Michał Łasko: kto pracuje więcej, ten wygrywa
- Tata by się wkurzył gdybym nie śpiewał polskiego hymnu - stwierdził pytany skąd tak dobrze zna słowa Mazurka Dąbrowskiego. W nowym sezonie zagra w Jastrzębskim Węglu i chce z nim zdetronizować bełchatowską Skrę. Zamierza także, choć trochę poznać kraj, w którym się urodził.
- Wygrany Memoriał Wagnera, zwycięstwo nad silną Rosją - to chyba dobry prognostyk przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy?
- W końcu wygraliśmy ten turniej, bo po raz trzeci w nim uczestniczyliśmy. Jesteśmy zadowoleni, bo wygrywać zawsze jest fajnie. Ale też, z meczu na mecz graliśmy lepiej. Jednak najważniejsze będzie to, co zdarzy się za dwa tygodnie. Drużyny, z którymi walczyliśmy w Katowicach podczas mistrzostw Europy na pewno zaprezentują się lepiej i to wtedy trzeba będzie z nimi wygrać.
- A Italia? Dużo wam brakuje do optymalnej formy?
- Na pewno nie jesteśmy jeszcze w „topowej” dyspozycji. To były praktycznie nasze pierwsze mecze po sześciu tygodniach treningów. Gramy mniej sparingów, niż inne reprezentacje. Chcielibyśmy wejść na podium i z takim nastawieniem jedziemy na czempionat. Jak będzie – obaczymy. Zawsze gramy po to, by wygrać.
- Może pan dziś, z perspektywy czasu powiedzieć co zawiodło podczas gdańskiego finału LŚ?
- W finale Ligi Światowej zagraliśmy fatalnie. Nie wiem co się stało. Coś się zacięło i nic nam nie wychodziło. Szkoda, tyle powiem.
- Może zabrakło doświadczenia takich zawodników, jak choćby Mastrangelo czy Parodi, których w Katowicach mogliśmy już oglądać.
- Mastro jest bardzo silnym graczem. Dla mnie najbardziej pozytywne w jego powrocie jest, że jeśli zgodził się dołączyć do kadry, to znaczy, że zaakceptował nową, młodszą filozofię. Mentalnie zachowuje się naprawdę dobrze, a jak gra? W pierwszym meczu, z Rosją zaliczył 10 bloków - to mówi samo za siebie.
- Na czym polega ta nowa, młodsza filozofia?
- Moje pokolenie nastąpiło po kadrze, która wygrała w siatkówce wszystko. Nie jest łatwo po takich sukcesach wejść i zaistnieć. Na razie, jako team nic nie wygraliśmy i bardzo dobrze o tym wiemy. Zostały nam dwa lata do igrzysk olimpijskich . Powiedzieliśmy sobie, że jeśli nie będziemy walczyć jako kolektyw, to przegramy z wszystkimi. Jak gramy razem, jesteśmy dobrą drużyną, walcząc indywidualnie, nasze gra zaczyna się sypać.
- Nowy trener Mauro Berruto odmłodził kadrę. To on pchnął w was nowego ducha walki?
- Inny trener, inni zawodnicy, dużo młodsi. Do szóstki trafili siatkarze, którzy wcześniej grali bardzo mało, chociażby ja. To samo Zaytsev czy Travica. Jesteśmy głodni sukcesu, chcemy gonić dawnych mistrzów, a przede wszystkim chcemy pokazać, że też umiemy grać w siatkówkę.
- Berruto jest lepszym szkoleniowcem niż Anastasi?
- Na tym poziomie nie ma dobrych lub złych trenerów. Są natomiast szkoleniowcy, którzy dobrze pasują do jednej drużyny, a do innej w ogóle. Dobry zawodnik od każdego trenera potrafi wziąć to, co najlepsze. Poza tym, każdy jest tylko człowiekiem i czasami robi coś dobrze, a czasami źle.
- W Polsce cały czas uczymy się trenera Anastasiego. Może pan powiedzieć o nim coś więcej?
- Wolałbym nie odpowiadać na to pytanie.
- W naszym kraju włoska szkoła siatkówki często kojarzy się z nieprzeciętną harówką, z niezwykle ciężkimi treningami - jak choćby obecnie u trenera Anastasiego. Jak wy, Włosi radzicie sobie z przemęczeniem?
- Pierwszy raz słyszę, że treningi są takie ciężkie. Wiem tylko tyle, że ci co wygrywają, trenują więcej i ciężej, niż inni.
- W nowym sezonie zagra pan w Jastrzębskim Węglu. Długo pan się zastanawiał nad podjęciem decyzji?
- Nie. Zbadałem teren i wiedziałem co zrobić. Zdecydowały przede wszystkim ambicje sportowe. Jastrzębski Węgiel to bardzo dobry klub, zbudował dobrą drużynę, zatrudnia dobrego trenera, który może mnie jeszcze sporo nauczyć. Do tego liga polska ciągle się rozwija. Wiadomo, że granie w siatkówkę to też praca i aspekt ekonomiczny jest ważny, ale dla mnie nie był decydujący. W Polsce będę miał szansę grać o wysokie cele, we Włoszech nie miałem takiej możliwości.
- W jednym z wywiadów śmiało ogłosił pan, że przyjeżdża zdetronizować Skrę Bełchatów.
- Czas najwyższy.
- Wtedy jednak skład JW nie był kompletny. Dziś, gdy znamy nazwiska wszystkich graczy jest pan gotów powtórzyć tę deklarację?
- Jeśli będziemy pracować więcej, niż Skra Bełchatów, to dlaczego nie? A sądzę, że z Lorenzo Bernardim na pewno będziemy pracować więcej. Mnie się ta nowa drużyna podoba, ma potencjał.
- Zdarzyło się panu kiedyś trafić do zespołu, w którym jest aż dziesięciu nowych graczy?
- W Weronie w tamtym roku zostaliśmy we dwóch z całej dwunastki. Bełchatów ma zawodników, którzy sporo już wygrali i wiedzą jak to się robi. Jest drużyną, która się dobrze zna, rozumie. My jesteśmy nowi i na początku na pewno nie będzie łatwo. Pierwsze dwa miesiące będą falowały, pewnie coś przegramy - ale to normalne przy takiej zmianie kadrowej. Najważniejsze będzie to, co zdarzy się w play offach.
- Przyjeżdża pan do Polski wyłącznie do pracy czy będzie to taki powrót do korzeni?
- Szczerze mówiąc bardzo mało z Polski pamiętam i bardzo mało znam kraj. To będzie świetna okazja by poznać go lepiej, zaznajomić się z kulturą.
- Ale język polski zna pan bardzo dobrze. Nasz hymn narodowy także.
- Hymn muszę znać, bo inaczej tata by się bardzo wkurzył. Rodzice zawsze dbali, żebym mówił po polsku. Ala jeśli mam być szczery, pierwsze dni w Polsce są zawsze trudne, mam problemy z poprawnym wysławianiem się.