Michał Żuk: trudne jest życie beniaminka
- Muszę przyznać, że życie beniaminka jest bardzo trudne. Na każdym kroku trzeba udowadniać, że zasługuje się na plusligowy byt. Chciałbym, żebyśmy się tu zadomowili, Aby nie była to jednorazowa przygoda. Napisaliśmy jedną historię, a teraz chcielibyśmy pisać jej kontynuację”– podkreśla Michał Żuk, przyjmujący Aluronu Virtu Warty Zawiercie, przed środowym wyjazdowym starciem żółto-zielonych z wicemistrzami Polski. Zawodnik Jurajskich Rycerzy ma dodatkową motywację, gdyż trzy miesiące temu… został ojcem!
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Od niedawna nie tylko siatkarz, ale i ojciec. Jak radzisz sobie z łączeniem wielogodzinnych treningów z nieprzespanymi nocami? A może nie jest tak źle?
MICHAŁ ŻUK: Na początku było ciężko, ale ludzki organizm potrafi się do wszystkiego przyzwyczaić. Syn rośnie i zmienia się z dnia na dzień, a wraz z nim jego sen, więc nie jest tak źle. (uśmiech)
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Motywacja przedmeczowa rośnie? Od teraz grasz przecież także dla synka – Tymoteusza.
MICHAŁ ŻUK: Rozmawialiśmy ostatnio z żoną na ten temat. Nasze życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jeżeli ktoś mówi, że z dzieckiem jest łatwiej to opowiada bajki. Ja jestem w trochę innej sytuacji niż żona, bo wyjeżdżam na treningi i mecze. Beze mnie może żyć, a bez mamy nie. Jest od niej uzależniony i jest potrzebna przez całą dobę. A czy dodatkowa motywacja? Na pewno. Wiadomo, że potomek – tym bardziej pierwszy – to coś niesamowitego nie tylko dla mnie, ale dla każdego ojca. Czekam aż po raz pierwszy pojawi się na meczu. Chyba nie będzie tego pamiętał, ale nie mogę się doczekać. Ma już swoją koszulkę, więc pewnie ją przywdzieje i mam nadzieję, że wkrótce dotrze na któreś z naszych spotkań.
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Jesteś jednym z głównych autorów awansu do PlusLigi. Możliwość konsumowania waszej pracy z ubiegłego sezonu w starciach z najlepszymi ekipami w kraju smakuje podwójnie?
MICHAŁ ŻUK: Na pewno smakuje, bo po to się uprawia sport, żeby dążyć do jak najwyższych celów. Wygraliśmy ligę i drogą sportową awansowaliśmy na najwyższy poziom. Fajnie znowu być w tej PlusLidze, ale też chciałbym, żebyśmy się tu zadomowili, żeby nie była to jednorazowa przygoda. Napisaliśmy jedną historię, a teraz chcielibyśmy pisać jej kontynuację. Oby nasza ciężka praca przyniosła efekty.
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Masz już za sobą sporo plusligowych doświadczeń. Grałeś w szeregach beniaminków w Kielcach i w Będzinie. Jak z tej perspektywy oceniasz wasz start na najwyższym poziomie rozgrywkowym? Do meczu z Łuczniczką wydawało się, że jest nieźle.
MICHAŁ ŻUK: Muszę przyznać, że życie beniaminka jest bardzo trudne. Na każdym kroku trzeba udowadniać, że zasługuje się na plusligowy byt. Reprezentujemy nie tylko siebie, ale także miasto, kibiców i całe środowisko, więc wiąże się to z odpowiedzialnością. Patrząc na nasz terminarz, nie był to łatwy początek. Jak pokazał mecz z Bydgoszczą – do którego już nikt nie chce wracać – nie ma zespołów, z którymi będzie nam się grało z łatwością. Nigdy nie będzie to tak wyglądało. Każdy gra o zwycięstwo i każdy będzie chciał wygrać.
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Nie udzielasz wielu wywiadów, w internecie nie można znaleźć setek artykułów na twój temat. Jaki jest Michał Żuk poza parkietem, jak spędza wolny czas? Oczywiście teraz pewnie głównie z synkiem, ale jak było wcześniej?
MICHAŁ ŻUK: Staram się jak najmniej myśleć o siatkówce. Ten czas lubię spędzać z żoną, w domu, bo w trakcie sezonu jest na to mało czasu. Jestem normalnym człowiekiem. Nie mam żadnych historii, które mogłyby kogoś powalić na kolana. Mieszkam w Częstochowie, więc często jestem poza domem. Nie jest to pierwszy rok, kiedy dojeżdżam do klubu, w którym gram. W poprzednich latach dojeżdżałem do Będzina, później też do Zawiercia. Nie jest to łatwe, bo mam nieco mniej czasu niż chłopaki, którzy po treningu mogą iść do domu, prosto do rodziny, ale jakoś dajemy radę. Pojawiają się pewne trudności, żona jest czasem zła, ale takie życie. Każda chwila spędzona z żoną i synkiem motywuje mnie i sprawia mi przyjemność. To oaza, która pozwala się wyłączyć i skupić się na innych tematach. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Sport to nie wszystko i czasem trzeba także spojrzeć w innym kierunku. A co najchętniej razem robimy? Zależy to od aury, od wolnego czasu. Żona jest na macierzyńskim, wcześniej również nie zawsze czas był, ale gdy już go znajdowaliśmy to kino, kolacja, wyjście na kawę, spacer. Filmy i książka też w porządku, do grania na konsolach nigdy mnie bardziej nie ciągnęło. Jestem już za stary na takie rzeczy. (śmiech)
ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE: Dla ciebie gra z drużynami pokroju PGE Skry Bełchatów to nic nowego. W tym sezonie nikt nie wywiózł z Hali Energia choćby punktu do tabeli. Na czym polega magia tego obiektu? A może tego rywala?
MICHAŁ ŻUK: To żadna tajemnica, że jest to zespół, który raczej będzie walczył o te najwyższe cele. Wydaje mi się, że są jednym z pretendentów do tytułu. A u siebie w hali każda z ekip ma plus w postaci kibiców po swojej stronie. U nas też to widać, że atmosfera panująca na sali utrudnia zadanie drużynie przeciwnej. W Bełchatowie jest bardzo podobnie. Miasto żyje siatkówką, mają wartościowych zawodników i tak się to wszystko zazębia.