ME: Polacy w półfinale!
Nie ma mocnych na ekipę Daniela Castellaniego. Kolejni rywale w tureckim turnieju - Słowacy zgotowali biało-czerwonym pięciosetowy dreszczowiec, ale i tym razem szczęście dopisało Polakom, którzy zapewnili sobie awans do półfinału mistrzostw Europy. Ostatni mecz II rundy, z Grecją będzie już wyłączcie dopełnieniem formalności.
Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości, czy Piotr Gruszka powinien znaleźć się w składzie na mistrzostwa Europy w Turcji, to po dwóch ostatnich meczach definitywnie się ich wyzbył. Gdyby nie przytomność umysłu naszego atakującego w tie breaku ze Słowakami, gdy przy stanie 13:14 wrzucony na siatkę przepchnął piłkę po rękach rywali, w tej chwili pewnie nie cieszylibyśmy się z awansu do półfinału. Tymczasem kolejny, ciężki mecz padł łupem Polaków i po 26 latach przerwy ponownie staniemy do walki o medale.
- Dla nich to był mecz o nic, dla nas o wszystko. Słowacy zagrali na zupełnym luzie i może dlatego tak to wyglądało - skomentował w rozmowie z Marcinem Lepą Paweł Zagumny.
Daniel Castellani, po małej "wpadce” z Hiszpanami, tym razem już nie zdecydował się na eksperymenty i w rywalizacji ze Słowacją posłał do boju najbardziej sprawdzony skład. Słowacy natomiast wyszli z jedną zmianą w podstawowej szóstce - Martina Sopko zastąpił Lukas Divis i trzeba przyznać - zastąpił go godnie.
Spotkanie ze Słowacją miało podobny przebieg, jak wcześniejsze z Hiszpanią. Gdy, po nokaucie w trzecim secie (przegranym przez naszych południowych sąsiadów do 15.) wydawało się, że polscy gracze pewnie zmierzają do zwycięstwa, niespodziewanie rywale się przebudzili i zgotowali nam kolejną, nieprzewidzianą dawkę emocji. I kolejny raz to biało-czerwoni wyszli obronną ręką z opresji, potwierdzając swoją niemałą moc mentalną.
Pierwszy set ułożył się po myśli Słowaków, którzy postawili na mocną zagrywkę, a do tego byli niezwykle skuteczni w obronie. W polskich szeregach nie było zawodnika, który w znaczący sposób potrafiłby wpłynąć na jakość gry - Gruszka i Kurek mieli problemy z kończeniem akcji, a Marcin Możdżonek właściwie nie istniał pod siatką. Nawet jego, zazwyczaj kąśliwa zagrywka, tym razem nie robiła wrażenia na rywalach, którzy wygrali set otwarcia do 21.
Podrażnieni Polacy kolejną odsłonę rozpoczęli od prowadzenia 4:0, ale równie szybko jak wyszli na prowadzenie, pozwolili odrobić straty Słowakom (4:4). Ci jednak po pierwszym czasie technicznym spuścili z tonu, stracili swoją moc w polu serwisowym, a przede wszystkim nie potrafili skończyć ataku z pierwszej piłki. Polacy za to świetnie grali na kontrze i rozgromili rywali do 15. Równie gładko wygrali kolejną odsłonę, w której krótkie, ale niezwykle efektowne show dał Bartosz Kurek.
Kiedy polscy siatkarze zaczynali powoli cieszyć się z awansu do półfinału, słowaccy oponenci złapali drugi oddech i pokazali, że też potrafią grać w siatkówkę. Tym razem, to zespół Emanuele Zaniniego dał nam lekcję pokory, wygrywając do 14 i doprowadzając do tie breaka.
Zahartowani w bojach Polacy, choć przez połowę seta przegrywali dwoma oczkami, w końcówce udowodnili, że dotychczasowy dorobek turnieju w Izmirze - 4 wygrane mecze - nie był dziełem przypadku.
Bohaterem pojedynku ze Słowacją był Piotrek Gruszka. W decydującym momencie nie zadrżała mu ręka, skończył dwie kluczowe dla losów rywalizacji piłki i otworzył sobie oraz kolegom drogę do półfinału.
- Na mistrzostwach Europy nie ma słabych drużyn i nie ma łatwych meczów – ocenił Zbyszek Bartman w rozmowie z Polsatem Sport, zaznaczając jednocześnie, że to już siódmy dzień turnieju i podstawowi gracze powoli zaczynają odczuwać zmęczenie.
- W piątek mamy dzień przerwy, więc zregenerujemy siły i powalczymy o jakiś krążek - dorzucił nasz kapitan Paweł Zagumny.
Polska - Słowacja 3:2 (21:25, 25:15, 25:10, 14:25, 16:14)
Składy:
Polska: Zagumny, Możdżonek, Pliński, Gruszka, Bąkiewicz, Kurek, Gacek (L) oraz Woicki, Jarosz, Bartman, Ruciak, Nowakowski
Słowacja: Masny, Kohut, Kmet, Nemec, Divis, Ogurcak, Pipa (L) oraz Zatko, Bencz, Kubs, Pivovarci, Sopko