ME: Polacy zagrają o złoto!
Miały być emocje i były. Ale tylko w drugiej odsłonie. Było za to kolejne spektakularne zwycięstwo reprezentacji Polski i wymarzony awans do finału mistrzostw Europy. Polska - Bułgaria 3:0 (25:19, 30:28, 25:20)!
Efekt losowania par półfinałowych wywołał wśród polskich kibiców mieszane nastroje. Jedni, sugerując się dobrą postawą siatkarzy z Bałkanów w pierwszej części turnieju żałowali, że los nie zetknął nas ponownie z Francuzami. Drudzy, mając w pamięci wspaniały, zwycięski mecz półfinałowy mistrzostw świata 2006 oraz późniejszą, świetną passę potyczek bułgarsko - polskich (na 10 meczów tylko 1 porażka) cieszyli się, że to właśnie ekipa Silvano Prandiego stanie naprzeciw biało-czerwonych w sobotnie popołudnie.
Rację mieli ci drudzy. Bułgarzy, którzy podobnie jak w Japonii przez grupową część rywalizacji przeszli jak burza, w półfinale nie wytrzymali presji i zostali boleśnie zbici przez armię Daniela Castellaniego. Po 26 latach Polska ponownie zagra o prymat w europejskiej siatkówce! Zmierzy się ze zwycięzcą spotkania Rosja - Francja.
Na tym właściwie można by skończyć opis półfinału Polska - Bułgaria, w którym historię godną rangi zawodów miał tylko drugi set. W pozostałych dwóch Polacy punktowali rywali z uśmiechem na twarzy.
- Wszyscy mówili, że druga grupa - w Stambule była silniejsza, a my pokonaliśmy Bułgarię bez starty seta - skwitował Daniel Pliński w rozmowie z Polsatem Sport.
W biało-czerwonej drużynie wszystkie trybiki zazębiły się idealnie. Po raz kolejny oglądaliśmy zespół - kolektyw w każdym calu. Jak nie szło przez moment Bartkowi Kurkowi, to natychmiast włączał się Piotr Gruszka i obijał ręce rywali. Jak i on miał moment zawahania, to Paweł Zagumny (który w sobotę robił z piłką co chciał) posyłał do boju środkowych. Ci, jak zwykle nie zawodzili.
- Wszystko zagrało perfekcyjnie - od pierwszej do ostatniej minuty, dokładnie tak, jak sobie założyliśmy - cieszył się, nie kryjąc wzruszenia trener Castellani.
Zawiedli natomiast, i to na całej linii gracze bułgarscy, na których trener Silvano Prandi stawiał najbardziej - Matej Kazijski i Wladimir Nikołow. Grali nerwowo, chaotycznie, mając spore problemy z kończeniem ataków. Znacznie słabiej, niż w poprzednich pojedynkach zaprezentował się też Andrej Żekow. Jedynym elementem, który początkowo funkcjonował u nich dobrze, była zagrywka, dzięki której na otwarcie pierwszej partii prowadzili z Polakami w miarę wyrównaną grę (11: 11).
Przełom nastąpił, gdy w polu serwisowym pojawił się Michał Bąkiewicz. Najpierw wybił z głowy siatkówkę Aleksiewowi, a potem jego zmienikowi Ananiewowi. Gdy na tablicy pojawił się wynik 19:12 było wiadomo, że Bułgarzy nie znajdą już recepty na rozpędzających się Polaków. Podobny przebieg miał set trzeci. Jedynie druga, rozstrzygnięta na przewagi partia dostarczyła kibicom emocji.
- Wielki dzień, wielki stres i jeszcze większa radość. Przeżywam to drugi raz w życiu. Jeszcze do mnie nie dociera, że zagramy w finale, cały czas się trzęsę - dzielił się swoimi spostrzeżeniami, z trudem znajdujący słowa Daniel Pliński. - Jesteśmy minimum wicemistrzami Europy, ale nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa - zapowiedział.
Składy:
Polska: Zagumny, Możdżonek, Pliński, Gruszka, Bąkiewicz, Kurek, Gacek (L) oraz Woicki, Nowakowski,
Bułgaria: Żekow, Cwetanow, Josifow, Nikołow, Kazijski, Aleksiew, Salparow (L) oraz Ananiew, G. Bratoew, W. Bratoew, Sokołow