Mecze w Tampere, czyli rozpici Finowie i sztywna publiczność
Punktów nie ma, są za to doświadczenia do cennego bagażu jaki powoli zapełniają nasi siatkarze. - W ten sposób człowiek się uczy i nabiera doświadczenia. To jest potrzebne. Taka lekcja spokoju, pokory - wyjaśnia rozgrywający reprezentacji - Paweł Woicki. Walizki - te prawdziwe - już w niedzielę zawodnicy rozpakowali w Bydgoszczy. Tam w środę siatkarzy przywita komplet ponad sześciotysięcznej publiczności. Z pewnością bardziej rozrywkowej, niż fińska.
- PlusLiga: Spotkania z Finami obejrzałeś głownie z kwadratu. Jak z boku wyglądały te mecze?
- Paweł Woicki: W pierwszym meczu Finowie przegrali jednego seta tyko dlatego, że popełnili bardzo dużo błędów własnych. My zaczęliśmy grać trochę lepiej w trzecim i bardzo dobrze w czwartym secie. Drugie spotkanie było o tyle podobne, że dwie pierwsze partie Finowie wygrali zdecydowanie. W trzeciej odsłonie to my mieliśmy szansę znów ją wygrać, ale Finowie popełnili tym razem mniej błędów i nie pozwolili sobie wyrwać tego zwycięstwa.
- Wyglądaliście na zaskoczonych tak dobrą grą Finlandii. A przecież macie cały sztab ludzi przygotowujący taktykę, statystyków itd.
- W pierwszym meczu czuliśmy się lekko zagubieni. Ale drugim wystarczyły dwa słowa, lekkie korekty i już inaczej to wyglądało. Esko nie rozegrał już tylu piłek bez bloku. Może raz przy wysokim prowadzeniu udało im się zagrać tzw. "fajerwerk” i piłka weszła na czysto. Sądzę, że w trzecim meczu nasza gra będzie wyglądać jeszcze lepiej.
- Świetne spotkania zagrał także Mikko Oivanen - do niedawna twój klubowy kolega z Resovii Rzeszów. Pokazał się z innej - lepszej strony niż w klubie?
- To był ten sam zawodnik. Z resztą świetny gracz. Patrząc na to z boku niczym nie zaskoczył. Robił to w czym jest najlepszy. Atakował tak, jak on potrafi. Nie wyciągnął żadnych asów z rękawa. Fajnie było zagrać przeciwko niemu.
- Ale teraz wracacie bez punktów…
- Za to dało nam to bardzo dużo doświadczenia. Chociaż dało się poczuć na głowie kubeł zimnej wody. Po wygranej z Wenezuelą prognozy były bardzo optymistyczne. Miejmy nadzieję, że to zejście na ziemie nam się przyda i wygramy w Bydgoszczy. To na tym polega - w ten sposób człowiek się uczy i nabiera doświadczenia. To jest potrzebne. Uczy spokoju, pokory. Że nie można popadać w huraoptymizm albo się pogrążać w smutku. Trzeba cały czas robić swoje, dążyć do tego, żeby być lepszym sportowcem i pokazać się w meczach z jak najlepszej strony.
- Na odsapnięcie i przyswojenie uwag i wskazówek po tych porażkach, są tylko trzy dni. Nie za mało?
- Taka intensywność grania to nie jest problem. Ten czas przyda się do ochłonięcia i taktycznego przygotowania na przeciwnika. Na pewno będzie lepiej niż w Tampere.
- Finowie was zaskoczyli. A czy sam kraj również?
- Niczym się nie wyróżnił. Tylko tym, że było tam mnóstwo pijanych ludzi na ulicach. Mówi się, że Polacy i Rosjanie dużo piją. W buty można sobie wsadzić takie tezy. Finowie chyba naprawdę to lubią. Aż śmiesznie to czasami wyglądało…
- Myślisz, że to z powodu Ligi Światowej?
- Zdecydowanie nie. Nie było wielkiego zainteresowania meczami. Kibice - jak w teatrze. Dopiero jak Polacy zaczęli w jednym z setów krzyczeć z trybun „Polska! Polska!”, to chyba została urażona duma narodowa Finów i zaczęli wspierać swoich wołając „Suomi! Suomi!”. Dopiero Polacy wszystko rozruszali.
- W tych spotkaniach wolne dostał Michał Bąkiewicz. Wcześniej trener dał odpocząć Krzysztofowi Ignaczakowi i Wojciechowi Grzybowi. Ciebie - jako tego bardziej doświadczonego w tej drużynie - też czeka krótki urlop?
- Mam nadzieję, że nie. Aczkolwiek trener może podjąć różne decyzje. Ja jestem cały czas gotowy do grania. Zdrowy i silny.
- Czego oczekujesz po tych spotkaniach?
- Dużo walki i poświęcenia. To jest czwarta drużyna mistrzostw Europy. Każdy może powiedzieć, że podkreślmy to, bo się boimy. Ja chciałbym po prostu żebyśmy walczyli o każda piłkę. Do samego końca. Wynik jest mniej ważny. Ale jak będzie walka to i wynik będzie.
- Zasłużyliście albo zasłużycie jeszcze na dziką kartę?
- To trenerzy i dziennikarze mogą oceniać. My możemy tylko robić to, co raz lepiej raz gorzej nam wychodzi. To jest zawsze przyjemność zagrać przeciwko najlepszym na świecie.
- Nie boicie się, że bylibyście w Belgradzie chłopcami do bicia?
- Może byśmy byli, a może nie. To jest kolejne doświadczenie do zebrania. Dla ludzi w wieku 22 czy 26 lat mecze z tak silnymi ekipami znaczą bardzo dużo.
- Drugi rozgrywający kadry - Grzegorz Łomacz ma właśnie te 22 lata. Jak sądzisz na jakim etapie rozwoju swojej kariery jest twój młodszy kolega?
- Przede wszystkim ma bardzo dużo szczęścia, że może pracować z takimi szkoleniowcami jakich mamy w kadrze. Bardzo dużo nam pomagają. Sam sobie mówię, że szkoda, że człowiek mając te 19 - 20 lat nie miał takiej okazji i pewnych rzeczy uczy się dopiero teraz. Ale na naukę nigdy nie jest za późno. A chłopakom tylko można pozazdrościć, że mogą pracować z takimi fachowcami tak wcześnie.