Michal Łasko: jest fajny klimat
- Mamy bardzo fajną drużynę i nie mamy problemów, które mieliśmy w poprzednich latach. Widzę w chłopakach dużo spokoju i ogromną chęć do pracy - mówi kapitan Jastrzębskiego Węgla tuż przed startem rozgrywek PlusLigi.
PlusLiga: Rozpocznijmy od podsumowania niedawno zakończonych mistrzostw Europy - zgadza się pan z opiniami, że Rosjanie to nowa potęga na długie lata?
Michał Łasko: Szczerze mówiąc, oglądałem tylko dwa ostatnie spotkania turnieju. Co do Rosjan - jeśli utrzymają taki poziom, jak zaprezentowali w finale z Włochami, to faktycznie długo mogą być nie do ruszenia. Od zawsze zagrywali i atakowali z piekielną siłą, ale dopiero niedawno nauczyli się gry defensywnej - obrony i asekuracji. Teraz grają siatkówkę kompletną, a do tego bardzo ładną dla oka. W drużynie pojawił się Nikołaj Pawłow, który posadził na ławce mistrza olimpijskiego Michaiłowa, moim prywatnym zdaniem jednego z najlepszych atakujących na świecie. To pokazuje jak wielki potencjał mają Rosjanie, praktycznie na każdej pozycji. Tylko im pozazdrościć.
- Pana rodacy, Włosi wywalczyli srebrny medal. To spory sukces ekipy Berruto.
- To jest duży sukces, chociaż oczywiście w kraju wszyscy ich krytykowali, zarzucali im, że nie grali ładnej siatkówki. Widziałem mecz z Bułgarią i z Rosją i twierdzę, że nie było tak źle. Fajnie pokazał się młody Luca Vettori. On i Birarelli byli najlepszymi zawodnikami włoskiej drużyny. Trochę gorzej wypadli skrzydłowi, ale tak czasem się zdarza. Jest wicemistrzostwo Europy i z tego należy się cieszyć, a nie szukać na siłę mankamentów. Z tak grającą Rosją najprawdopodobniej nie wygrałby żaden inny zespół na świecie, więc o finał do chłopaków nikt nie może mieć pretensji.
- Ciężko oglądało się reprezentację Włoch siedząc w fotelu? To dla pana nowość.
- Mam powiedzieć czy żałuję, że nie ma mnie już w kadrze? Patrząc sercem, bardzo żałuję i nie ukrywam, że to nie jest miłe uczucie oglądać mistrzostwa Europy z pozycji kibica. Ale kierując się rozsądkiem uważam, że podjąłem słuszną decyzję, w końcu musiałem zadbać o swoje zdrowie. Nie mówię, że kadra to definitywnie zamknięty rozdział, ale w pewnym wieku trzeba dokonać jakiegoś wyboru. Ja to zrobiłem i teraz moim priorytetem jest klub. Nie dałabym rady grać „na maksa” praktycznie przez cały rok, a gry na pół gwizdka sobie nie wyobrażam. Jak ktoś oszczędza się w trakcie gry, to staje się niepewnym ogniwem, żeby nie powiedzieć, że bezużytecznym.
- Nie widział pan wprawdzie żadnego meczu Polaków, ale rezultat końcowy pan zna. Po zakończeniu mistrzostw dostało się Anastasiemu i zawodnikom. Słusznie?
- Oczekiwania w Polsce były ogromne i wszyscy otwarcie o tym mówili. Ostatnio polska kadra była cały czas na topie, więc te oczekiwania były logicznie uzasadnione. Osobiście uważam, że w ciągu minionych 2-3 lat w polskiej kadrze został wykonany kawał porządnej pracy. Jeszcze trzy lata temu Włosi swobodnie wygrywali z Polakami, a teraz to się zmieniło. Polacy wskoczyli na bardzo dobry poziom i długo go utrzymywali. Potem przydarzyły się dwa nieudane turnieje. W meczu z Bułgarami, z tego co słyszałem, biało-czerwoni zagrali naprawdę dobrze, a o wyniku zaważyły dwie akcje, Dużo mówiło się o Kurku, że nie skończył dwóch ważnych piłek…tak bywa. Ale gdyby skończył, to Polacy weszliby do ćwierćfinału, może nawet zdobyliby medal i staliby się bohaterami. Zdecydowały dwie piłki…nie można przez to przekreślić wszystkiego, czego ten zespół dokonał, całej ciężkiej pracy, którą włożył w przygotowania. Z drugiej strony, czasami warto coś zmienić - w sytuacji gdy wykonało się dobrą pracę na treningach, ale nie ma jej efektów, jest za to stagnacja czy jakaś tam niemoc, należy dać drużynie nowy bodziec. Takim bodźcem może być zmiana trenera, nowe podejście, nowe doświadczenia. Nie wiem czy Polska już jest w takim martwym punkcie, czy jeszcze nie, ale wiem, że za rok będzie gospodarzem mistrzostw świata, więc każdą podejmowaną decyzję należy dziesięć razy przemyśleć. Cieszę się, że to nie ja musze ją podejmować. Warto jednak pamiętać, że zawsze łatwo się krytykuje tych, którzy są na szczycie, zwłaszcza siedząc wygodnie w fotelu i patrząc z boku.
