Miguel Angel de Amo: nie żałuję, że zagrałem w PlusLidze
- Nie żałuję, że zagrałem w Polsce. Przez ostatni rok zdobyłem cenne doświadczenie i naprawdę wiele się nauczyłem - wyznaje w specjalnej rozmowie z naszym portalem Miguel Angel de Amo, były rozgrywający AZS Częstochowa.
plusliga.pl: AZS Częstochowa zakończył sezon 2014/15 na ostatnim miejscu. Chyba zgodzisz się ze mną, że to nie był dobry rok?
Miguel Angel de Amo: Zgadzam się z tobą, że nie był to dobry sezon dla klubu. Jednak uważam, że to był dobry rok dla mnie. Miałem szansę spróbowania swoich sił w PlusLidze, zdobyłem cenne doświadczenie. Wracając do drużyny to doskonale wiedzieliśmy, że będziemy walczyć o miejsca w drugiej połowie tabeli. Ale nikt nie myślał o tym, że przyjdzie nam zająć ostatnie miejsce…
- Co było największym problemem AZS Częstochowa?
- Największym problemem było, że nie rozwiązywaliśmy problemów na samym ich początku. Za długo czekaliśmy, żeby je naprawić. Myśleliśmy, że wszystko się ułoży. Pod koniec sezonu kibice widzieli wielu zawodników, którzy nie byli szczęśliwi na boisku. To bezpośrednio wpływało na negatywną grę całej drużyny.
- Były jednak momenty, kiedy drużyna dobrze grała, ale w końcówce szalę zwycięstwa na swoją korzyść przechylali przeciwnicy. Czego brakowało zespołowi w tych decydujących fragmentach gry? Szczęścia, czy umiejętności?
- Mówi się, że po grze w końcówce poznaje się jak silna jest drużyna. Nam brakowało tego, co popularnie nazywa się team spirit.
- Spędziłeś cały sezon w Polsce. Co sądzisz o PlusLidze w twojej ocenie to naprawdę silna liga?
- PlusLiga to naprawdę silna liga, w której gra wiele mocnych zespołów. Do końca sezonu toczy się zacięta rywalizacja. Żadna drużyna nie może czuć się bezpiecznie i spokojnie rozgrywać sezonu, ponieważ na plecach czuje oddech przeciwników. Co prawda widać różnicę między pierwszą szóstką zespołów, a drugą, ale to nie obniża poziomu ligi.
- Jaka jest różnica między polska, a hiszpańską ligą?
- Wszystko jest inne. Uważam, że zainteresowanie mediów i kibiców siatkówką w Polsce jest największe na świecie. A to przyciąga sponsorów i pieniądze na rozwój siatkówki. Hiszpania w ostatnim czasie mam dość spore problemy, co odbija się również na sporcie - w tym na piłce nożnej. Niestety obniża się poziom ligi hiszpańskiej.
- Czy było coś, co zaskoczyło cię w PlusLidze?
- Nie, wszystko było tak jak opowiadali mi znajomi. Choć w sumie była jedna rzecz, która mnie zaskoczyła. Wiedziałem o dużym zainteresowaniu siatkówką w Polsce, ale muszę przyznać, że trochę przerosło to moje wyobrażenia. Grając w Bełchatowie, czy Rzeszowie można naprawdę poczuć jak ważną rolę w Polsce odgrywa siatkówka.
- W PlusLidze zaskoczyli cię kibice, a było coś co zaskoczyło cię w naszym kraju?
- Tak, bardzo smakowało mi polskie jedzenie, a zwłaszcza pierogi. Dwa tygodnie po powrocie do Hiszpanii poszukałem w Internecie polskiej restauracji i poszedłem zjeść kolacje. Dni wolne wykorzystałem na zwiedzenie Krakowa i Warszawy, ponieważ bardzo podoba mi się wasz kraj, kultura i zabytki.
- W trakcie sezonu nie żałowałeś, że zdecydowałeś się na grę w AZS Częstochowa?
- Muszę przyznać, że w trakcie sezonu były trudne momenty. Czasami zadawałem sobie pytanie, co ja tutaj robię? Jednak każdego dnia zbierałem cenne, życiowe doświadczenie, uczyłem się czegoś nowego. Teraz mogę powiedzieć znajomym, że ten sezon był jak przejażdżka kolejką górską (śmiech).
- Teraz jesteś w Hiszpanii, jakie masz plany na kolejny sezon? Jest jakakolwiek szansa, że zagrasz w AZS Częstochowa lub innym polskim klubie?
- Naprawdę nie wiem, co się stanie. Na pewno nie zagram w AZS Częstochowa. Po zakończonym sezonie władze klubu powiedziały, ze chcą stworzyć nowy projekt, a zawodnicy mają być odpowiednio dopasowani do nowej drużyny, aby mogli pokazać swoje umiejętności. To nie jest miejsce dla mojego stylu gry. Starałem się dostosować do wolniejszego rytmu gry, ale nie zawsze się to udawało. W związku z tym będę szukał nowego klub. Po krótkim odpoczynku wróciłem do treningów na piasku i wspólnie z przyjacielem gram w siatkówkę plażową w hiszpańskich turniejach.