Mecz o życie
Wiara przenosi góry - śpiewała kiedyś Irena Santor. Po czwartym pojedynku play off pomiędzy Jastrzębskim Węglem a ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle ten fragment słynnego utworu odśpiewali chyba wszyscy siatkarze ze Śląska, którzy w trzecim secie odrodzili się, przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść i wydłużyli półfinałową rywalizację do wtorku.
Przez dwie pierwsze partie gospodarzom nie wychodziło zupełnie nic. Desperacko szukali pomysłu na swoją lepszą grę, a im dłużej trwał mecz, tym bardziej w ich poczynania wkradał się chaos. Najpierw przegrali na przewagi końcówkę I seta (co w tym sezonie zdarzało się bardzo rzadko), potem w drugim dali zdominować się rywalom.
- Byliśmy troszkę zdenerwowani, że tak wszystko źle idzie, ale najważniejsza okazała się wiara - wiara całego zespołu. Bardzo też pomógł nam trener swoimi słowami - zdradza najskuteczniejszy gracz pojedynku (30 punktów), Igor Yudin. - Co powiedział? Nie pamiętam dokładnie, ale to zdeterminowało nas do walki.
Sprawiło też, że jastrzębianie odzyskali ducha zwycięstwa. ZAKSA natomiast - trochę w swoim stylu - spoczęła na laurach i pozwoliła rywalom seryjnie zdobywać punkty, a co gorsze, pozwoliła uwierzyć im, że jeszcze wszystko w tym meczu jest możliwe. Zapłaciła za to niezwykle wysoką cenę. Prowadząc 2:1 w rywalizacji i 2:0 w czwartym starciu była o jeden mały kroczek od wielkiego finału, by za chwilę, z jakiegoś trudno wytłumaczalnego powodu, nieoczekiwanie zrobić olbrzymi krok wstecz. Co się stało? Jak wyjaśnić tę nagłą niemoc?
- Podobne sytuacje przytrafiają się każdemu zespołowi, nam może trochę częściej. Gdyby cały czas atakował jeden zawodnik, z trzech piłek jedną by skończył i przestojów by nie było. Ale na boisku jest sześciu ludzi i sytuacja wymusza kto kiedy atakuje, z jakiej wystawy. Tak się potem dzieje, że błędy się nakładają, każdy doda jeden i robi się cała seria - tłumaczy II rozgrywający Kędzierzyna Grzegorz Pilarz. - Taki jest urok siatkówki - kwituje.
Ten urok kosztuje jednak sporo - przede wszystkim głównych bohaterów półfinałowego spektaklu, którzy już dość konkretnie odczuwają go w kościach. Trzy tie breaki w ciągu czterech dni, to dawka fizycznego wysiłku wręcz piorunująca. - Jesteśmy już zmęczeni fizycznie i mentalnie - przyznaje Igor Yudin mając nadzieję, że we wtorek uda się rozstrzygnąć rywalizację na krótszym dystansie. - Doszliśmy bardzo daleko i nie możemy teraz odpuścić. Musimy wyjść w pełni skoncentrowani i dać z siebie wszystko. Zmęczeni, nie zmęczeni, kontuzjowani czy nie - to trzeba odłożyć na bok i skupić się wyłącznie na tym jednym, jedynym meczu.
Z identycznym nastawieniem podchodzą do decydującej batalii również siatkarze Krzysztofa Stelmacha wierząc, że atut własnej sali, choćby minimalnie przyczyni się do końcowego sukcesu. - Mam nadzieję, że kibice zapełnią halę i swoim dopingiem poniosą nas do zwycięstwa - wierzy Grzegorz Pilarz zapewniając, że o sobotnim niepowodzeniu on i koledzy dawno już zapomnieli.
- Dwie, trzy godziny po meczu byliśmy podłamani, rozpamiętywaliśmy tę przykrą porażkę. Potem wyrzuciliśmy ją z głów i zaczęliśmy koncentrować się wyłącznie na wtorkowym, najważniejszym spotkaniu sezonu. Zawodnik podkreśla, że o tym kto zmierzy się ze Skrą Bełchatów w finale PlusLigi zadecyduje wyłącznie wykonanie i dyspozycja dnia kluczowych zawodników. - Zamy się jak łyse konie, nikt nikogo nie jest w stanie zaskoczyć.