Mateusz Przybyła: Chodziło o połączenie przyjemnego z pożytecznym
Środkowy bloku MKS-u Będzin, po wspólnej podróży charytatywnej z kolegą z Jastrzębskiego Węgla Patrykiem Strzeżkiem, jest już w kraju i przygotowuje się do nowego sezonu. – Tak naprawdę chodziło o połączenie przyjemnego z pożytecznym – tak o swojej podróży autostopem do Bombaju mówił Mateusz Przybyła.
Twoja wyprawa do Indii, w trakcie której zbieraliście środki dla chorego Kacpra odbiła się głośnym echem w światku siatkarskim…
Mateusz Przybyła: Podchodzę do tego inaczej. Zrobiłem to wyłącznie z chęci podróżowania i niesienia pomocy Kacprowi. Po prostu przyłączyłem się do pomysłu Patryka, by pojechać autostopem i zebrać pieniążki. Tak naprawdę chodziło o połączenie przyjemnego z pożytecznym. To realizacja pewnej pasji.
Jak przebiegała ta nieco egzotyczna podróż? Były chwile grozy, kierowcy brali na stopa?
Ze stopem było lepiej niż się spodziewałem. W trzy dni dotarliśmy do Stambułu, potrzebowaliśmy na to 64 godziny. Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko przejedziemy Turcję. Iran to już była inna bajka… W tym kraju nie ma czegoś takiego jak autostop. Trzeba było im tłumaczyć ideę autostopu i oni to szybko rozumieli. Mimo różnych problemów poszło fajnie.
W Iranie nie tylko podróżowaliście i zwiedzaliście, ale także graliście w siatkówkę. Popularność tego sportu była widoczna gołym okiem?
Irańczycy bardzo pozytywnie reagują na siatkówkę, to u nich popularny sport. W mieście Isfahan, w pobliżu pięknego meczetu pograliśmy sobie z przypadkowo spotkanymi ludźmi i to był bardzo miły przerywnik w podróży. Tam gra się w siatkówkę w parkach, na skwerach, nikt się tego nie wstydzi. Co ciekawe, już dzieciaki potrafią fajnie odbijać. W weekend Ligi Światowej spotykaliśmy mnóstwo ludzi z piłkami do siatkówki…
Trudno było wejść na najwyższy szczyt Iranu, Demawend, liczący sobie 5610 metrów nad poziomem morza?
To było dla mnie najcięższe wyzwanie w życiu. Mówiąc to z pewnością narażam się moim trenerom. Ale trudno. Oczywiście, miałem na myśli obciążenia i trudności fizyczne, jednak z Patrykiem m przełamaliśmy się, jeśli chodzi o granice naszych możliwości. Może gdybyśmy mieli chociaż jeden dzień aklimatyzacji to byłoby lepiej. Ale w trzy dni daliśmy radę wejść na szczyt. Podczas zdobywania Demawendu usłyszeliśmy, że jak jesteśmy z Polski to musieliśmy znać Kukuczkę. Dla nas Polaków to było bardzo miłe.
Ile w sumie zebraliście pieniążków dla chorego Kacpra?
Mamy już zebranych ponad 10 tysięcy złotych, ale to nie koniec. Zbiórka trwa do końca lipca i mamy nadzieję, że ta kwota jeszcze wydatnie wzrośnie. Zachęcam zresztą do pomagania, wspierania Kacpra.
Po powrocie z Indii nie miałeś zbyt wiele czasu na aklimatyzację. Z marszu trening ogólnorozwojowy, a potem przygotowania do nowego sezonu. Nie będzie łatwo…
Po powrocie do domu chciałem się przede wszystkim wykąpać, najeść i… jeszcze raz najeść. Ramadan był dla nas uciążliwy, w ciągu dnia wszystkie miejsca, gdzie można było coś zjeść były pozamykane. To było uciążliwe. Zdarzało się jednak, że jadaliśmy w ciągu dnia i nikt na nas nie zwracał szczególnej uwagi. Wiadomo – turyści…
Miniony sezon był dla ciebie pechowy. Kontuzja w listopadzie 2016 i operacja więzadeł krzyżowych. Zanim dopadł cię ten dramat, zaliczyłeś tylko 7 setów i zdobyłeś 9 punktów Diablo mało, jak na oczekiwania i możliwości.
To rzeczywiście był dla mnie pechowy sezon. Praca z trenerem Stelio DeRocco była bardzo fajna i wiele mi dała. Naprawdę świetnie się nam pracowało. Ale teraz jestem bardzo głodny siatkówki i zrobię wszystko, by udowodnić, że klub dobrze zrobił przedłużając ze mną kontrakt. Mam dług wdzięczności nie tylko wobec klubu, ale i naszych kibiców. W Będzinie mamy fenomenalnych fanów…
Czy po tak wyczerpującej podróży autostopem będziesz w stanie właściwie przygotować się do nowych rozgrywek PlusLigi? To ma być sezon na przełamanie?
Zaraz po powrocie z Indii zabrałem się do ciężkiej pracy. Rower, bieganie, siłownia. W trakcie naszej podróży nie tylko korzystaliśmy z podwózek, ale też sporo się nachodziliśmy. Codziennie pokonywaliśmy jakieś 15 kilometrów z 25 kilogramowymi plecakami. W pełnym ekwipunku zwiedzaliśmy ciekawe miejsca, albo maszerowaliśmy łapiąc stopa. To nie było takie hop siup! Tak więc na tym wyjeździe mocno popracowaliśmy… Wejście na najwyższą górę Iranu to też nie była zabawa. Co do nowego sezonu to mam nadzieję na zdecydowanie częstsze granie. Chcę przede wszystkim sobie udowodnić, że stać mnie na coraz więcej. Mam nadzieję stworzyć inny obraz siebie – kogoś, kto będzie zapamiętany głównie z dobrej gry w siatkówkę…