Michał Łasko: adrenalina na pewno podskoczy
- Chociaż raz w naszym przypadku, nie będzie to mecz o życie. Wiara klubu w potencjał drużyny jest duża, sami też mamy w sobie sporo wiary we własne możliwości, jesteśmy grupą doświadczonych zawodników, oczekuję wspaniałego widowiska - mówi przed meczem z Halkbankiem Ankara kapitan Jastrzębskiego Węgla.
PlusLiga: Trzy punkty w ostatnim meczu ligowym z Treflem na pewno cieszą, ale jakość gry Jastrzębskiego Węgla chyba już mniej?
Michał Łasko: Może nie powinienem tego mówić, ale nie jest łatwo grać „na maksa” gdy ma się świadomość, że przeciwnik jest, przynajmniej teoretycznie, trochę słabszy. Druga sprawa, to granie co trzy dni. Zaczynamy trochę odczuwać w nogach Ligę Mistrzów. Był taki moment, że graliśmy już naprawdę dobrze, a potem nastąpił lekki spadek formy. Obecną dyspozycję drużyny określiłbym jako „praca w toku”, przynajmniej tak to wygląda z mojego punktu widzenia. Ale powtórzę to, co powiedziałem na początku sezonu - potencjał w drużynie jest naprawdę spory, do tego dochodzi fajny „team spirit”.
- W odróżnieniu do poprzednich sezonów pan także nie grał najlepiej w tych pierwszych meczach. To skutek letniej, kilkumiesięcznej przerwy od siatkówki czy jest jakaś inna przyczyna?
- Rozmawiałem o tym z Robem Bontje i on stwierdzi, że jeśli miałem cztery miesiące wakacji, to teraz potrzebuję tyle samo czasu na powrót do dobrej dyspozycji. Chyba coś w tym jest. To było dla mnie zupełne nowe doświadczenie - kilka miesięcy bez pracy, odczułem tę przerwę także fizycznie. Na pewno nie jestem zadowolony z pierwszej części sezonu, ale próbuję szukać tego co dobre - powoli wraca mi serwis, w bloku też spisuję się coraz lepiej. Sprawę ataku próbujemy rozwiązać wspólnie z „Miśkinem” (Michał Masny - przyp. red.), jakoś musimy się dogadać.
- Mam wrażenie, że ostatnio zaczął grać do pana wyższe piłki?
- Tu właśnie tkwi sedno sprawy. Michał lubi grać szybko i nisko, ja niespecjalnie lubię taki styl. W związku z tym próbujemy znaleźć coś pomiędzy i stąd biorą się czasami problemy. Z jednej strony Michał ma rację, że jeśli chce się wygrywać z najlepszymi, trzeba grać szybko. Wysoką piłką można wygrać jeden, dwa sety…dlatego próbujemy. Jestem otwarty na zmiany, ale przyznam szczerze, jest to też dla mnie trochę frustrujące kiedy coś nie wychodzi tak jak powinno, kiedy zdarzają się dni, że wyjątkowo nie idzie mi w ataku. Dlatego pracujemy dużo i ciężko, żeby pokonać problemy i znaleźć złoty środek.
- Resovia Rzeszów w poprzednim sezonie też początkowo nie grała dobrze.
- To prawda, tylko że Resovia miała praktycznie dwie drużyny na podobnym poziomie. Jak szwankuje jedna, mogą wystawić drugą. A mówiąc już całkiem poważnie, fakt, że obecnie nie gramy najlepiej jest OK, bo tę najwyższą dyspozycję mamy prezentować w kluczowych meczach sezonu. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że żadna drużyna nie jest w stanie utrzymać równego, wysokiego poziomu przez cały sezon. Jedyne czego potrzebujemy, to cierpliwości i zaufania do tego, co robimy. Kiedy przychodzi gorszy moment, coś nie wychodzi, najprościej jest wrócić na znaną i sprawdzoną drogę, trudniej być konsekwentnym w swoich dążeniach.
- Powiedział pan wcześniej, że z teoretycznie słabszymi zespołami gra się trudniej. W tym należy upatrywać porażek JW z Olsztynem i Radomiem?
