Mateusz Mika: cieszę się siatkówką - to jest moja filozofia
- My naprawdę cieszymy się tym, co robimy. Nawet kiedy nam nie idzie, zachowujemy optymizm i wiarę. Myślę, że jest to kwestia pozytywnego nastawienia mentalnego, nastawienia na to, że jesteśmy na boisku aby sobie pomagać, współpracować - mówi o atmosferze w polskiej kadrze Mateusz Mika, jeden z filarów biało-czerwonych w sobotnim spotkaniu z Włochami.
PlusLiga: W Katowicach wreszcie udało się pokonać Włochów, ale łatwo nie było.
Mateusz Mika: Bardzo cieszymy się przede wszystkim z tego, że pokazaliśmy charakter, że w trudnych momentach potrafiliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoja korzyść. Każdy widział, że można było wygrać za trzy punkty, więc trochę szkoda. Mimo wszystko, trzeba cieszyć się ze zwycięstwa. Mogło być różnie, ale ostatecznie to my schodziliśmy z boiska z podniesionymi głowami.
- Włosi zagrali rezerwowym składem, ale mimo to mocno się postawili. Spodziewaliście się aż takiego oporu z ich strony?
- To nie są ludzie, którzy urwali się gdzieś z drzewa, ale profesjonalni siatkarze. Włosi mają mocną reprezentację. Tam każdy potrafi grać w siatkówkę i wcale nie jest tak, że gdy nie gra kilku podstawowych zawodników, to nagle robią się słabi.
- Do polskiej kadry z kolei wrócili teoretycznie podstawowi gracze - Wlazły, Winiarski, Kurek, a pan ciągle znajduje swoje miejsce w startowej szóstce i w sobotę postawił pan w kwadracie Bartosza Kurka.
- Rywalizujemy o szóstkę, ale zdrowo i póki co trener podejmuje takie decyzje, że to ja rozpoczynam mecze w startowej szóstce. Zobaczymy co będzie dalej.
- Mówi się, że katowicki Spodek to mekka polskiej siatkówki. Jak panu grało się w tym niezwykłym miejscu?
- Pamiętam, gdy kilka lat temu, kiedy jeszcze nie grałem profesjonalnie w siatkówkę jeździłem na mecze jako kibic. Już wtedy czuło się, że to bardzo ważne miejsce dla polskiej siatkówki. Nic się nie zmieniło, chociaż teraz towarzyszą mi zupełnie inne emocje.
- Trudniej grało się w Spodku, czy w Brazylii, gdzie na inaugurację Ligi Światowej rywalizowaliście z mistrzami świata?
- Przed wyjściem na boisko każdy myśli o tej całej otoczce, ale potem, po pierwszym gwizdku sędziego jest zupełnie inna koncentracja - wyłącznie na tym, co dzieje się w polu gry. Wiadomo, że gdzieś tam słyszy się kibiców, którzy - tak, jak było to w Katowicach - pomagają w trudnych momentach, jednak mimo wszystko głowa zostaje na boisku. Walcząc w Brazylii przede wszystkim cieszyłem się z tego, że dostałem szansę do grania, cieszyłem się samą siatkówką.
- Nie miał pan gdzieś z tyłu głowy myśli typu „muszę się pokazać, bo kolejnej szansy mogę już nie dostać”?
- Takie myślenie zaprowadziłoby mnie donikąd. Trzeba być nastawionym na to, żeby dać drużynie jak najwięcej, żeby, jak powiedziałem wcześniej, czerpać radość z gry. Jeśli ktoś jest tak mentalnie nastawiony do walki, to mimo pojawiających się trudności zawsze może zrobić coś dobrego dla zespołu.
- Podczas długiej podróży do Brazylii i Włoch, tej teoretycznie rezerwowej drużynie przydarzyło się kilka ciekawych doświadczeń - pokonaliście Canarinhos, zagraliście na Foro Italico. Co panu najbardziej utkwiło w pamięci?
- Przede wszystkim, te wyjazdy dały każdemu z nas spore doświadczenie. Wiadomo, że Brazylia nie jest teraz w jakiejś najwyższej formie, ale i tak bardzo cieszymy się z tego zwycięstwa. Żałujemy tylko tego pierwszego pojedynku, bo mógł się trochę inaczej potoczyć. Mecz na Foro Italico był bardzo fajny, jeśli chodzi o całą oprawę i organizację. Jednak na boisku było trochę specyficznie, ze względu na to, że początkowo graliśmy przy mieszanym świetle - dziennym i z reflektorów. Wieczorem były już same reflektory, ale z kolei co jakiś czas powiewał wiatr. Nie ma co narzekać, bo Włosi mieli identyczne warunki do gry jak my. Na pewno było to fajne i niecodzienne doświadczenie.
- Występ na rzymskim korcie można potraktować jako przetarcie przed inauguracją mistrzostw świata na Stadionie Narodowym w Warszawie?
