Mateusz Sacharewicz: gra dopiero teraz się zaczyna
Łuczniczka Bydgoszcz przegrała z AZS Częstochowa 2:3 pierwszy mecz o piętnaste miejsce PlusLigi. W środę zostanie rozegrane drugie decydujące spotkanie. Stawka jest wysoka, bo przegrany zespół zagra w barażach o utrzymanie w lidze. - Gra dopiero teraz się zaczyna - powiedział Mateusz Sacharewicz, środkowy bydgoskiej drużyny. Początek meczu o godzinie 18.00.
PLUSLIGA.PL: W meczu o piętnaste miejsce przegraliście na wyjeździe z AZS Częstochowa 2:3, ale gra się jeszcze nie skończyła. Przed wami rewanż w Bydgoszczy.
MATEUSZ SACHAREWICZ: Gra dopiero teraz się zaczyna i trzeba będzie oddzielić chłopców od mężczyzn. Mamy tak naprawdę dobrą sytuację. Oczywiście jechaliśmy do Częstochowy z nastawieniem, że chcemy wygrać 3:0 lub 3:1. Jednak z przebiegu tego meczu jestem umiarkowanie zadowolony, bo zdobyliśmy być może punkt na wagę złota. Mamy bardziej komfortową sytuację, chociaż przegraliśmy. Wierzę, że tak jak w lidze przegraliśmy 2:3 w Częstochowie, tak u siebie zdołamy wygrać 3:0 lub 3:1. Musimy wyczyścić głowy i zakończyć ten sezon jakimkolwiek pozytywnym akcentem.
Z perspektywy całego sezonu przed tym ostatnim meczem w Częstochowie to pana drużyna była faworytem. Nie ukrywam, że byłam trochę zaskoczona tak słabą waszą grą w dwóch pierwszych setach. Jaka była tego przyczyna?
MATEUSZ SACHAREWICZ: Przyczyn może być wiele, ale o niektórych nie chciałbym mówić. Wydaje mi się, że może gdzieś w głowie pojawiła się myśl, że to my jesteśmy faworytem, a zespół z Częstochowy się położy. To jest najprostsze wytłumaczenie tego początku. Zawodnicy z Częstochowy dużo wcześniej wiedzieli, że będą grać te mecze o piętnaste miejsce i mogli się spokojnie do tego przygotowywać. My żyliśmy z dnia na dzień, licząc na to, że uda się nam w prima aprilis zrobić niespodziankę w Jastrzębiu-Zdroju. Musieliśmy do końca walczyć. Widać było po pierwszych dwóch setach, że przeciwnicy na naszym tle prezentują się fantastycznie. My byliśmy ociężali, wolni, a oni "latali" po boisku, bronili bardzo dużą ilość piłek. Należą im się za to brawa. Jak widać przysłowiowej pary starczyło im na dwa sety, a przerwa nie wpłynęła na nich korzystnie. Tie-break natomiast to już jest zawsze loteria, kto lepiej wejdzie albo utrzyma ciśnienie, ten wygrywa. AZS wrócił do swojej gry i nie zostawiła na nas suchej nitki.
Po takim meczu czuje się niedosyt czy ulgę?
MATEUSZ SACHAREWICZ: To jest dobre pytanie, bo można patrzeć na to z dwóch perspektyw. Przed meczem każdy powiedziałby niedosyt, frustracja i delikatnie mówiąc zdenerwowanie. Aczkolwiek ten mecz zaczął się dla nas tak "fantastycznie", że z tego punktu trzeba być umiarkowanie zadowolonym. Osobiście czuję złość. Nie rozumiem, dlaczego dobrze trenujemy, a później zaczynamy mecz w ten sposób. Nie zostaje nic innego, jak grać tak jak w trzecim i czwartym secie przez trzy partie z rzędu w Bydgoszczy. Po zakończeniu spotkanie dopiero będzie można zastanawiać się, co się złego w tym sezonie zrobiło, bo tych pozytywów było mało.
Mecz w Częstochowie obserwował nowy szkoleniowiec Łuczniczki Bydgoszcz – Jakub Bednaruk. Zastanawiał się pan już nad swoją przyszłością? Zostanie na kolejny sezon w Bydgoszczy?
MATEUSZ SACHAREWICZ: Plany są zawsze, ale przede wszystkim utrzymajmy klub w PlusLidze. To jest priorytetem. Jeżeli klub utrzymamy, to jak wiadomo jest nowy trener, więc wszystko wskazuje na to, że będzie też nowa drużyna. Na razie sprawa jest otwarta. Po pierwsze utrzymajmy klub w PlusLidze, a po drugie będę musiał spotkać się z Jakubem Bednarukiem i prezesem. Muszę wiedzieć, o co będziemy grać, jaka będzie drużyna. Wtedy podejmę decyzję.