- Po ME padły też zarzuty, że nasi zawodnicy są słabi mentalnie. Pan zna ich dość dobrze, z niektórymi gra pan w Jastrzębiu.
- Powiem tak - w drużynie musi stworzyć się jakaś magia, chemia. W poprzednim sezonie wiele razy o tym mówiłem, dając za przykład Delektę Bydgoszcz. Pokazali, że zgrana grupa jest warta więcej, niż sześć indywidualności, nawet wyjątkowo uzdolnionych. Czasami taką grupę tworzy się w kilka miesięcy, a czasami potrzeba na to kilku lat. Bywa też, że kolektyw nigdy nie powstanie. Spójrzmy na dawną Brazylię - z Gibą, Ricardo i Sergio. Jako reprezentacja wygrywali wszystko przez ładnych kilka lat, a indywidualnie, w klubach, żaden z tych wielkich Brazylijczyków nie osiągnął znaczących sukcesów. Nie wiem jaka atmosfera jest wewnątrz polskiej kadry, bo nie jestem jej członkiem, a z boku trudno ocenić. Mam natomiast nadzieję, że tę chemię znajdziemy w tym roku w Jastrzębskim Węglu.
- To porozmawiajmy w takim razie o JW. Niedawno na konferencji prasowej rozpoczynającej sezon, pan i trener Bernardi zgodnie pokreśliliście, że obecna drużyna jest mocniejsza, niż ta sprzed roku. W czym tkwi siła?
- Ja nie mówiłem, że zespół jest silniejszy, ale że ma większy potencjał. Na razie wygląda na to, że mamy bardzo fajną drużynę i nie mamy problemów, które mieliśmy w poprzednich latach. Widzę w chłopakach dużo spokoju i ogromną chęć do pracy. Mamy dużą grupę reprezentantów różnych krajów, a to oznacza, że technicznie zawodnicy prezentują dobry poziom. Jesteśmy mocni na każdej pozycji. Mamy czterech bardzo dobrych środkowych, czterech dobrych przyjmujących, dobrze prezentujemy się także na rozegraniu. Masnego nie trzeba reklamować, ale Filipov też robi niezłe wrażenie, wykazuje dużą chęć do uczenia się. Mam nadzieję, że Marechal szybko upora się z kontuzją, bo to jest chłopak, który może dużo nam pomóc, szczególnie w przyjęciu zagrywki. Poza tym, jest Francuzem, więc cechuje go bardzo dobra technika. Ofensywnie jesteśmy bardzo silni, ale właśnie Francuzi wielokrotnie pokazali, że kto serwuje i przyjmuje, ten wygrywa.
- Zdążył pan już przejrzeć składy innych drużyn PlusLigi? Kto może być dla Jastrzębia najgroźniejszym rywalem?
- Cztery, według mnie najsilniejsze drużyny już trochę przeanalizowałam pod względem potencjału, resztę nie za bardzo. Jedno jest pewne - poziom rozgrywek powinien pójść w górę i to znacznie, ponieważ przybyło sporo niezłych obcokrajowców. Bardzo wzmocnił się Bełchatów, szczególnie po błędach z poprzedniego sezonu. Kędzierzyn musi się odnaleźć. Zobaczymy jak spisze się Bociek, bo słyszałem, że w reprezentacji grał bardzo dobrze. Rzeszów, podobnie jak przed rokiem, ma dwie mocne szóstki. Myślę, że wśród tych zespołów, plus oczywiście Jastrzębie, może rozegrać się walka o złoto. Pewnie też trochę kolorytu dodadzą rozgrywkom inne drużyny, szczególnie te, które bardzo dobrze przepracowały okres przygotowawczy i przystąpią do zmagań z większą pewnością siebie. Mówiąc szczerze, w minionym sezonie nie stawiałem na Rzeszów, nie sądziłem, że zdobędą tytuł. Mieli ciężki sezon, ale w końcówce pokazali klasę, odnaleźli się w najważniejszym momencie. Pomogło im to, że mieli praktycznie dwie drużyny.
- Na inaugurację rozgrywek zmierzycie się z Indykpolem AZS Olsztyn. To zupełnie inna drużyna, niż przed rokiem.
- Podobno też znacząco się wzmocnili. Dla nas, jak pewnie i dla innych zespołów, pierwszy miesiąc rozgrywek będzie niezwykle istotny. Będzie nam ciężko w tyvh pierwszych meczach, bo mamy sporo kadrowiczów, którzy bardzo późno dotarli do klubu. Rob Bontje wciąż jeszcze walczy z reprezentacją. Olsztyn z kolei ma większy komfort, mieli więcej czasu na zgranie składu. To czego nam zabraknie ze względu na brak zgrania, będziemy musieli wyciągnąć entuzjazmem, odpornością na presję, doświadczeniem. Ale powtórzę - jestem bardzo dobrze nastawiony. Jeśli ten klimat, który mamy w drużynie obecnie przetrwa, będziemy w stanie przeciwstawić się każdemu rywalowi.