- Nie mam pojęcia, bo nigdy nie byłem na Stadionie Narodowym.
- No właśnie…..podobno nigdy nie był pan też na meczu piłki nożnej?
- Oglądałem pojedynek czwartej czy piątej ligi, więc nie wiem czy to się liczy. Faktycznie, nigdy nie byłem na meczu ekstraklasy czy reprezentacji. Czasami obejrzę jakiś mecz w telewizji, ale nie jestem zagorzałym kibicem piłki nożnej.
- Kilka dni temu rozpoczęły się mistrzostwa świata. Nie będzie pan oglądał?
- Jeżeli będę miał czas, to pewnie zobaczę jakiś mecz. Ale z pewnością nie będę jakoś specjalnie ekscytował się mundialem.
- Wróćmy więc do siatkówki. Ma pan 23 lata. To dużo czy mało, żeby rozpocząć „na poważnie” karierę reprezentacyjną?
- Nie mam pojęcia. Niektórzy zawodnicy zaczynają grać dobrze gdy są starsi, a niektórzy prezentują wysoki poziom bardzo szybko. Ja staram się grać najlepiej jak potrafię i myślę, że mogę grać jeszcze lepiej, niż teraz. A kiedy? Oby jak najszybciej.
- Nie czuje pan, że nadchodzi ten właściwy moment?
- Na pewno chciałbym, żeby tak się stało, ale tak jak mówiłem wcześniej, nie czuję jakiejś wielkiej presji, że coś muszę Skupiam się na tym, żeby siatkówka dawała mi jak najwięcej radości i to jest aktualnie moja filozofia.
- Pierwsze powołanie do kadry otrzymał pan w 2010 roku. Żałuje pan, że wtedy praktycznie nie dostał pan szansy gry?
- Spędziłem wtedy z drużyną trzy tygodnie, może miesiąc, pojechałem na spotkania wyjazdowe Ligi Świtowej i nawet miałem okazję zagrać fragment meczu z Niemcami. Pamiętam, że bardzo się z tego cieszyłem, bo byłem praktycznie jeden rok po sezonie w PlsuLidze, gdzie nawet nie grałem w podstawowym składzie. Chyba nie było ani podstaw ani szans na to, żeby zagrać w większym wymiarze. Na pewno nie miałem żadnych pretensji, raczej traktowałem to jako wyróżnienie.
- Jak czuje się pan w tej odmłodzonej i zreorganizowanej kadrze Stephane Antigi?
- Atmosfera, tak na treningach jak i na meczach jest bardzo dobra. Wszyscy się szanujemy, wszyscy chcemy pracować i dążyć do tego samego celu. I wszyscy czekamy na mistrzostwa świata.
- Patrząc z boku na polską reprezentację, można zaobserwować coś, czego nie było choćby rok temu - ogromny entuzjazm, radość z gry. Ogląda się was naprawdę z przyjemnością. To wpływ młodej krwi w drużynie czy filozofii pracy trenera Antigi?
- Bo my naprawdę cieszymy się tym, co robimy. Nawet kiedy nam nie idzie, zachowujemy optymizm i wiarę. Myślę, że jest to kwestia pozytywnego nastawienia mentalnego, nastawienia na to, że jesteśmy na boisku aby sobie pomagać, współpracować. Może przydarzyć się taka piłka w kluczowym momencie, kiedy takie właśnie podejście okaże się bezcenne, sporo da drużynie.
- Poprzedni sezon ligowy spędził pan pod okiem drugiego trenera polskiej kadry, Philippa Blain i mam wrażenie, że ten rok bardzo zmienił pana jako siatkarza?
- Zobaczyłem inną ligę, inne siatkarskie życie, bo mimo wszystko we Francji panuje zupełnie inny siatkarski klimat, nie ma takiego boomu na tę dyscyplinę, jaki jest w Polsce. Liga także nie jest tak mocna jak nasza, ale jest bardzo wyrównana. Indywidualnie był to bardzo pozytywy sezon, wielu rzeczy się nauczyłem. Szkoda tylko, że zajęliśmy 12. lokatę w tabeli. Mieliśmy sporo problemów personalnych, kontuzji i to z pewnością było utrudnieniem, ale nie ma co szukać wymówek - za kilka lat nikt nie będzie pamiętał, że były kontuzje, a wynik zostanie.
- Siłą francuskiej siatkówki jest doskonała defensywa. Reprezentacja Polski też pójdzie tą drogą?
- Nie wiem jakie plany mają nasi szkoleniowcy, bo na razie cały czas się poznajemy. Na pewno jednak jest to ten element, który w naszym wypadku bardzo szybko można poprawić, możemy być jeszcze lepsi w defensywie - dlaczego więc z tego nie skorzystać? Zawsze należy korzystać z dobrych wzorców, z wszystkiego co wpłynie na poprawę jakości gry.
Powrót do listy