- W spotkaniu z Olsztynem nie zagraliśmy źle, to oni zaprezentowali bardzo wysoki poziom. W Radomiu, przynajmniej w mojej ocenie, zagraliśmy jeden z najbrzydszych meczów ostatnich kilku sezonów. Inna sprawa, że nie gra się tam łatwo, bo hala jest mała i ciemna, kilka zespołów już tam poległo. Tylko żeby nie było nieporozumień - na pewno nie przegraliśmy ze względu na halę, ale po swojej słabej grze. Do następnego pojedynku z Radomiem przystąpimy z zupełnie innym nastawieniem.
- Znacznie lepiej niż w rozgrywkach ligowych radzicie sobie w Lidze Mistrzów. W najbliższą środę czeka was walka o zwycięstwo w grupie F.
- Jeśli chodzi o zdobycze punktowe, to faktycznie można tak powiedzieć, ale prawda jest taka, że nie wszystkie spotkania w LM były dobre w naszym wykonaniu. Dlatego też jestem dobrej myśli, bo nawet jeśli nie gramy dobrze, zbieramy punkty - tak w PlusLidze jak i w Lidze Mistrzów.
- Porozmawiajmy o rywalizacji z Halkbankiem Ankara. Nie sparaliżuje was stawka meczu?
- Nie sądzę. Po pierwsze, już mamy pewny udział w fazie play off i to powinno dodać nam spokoju. Po drugie, tak naprawdę w gronie dwunastu drużyn, które awansują do dalszych gier nie będzie słabeuszy i to pierwsze miejsce nie zrobi aż tak wielkiej różnicy. Choć oczywiście, bardzo chcielibyśmy wygrać z Ankarą.
- Mieliście już okazję obejrzeć mecz Halkbanku z Tomisem Constanta, niespodziewanie przegrany przez ekipę Stojczewa?
- Nie było takiej możliwości, bo ledwo co wróciliśmy z Austrii, a już graliśmy spotkanie z Lotosem. Tempo jest zabójcze, a niedługo dojdzie jeszce Puchar Polski. Może i dobrze, bo ciągle będziemy w meczowym rytmie. Jak by nie patrzeć, to mecz jest czymś zupełnie innym niż trening, jest bardziej realny, nie ma możliwości powtórzenia piłki, więc za każdym razem trzeba grać to, co ma się najlepszego. Chociaż z drugiej strony, nie ma czasu na regularny trening, na taką dłuższą chwilę koncentracji na danej czynności, o zwykłym odpoczynku nie wspomnę. Ale niebawem dostaniemy pięć dni wolnego, więc i czas na odpoczynek się znajdzie. Wracając do Halkbanku, to też są tylko ludzie, też dużo podróżują i mają prawo zepsuć jakiś mecz. No i zapewne też grali ze świadomością, że i tak wyjdą z grupy.
- Wielu ekspertów powtarza, że Halkbank to drugie Trento - w sensie siły i jakości gry. Zgadza się pan z tą opinią?
- Trento to było Trento. Oprócz tej szóstki, która wchodziła na boisko, było jeszcze ogromne zaplecze - 14-15 zawodników na naprawdę dobrym poziomie, zawsze mieli dwóch libero, treningi bardzo wysokiej jakości. Ankara ma przynajmniej trzech graczy na światowym poziomie - Kazijskiego, Juantorenę i Raphaela. Takich zawodników, jak pierwsza dwójka chciałby mieć każdy klub. Niemniej wiadomo, że dwóch zawodników nie wygrywa meczu, co pokazała choćby ostatnia kolejka LM, w której podobno Ankara miała spore problemy z przyjęciem zagrywki.
- Czyli klucz do pokonania Kazijskiego i spółki leży w mocnym serwisie?
- Kiedy gra się z mocnymi drużynami, to gdzieś w podświadomości jest pozwolenie na ryzyko w polu serwisowym. Dlatego w spotkaniu z Halkbankkiem będziemy ryzykować zagrywką. Ale też cała otoczka będzie wyjątkowa. Myślę, że będzie pełna hala, na boisku konstelacja gwiazd, walka o prymat w grupie Ligi Mistrzów, adrenalina na pewno mocno podskoczy. Na szczęście, chociaż raz w naszym przypadku nie będzie to mecz o życie. Wiara klubu w potencjał drużyny jest duża, sami też mamy w sobie sporo wiary we własne możliwości, jesteśmy grupą doświadczonych zawodników, oczekuję wspaniałego widowiska.