śmiech).
Powrót do listy