Michał Łasko: sentyment pozostał
Choć z kraju wyjechał jako kilkuletnie dziecko, wciąż świetnie mówi w ojczystym języku. Choć gra dla włoskiej kadry, serce wciąż ma biało-czerwone. Po zakończeniu Memoriału Wagnera zamierza zabrać włoskich kolegów na wycieczkę po Łodzi i prawdziwy, polski obiad.
- PlusLiga: Jak gra się dla polskiej publiczności?
- Michał Łasko: Bardzo fajnie. Po raz pierwszy gram w Polsce, w pierwszym składzie reprezentacji. Chociaż czuję się już właściwie bardziej Włochem, jakiś sentyment drzemie w sercu. Tutaj, przy okazji turnieju ku pamięci Huberta Wagnera emocje są naprawdę silne. Spotkałem się w piątek z Tomaszem Wójtowiczem, którego pamiętam z dzieciństwa, bo często odwiedzał mojego ojca. Zamieniliśmy kilka zdań, przypomniałem sobie jak to było w Polsce, gdy byłem dzieckiem.
- Nigdy nie myślał pan, żeby zagrać dla biało-czerwonej kadry?
- Przede wszystkim nigdy nie pojawiła się taka propozycja. Mam dwa paszporty, więc problemu by nie było. Ja zawsze marzyłem, żeby zagrać w kadrze narodowej. Pojawiła się możliwość w kraju, w którym spędziłem większość życia i z niej skorzystałem. Czy żałuję, że to nie polska reprezentacja? Nie...czuję się tak samo Polakiem, jak Włochem.
- Kusiła pana za to PlusLiga - dlaczego nie wybrał pan oferty z kraju?
- Jedynym klubem, z którym rozmawiałem jest Trefl Gdańsk. Rok temu prowadziliśmy dość wstępne pertraktacje, ale mój obecny zespół – Marmi Lanza Werona zaoferował mi korzystniejsze warunki. Żadnej innej oferty z Polski dotąd nie dostałem. Jeśli się pojawił, na pewno się ucieszę, bo polska liga ma dobrą renomę w Europie. Rozmawiałem z wieloma znajomymi i wszyscy podkreślają, że organizacja jest nawet lepsza, niż we Włoszech. Poza tym, miło byłoby zagrać w kraju i móc odwiedzać mój kochany Wrocław częściej.
- Jak często obecnie tam pan bywa?
- Rzadko, zbyt rzadko. Ostatni raz byłem rok temu podczas krótkiego urlopu.
- Kontynuując wątek polsko - włoski, w niedzielę w finale Memoriału Hubera Wagnera Italia zagra o zwycięstwo z Polską. Serce będzie rozdarte?
- Na pewno trochę. Ale w sporcie nie ma sentymentów. Zrobię wszystko, żeby to moja drużyna wygrała rywalizację. Łatwo nie będzie, bo Polska gra bardzo dobrze w Łodzi i na pewno jest aktualnie w lepszej formie, niż nasza reprezentacja. Jesteśmy właśnie w dość intensywnym treningu fizycznym i brakuje nam szybkości. Widać, że gra nie układa nam się tak, jak powinna. W pojedynku z kadrą Polski B nie zaprezentowaliśmy się najlepiej.
- Podobnie jak w Lidze Światowej. Co właściwie dolega włoskiej kadrze?
- Przechodzimy proces reorganizacji składu, jest kilka nowych nazwisk, musimy się zgrać.
- Kiedy kilka tygodni temu rozmawiałam z Andreą Zorzim narzekał, że brakuje wam mentalności zwycięzców. Co pan na to?
- Jeśli taki autorytet jak Zorzi ma podobne spostrzeżenia, to być może coś w tym jest. Cóż mogę odpowiedzieć. Na pewno nie jesteśmy takim dream - teamem jak tamten z lat 90. Ale też podobny chyba długo się nie zdarzy. Ja mogę mówić tylko o sobie i mogę zapewnić, że motywacji mi nie brakuje. Na każdy mecz wychodzę po to, by wygrać i pokazać się z jak najlepszej strony. Czasami wychodzi lepiej, czasami gorzej. Jak wszystkim.
- Jak wyjdzie w niedzielnym finale memoriału?
- Mam nadzieję, że zwycięsko. Oczekuję dobrego, pełnego walki widowiska. Z największą niecierpliwością czekam natomiast na to, żeby zapełniły się trybuny. Ciągle słyszę z różnych stron, że w Polsce gra się wspaniale, że na mecze przychodzi mnóstwo kibiców, którzy fantastycznie dopingują. Przyjeżdżając do Łodzi na to czekałem najbardziej, chciałem poczuć ten smak. Publiczność kibicuje fajnie, ale liczę że hala wreszcie się zapełni.