Michał Łasko: będzie czwórka, będzie odpoczynek
Atakujący Jastrzębskiego Węgla wciąż utrzymuje świetną dyspozycję z Pucharu Świata. W arcytrudnym pojedynku z kędzierzyńską ZAKSĄ zanotował 52% skuteczności, mimo iż, jak przyznał w rozmowie z PlusLigą, boleśnie odczuwa skutki aklimatyzacji po powrocie z Japonii i jedyne o czym myśli, to żeby porządnie się wyspać.
PlusLiga: Znów zbyt późno weszliście w mecz. W inauguracyjnej partii pojedynku z ZAKSĄ nie mieliście zbyt wiele do powiedzenia.
Michał Łasko: Po tej miesięcznej przerwie mieliśmy praktycznie jeden wspólny trening. Dla mnie początek meczu był trudny, bo musiałem złapać odpowiednie tempo. Potem było coraz lepiej. I tak jesteśmy bardzo zadowoleni, ponieważ po tej fatalnej w naszym wykonaniu pierwszej partii i po tym, jak głupio przegraliśmy drugą, udało nam się wrócić do meczu.
- Miesięczna przerwa nie tylko wybiła was z rytmu, ale zabrała też waszą zespołowość, której przez pierwsze dwa sety właściwie nie było.
- A co było w pierwszych dwóch setach? Nic, w pierwszym szczególnie. Nie wychodził nam serwis, odbiór, atak. Zespołowość wracała powoli, wraz z innymi elementami gry.
- Pan wziął odpowiedzialność za wynik nie tylko na boisku. Po pierwszym secie, gdy trener rozmawiał z rozgrywającymi, zebrał pan kolegów. Co pan im powiedział?
- Powiedziałem, żebyśmy spróbowali zrobić coś innego, bo przeciwnicy masakrowali nas pierwszym tempem. Czy to podziałało? Nie wiem.
- ZAKSA straciła w sobotę pierwsze punkty w sezonie. Zwycięstwo smakuje więc chyba jeszcze bardziej.
- Nie myślę w takich kategoriach, myślę wyłącznie o naszej drużynie. A dla nas najważniejsze jest, by wygrać następny mecz i po pierwszej rundzie PlusLigi znaleźć się w najlepszej czwórce, żeby nie grać dodatkowego spotkania w Pucharze Polski. Wszystko inne jest nieważne.
- Wiem, że zawodnicy JW nie mają co liczyć na odpoczynek. Pan po Pucharze Świata jest jednym z najbardziej zmęczonych siatkarzy.
- Dlatego za jakieś dwie godziny będę już spał w domu. Fizycznie jest kiepsko, wszystko mnie boli. Ale trener obiecał, że jak wejdziemy do pierwszej czwórki, to jakieś wolne się znajdzie.
- Wróćmy na moment do japońskiego turnieju. Italii do szczęścia zabrakło dwóch setów - to chyba najgorsze z możliwych zakończenie? Kluczowy okazał się pojedynek Polska - Włochy.
- To prawda, był kluczowy, a my go nie udźwignęliśmy. Przez dwie partie graliśmy dobrze, łatwo wygrywaliśmy i nagle coś się zacięło. W tak ważnym meczu to jest niewytłumaczalne.
- Co się zacięło?
- Nie pamiętam. Wiem, że wszedł Michał Ruciak i miał "dzień konia". Polacy zasłużyli na wygraną.
- Zgodzi się pan, że miejsca na podium PŚ wywalczyły zespoły, które miały najbardziej wyrównane dwunastki?
- Myślę, że Rosjanie obecnie są ponad wszystkimi innymi drużynami. Polska faktycznie wykorzystała całą dwunastkę. W meczu z Włochami po dwóch setach zmienili rozgrywającego i przyjmującego, no i poszło. My robiliśmy trochę mniej zmian, nawet nie wiem dlaczego, bo też mamy wyrównany zespół.
- Pan w całym turnieju dostał chyba tylko jedną, krótką chwilę wytchnienia.
- Grałem dobrze, to trener nie szukał innych rozwiązań. Na PŚ poziom jest tak wysoki, że nie można pozwolić sobie na przegrywanie nawet pojedynczych setów. Turniej sam w sobie jest bardzo fajny, ale dla zawodników morderczy.
- To był turniej życia Michała Łasko? Eksperci w Polsce byli jednomyślni.
- To jest bardzo dobry moment w mojej karierze. Berruto to pierwszy szkoleniowiec, który dał mi szansę i obdarzył mnie pełnym zaufaniem. Po powrocie Feia wielu trenerów to właśnie jego wystawiłoby w startowej szóstce, ale nie Berruto. On podjął inteligentną decyzję dokonując wymiany pokoleń w drużynie narodowej, na którą Włochy czekały długo - odstawił Vermiglio, Cernica.
- W końcu wygrał pan rywalizację z Feiem. Ma pan choć trochę satysfakcji?
- Absolutnie nie. Wolałbym wygrać bilet do Londynu - to była prawdziwa rywalizacja. W Japonii Fei grał jako środkowy i zachował się super.
- Swoją drogą, Berruto zaskoczył tym, że zabrał go jako środkowego, a nie drugiego atakującego. Tym bardziej, że akurat na środku siatki włoska kadra ma spory potencjał.
- Fei kiedyś grał na środku i był jednym z najlepszych na swojej pozycji. Poza tym, ma bardzo dobry serwis, a to w siatkówce jest istotne. Jeśli ma się do dyspozycji jeszcze jednego dobrze zagrywającego, to czemu z niego nie skorzystać?
- To prawda, że włoscy dziennikarze coraz częściej pytają na łamach prasy dlaczego taki atakujący, jak pan nie znalazł miejsca w dobrym włoskim klubie?
- Nie interesuje mnie to. Zazwyczaj płacze się nad tym, czego się nie ma. A jak się ma, to wydaje się to normalne. Dziennikarze często lamentują, ja ze swojej decyzji jestem zadowolony.
- Na koniec chciałabym wrócić do pana wypowiedzi o JW sprzed Pucharu Świata, która brzmiała: "Jeśli każdy będzie ciągnął wózek w swoją stronę i starał się śrubować swoje indywidualne wyniki, nic nie zdziałamy". To były ostre słowa....
- Nie pamiętam, żebym coś takiego powiedział. Jeżeli ktoś tak napisał, wymyślił to. Mówiłem, że musimy być drużyną. Mówienie o czyichkolwiek indywidualnych statystykach byłoby głupie. Być drużyną znaczy, że każdy wie co ma robić na boisku, wie dlaczego wpadła w pole jego piłka. Jeśli ktoś zepsuje zagrywkę, nikt się na niego nie wkurza, jesteśmy razem i czujemy swoją moc.