Miguel Angel Falasca: nie jestem gwiazdą
Rozgrywający mistrzów Polski, Hiszpan Miguel Angel Falasca wystąpił w ubiegłą sobotę w meczu gwiazd PlusLigi. Sam jednak zastrzega, że nie jest gwiazdą i nie lubi, gdy jest w ten sposób postrzegany. Jak powiedział zawodnik, podczas imprezy w stolicy bawił się znakomicie, a wygrana jego zespołu – obcokrajowców, przyszła im nadspodziewanie łatwo.
PlusLiga: Mistrza Europy i najlepszego rozgrywającego Pucharu Świata nie mogło zabraknąć w meczu gwiazd.
Miguel Angel Falasca: Dlaczego nie? (śmiech) To kibice głosowali i podejrzewam, że ich wybór był bardziej pokierowany tym, co widzą na krajowych parkietach. Byłem bardzo szczęśliwy móc wziąć udział w tym widowisku. Jednak bardziej od samej oprawy meczu i dobrej zabawy podczas niego cieszę się z faktu, że ludzie w Polsce uważają mnie za zawodnika godnego wystąpienia w takim meczu. To z całą pewnością jest dla mnie duże wyróżnienie.
- Jak sama nazwa wskazuje, był to mecz gwiazd. Jak się czujesz jako jedna z gwiazd PlusLigi?
- Nie nie, nie jestem żadną gwiazdą, nawet mnie w ten sposób nie nazywaj. Gwiazda brzmi zbyt wyniośle i kojarzy się z zadzieraniem nosa. Ja po prostu jestem siatkarzem, który każdego dnia stara się grać jak najlepiej i dawać z siebie maksimum, a przede wszystkim wygrywać każdy kolejny mecz.
- Jak się bawiłeś w Arenie Ursynów?
- Wspaniale. Mogę powiedzieć, że było naprawdę zabawnie. Idea takiego spotkania przyciągnęła do hali komplet widzów, chociaż w Polsce akurat nikogo to nie dziwi. Cieszę się, że mogłem uczestniczyć w takim widowisku a przede wszystkim pokonać kilku klubowych kolegów na parkiecie (śmiech).
- Jesteś już w Polsce od pięciu miesięcy. Polska liga spełnia twoje oczekiwania?
- Z nawiązką. Jestem w Polsce bardzo szczęśliwy. Wiedziałem, że siatkówka jest tutaj bardzo popularna, ale i tak zostałem mile zaskoczony frekwencją na trybunach. Kibice nie tylko lubią, co kochają siatkówkę i podróżują za swoimi zespołami w najdalsze zakątki kraju i Europy. To niewiarygodne i trzeba im za to po prostu podziękować.
- Ogólnie mówiąc, nie żałujesz?
- W żadnym wypadku. Mieszkam w Bełchatowie z całą moją rodziną. Bardzo szybko się tutaj zaadoptowaliśmy a ostatnio naszym ulubionym zajęciem stały się zabawy na śniegu, co przede wszystkim uwielbiają moje dzieci, które na Majorce nie miały możliwości przeżycia takiej wspaniałej zimy. Jesteśmy bardzo szczęśliwi w Polsce.
- Z Bełchatowem walczysz o najwyższe cele w Lidze Mistrzów. Właściwie jesteście już w kolejnej rundzie...
- Teoretycznie tak, dzięki zwycięstwu nad Panathinaikosem. My jednak o tym nie myślimy tylko oczekujemy z niecierpliwością kolejnego meczu, z niemieckim zespołem. Jestem przekonany, że zagramy zupełnie inną siatkówkę, niż tą, którą pokazaliśmy w pierwszym meczu z tymi rywalami. Jedziemy do Niemiec po zwycięstwo.
- Czujecie się gotowi zagrać w kolejnym Final Four?
- Oczywiście, to nasz cel.
- Ważniejsza jest w tym sezonie Liga Mistrzów czy PlusLiga?
- Powiem tak, po prostu chcemy wygrywać. Nie wyznaczmy sobie celów, skupiając się tylko na jednych rozgrywkach. Przed nami walka w Lidze Mistrzów, polskiej lidze i Pucharze Polski. W każdych z tych rozgrywek damy z siebie wszystko, aby powalczyć o najcenniejsze dla nas trofeum.
- W sobotę nowym trenerem polskiej kadry został Daniel Castelani. Co sądzisz o tym wyborze w kontekście siły polskiej reprezentacji?
- Bardzo cię cieszę, że Daniel został dostrzeżony i jestem przekonany, że wykona z polską reprezentacją bardzo dobrą pracę. Jest gotowy, aby przewodzić kadrze narodowej, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
- Twoja kadra narodowa również ma nowego szkoleniowca.
- Zgadza się. W ciągu ostatnich dwóch lat pracowało z hiszpańską kadrą dwóch fachowców, Andrea Anastasi i Marcelo Mendez. Radziliśmy sobie całkiem nieźle zarówno pod przewodnictwem jednego i drugiego. Jednak cały nasz zespół jest szczęśliwy, że teraz przyjdzie nam pracować z Julio Velasco. Nie trzeba go nawet przedstawiać. Jestem przekonany, że nasza współpraca będzie się układała wspaniale a dla nas jest to wielka szansa, aby się czegoś nauczyć, uwierzyć, że jesteśmy w dalszym ciągu zdolni, aby wygrywać duże imprezy.