Michał Baranowicz: najważniejsze mecze przed nami
W ostatnim w tym roku meczu przed własną publicznością siatkarze Asseco Resovii pokonali Jastrzębski Węgiel. Kluczową rolę w tym pojedynku odegrała zagrywka gospodarzy. W innych elementach przewaga rzeszowian nie była już tak wyraźna, a najbardziej szwankował atak ze skrzydeł.
- Nasze problemy z atakiem były powiązane z przyjęciem, które nie zawsze było perfekcyjnie. Takie błędy są jednak normalne w siatkówce - mówi rozgrywający Asseco Resovii, MICHAŁ BARANOWICZ. - Staramy się radzić sobie z problemami fizycznymi i zdrowotnymi, jakie, niestety, nie omijają naszych zawodników od początku sezonu. Praktycznie na każdym treningu wychodzi coś nowego i okazuje się, że któryś z nas jest chory, lub ma jakąś dolegliwość, która uniemożliwia mu trenowanie i granie na sto procent. Ostatnio np. ja miałem problemy z kolanem, a Ryan Millar z nogą. To niewiarygodne, jak wiele tych kłopotów zdrowotnych dotyka nas jako drużynę. Pomimo tego poradziliśmy sobie z Jastrzębiem. Wygraliśmy 3-0 i zgarnęliśmy komplet punktów. Mamy dobrą pozycję w tabeli, awansowaliśmy do 1/4 pucharu CEV. Póki co, jest już nieźle, a wciąż najważniejsze mecze przed nami i wszystko może się zdrarzyć.
PlusLiga: - Dla ciebie pojedynek z Jastrzębiem był w jakiś sposób wyjątkowy przez to, że na ławce trenerskiej rywali zadebiutował Lorenzo Bernardi, legenda włoskiej siatkówki?
Michał Baranowicz: - Na pewno Bernardi, to wyjątkowa postać dla każdego włoskiego siatkarza. Ja również jako dzieciak podziwiałem jego grę i uczyłem się od niego siatkówki. Natomiast jako trener on właściwie dopiero zaczyna swoją karierę. Do Polski przyjechał zaledwie kilka dni temu, więc było mu niezwykle ciężko zdziałać cokolwiek przez tak krótki okres czasu. Oczywiście, życzę mu powodzenia w kolejnych meczach i cieszę się, że tak wybitny człowiek, a przy okazji mój rodak, trafił do PlusLigi. Na podsumowanie jego pracy przyjdzie czas pod koniec sezonu.
- Jak wygląda z twojej perspektywy postawa i gra Asseco Resovii? Ostatnio mieliście trochę więcej czasu na spokojne treningi, bo nie graliście meczu w poprzedni weekend.
- Te kilka dodatkowych dni na treningi dużo nam dały i były bardzo pożyteczne. Pracowaliśmy głównie nad wyeliminowaniem tych błędów, które szwankowały w naszej grze w pierwszej części sezonu. Wciąż potrzebujemy jeszcze sporo pracy żeby grać lepiej jako zespół, ale myślę, że już widać efekty naszych treningów. Atmosfera na boisku i wzajemna współpraca pomiędzy nami są coraz lepsze. Musimy jednak dalej pracować nad tym, a takim dobrym sprawdzianem dla naszej drużyny będą dwa wyjazdowe pojedynki ligowe, które czekają nas po świętach – w Kielcach i w Bełchatowie, zwłaszcza, że rozegramy je dzień po dniu.
- Twoja współpraca ze środkowymi wyglądała w meczu z Jastrzębiem bardzo dobrze. Gorzej było jednak ze skrzydłowymi, dlaczego?
- To normalne, że jedne elementy wychodzą w danym dniu lepiej, a inne gorzej. Co do skrzydłowych, to np. Alek Akhrem miał dziś nieco słabszy dzień i nie grał w ataku tak dobrze, jak w poprzednich spotkaniach. Być może wynikało to ze zmęczenia i takiego kryzysu fizycznego, bo przecież rozegraliśmy już sporo spotkań od początku sezonu. Również ja nie grałem może najlepiej, ale tak jak już wspomniałem, wygraliśmy za trzy punkty z mocnym zespołem i to jest najważniejsze. Wiadomo, że tempo rozgrywek jest szalenie szybkie. Grając co trzy dni nie mamy czasu nie tylko na spokojny trening, ale też regenerację i zabiegi fizjoterapeutyczne celem załagodzenia dolegliwości fizycznych. Musimy również bardzo uważać na to, żeby się nie przeziębić.
- Ostatnio odwiedziła cię mama. Podobało się jej w Rzeszowie?
- Mama była zachwycona przyjazdem do Polski, tym bardziej, że nie widzieliśmy się prawie 4,5 miesiąca. Była pod wrażeniem hali na Podpromiu, która jest wypełniona po brzegi niemal na każdym meczu. Dla niej było to coś niezwykłego, zwłaszcza w porównaniu z frekwencję na meczach włoskiej serii A2. Mama jest bardzo zadowolona również z tego, że trafiłem do tak mocnego zespołu i zmotywowała mnie do tego, żebym grał jeszcze lepiej i został w Rzeszowie jak najdłużej. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.