Miguel Falasca: nie ciąży mi status początkującego
- Żaden, nawet najbardziej doświadczony i utytułowany trener nie jest gwarancją dobrych wyników, medali. Na to składa się wiele czynników - mówi w rozmowie z PlusLigą Miguel Falasca komentując swoją pracę w Skrze Bełchatów i wybór Stephane Antigi na trenera polskiej kadry.
PlusLiga: Jesteśmy po siedmiu kolejkach spotkań PlusLigi (wywiad przeprowadzono 23.11.) - jest pan zadowolony z dotychczasowej postawy zespołu?
Miguel Falasca: Wiem, że kibicom i nawet ludziom związanym z klubem czasami trudno jest zrozumieć proces budowania drużyny. Przed sezonem rozpoczęliśmy nowy projekt, zakontraktowaliśmy wielu nowych zawodników, niektórzy z nich grają w PlusLidze po raz pierwszy i dlatego proces tworzenia z tej nowej grupy kolektywu może być długi i niełatwy. Nawet jeśli ci zawodnicy są graczami bardzo dobrymi i utalentowanymi. Ale ja naprawdę wierzę w tę drużynę, ona ma spory potencjał i przyszłość. Tyle tylko, że potrzebujemy czasu. Dlatego bardzo się cieszę, że po porażce z ZAKSĄ potrafiliśmy się odbudować i pokonać równie mocny Jastrzębski Węgiel. To naprawdę wielka sprawa.
- Pojedynek z JW rozpoczęliście nerwowo. Dlaczego?
- Sporo czasu przed tym spotkaniem poświęciłem na wpajanie chłopakom, żeby zapomnieli o punktach i układzie tabeli, a skupili się wyłącznie na siatkówce, na przedmeczowej taktyce i jej realizacji. Pierwsze piłki meczu faktycznie nie wyglądały za dobrze, graliśmy nerwowo, popełnialiśmy proste błędy i co najgorsze, zgubiliśmy gdzieś całą pewność siebie. A przecież właśnie na budowanie tej pewności naszych działań poświęciłem mnóstwo czasu na treningach. Pamiętam mój ostatni sezon w Skrze w roli zawodnika. Na początku rozgrywek Rzeszów też pogubił mnóstwo punktów, więcej niż my obecnie, ale cały czas byli drużyną, budowali poczucie własnej wartości. To jest podstawą - nieustannie musimy mieć przekonanie, że jesteśmy na właściwej drodze, która wiedzie do wyznaczonego przed sezonem celu. Ciągle musimy też budować naszą moc mentalną, przekonanie, że potrafimy wygrywać z każdym. Jeśli to osiągniemy, łatwiej będzie nam realizować taktykę, myśleć o technicznych aspektach gry. Jeśli ma się mętlik w głowie, łatwo przegrać mecz.
- Braki kadrowe pewnie nie ułatwiają wam pracy?
- Bardzo ważne dla drużyny jest by zawodnicy, którzy borykają się z urazami jak najszybciej wrócili do gry. Istotnym graczem w naszym projekcie jest Facundo Conte. On właściwie już jest gotowy i na pewno w kolejnym meczach dostanie szansę na dłuższy występ. Ale oczywiście nie od razu będzie grał na takim poziomie jak oczekujemy. Na to potrzeba czasu, bo przypinam, że ten zawodnik miał bardzo długą przerwę. Drugim siatkarzem, którego bardzo brakuje jest Maciej Muzaj i tutaj już sytuacja wygląda gorzej. Jeśli będzie zdolny do gry w marcu, będziemy szczęśliwy. Ale nie ma gwarancji, że zdąży. Jego problem powstał w poprzednim sezonie, gdy grał w kadrze juniorów z nie do końca wyleczoną kontuzją. Teraz potrzebny był zabieg chirurgiczny i minimum 6 miesięcy przerwy od grania. Ale musimy się zaadaptować do sytuacji i maksymalnie wykorzystać zasoby, którymi dysponujemy. W minioną sobotę słabszy mecz zagrał Wojtek Włodarczyk i nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo to wciąż młody zawodnik, potrzebuje jeszcze sporo ogrania, cierpliwości. Spójrzmy jak długo Resovia budowała „team” zanim wygrała mistrzostwo kraju, ZAKSA i Jastrzębie także już od kilku ładnych lat próbują wygrać złoto, bez sukcesu. Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie wygrać złota w trwającym sezonie. Możemy i chcemy tego dokonać.
- Ale na razie zajmujecie 4. lokatę w tabeli.
- Nie interesuje mnie to, szczerze mówiąc. Tak, jak powiedział w jednym z wywiadów Lorenzo Bernardi, najważniejszą rzeczą jest by grać dobrą siatkówkę i skupiać się wyłącznie na tym, co należy poprawić. O ten najważniejszy tytuł walczy się dopiero na samym końcu sezonu. Teraz jest czas na szlifowanie formy, dopracowanie szczegółów. Znów powinienem przywołać sytuację Rzeszowa choćby z poprzednich rozgrywek. My teraz skupiamy się na Pucharze CEV, bo tam czekają nas ważne mecze, a chcielibyśmy zaistnieć także na gruncie europejskim.
- Na konferencji prasowej po pojedynku z JW wspomniał pan, że ludzie wytykają Wlazłemu słabą grę. Oznacza to, ze jednak interesuje pana zdanie opinii publicznej?
- Lubię czytać wypowiedzi szkoleniowców i zawodników, śledzę na bieżąco polską prasę, ale krytyką specjalnie się nie przejmuję i to samo cały czas radzę moim zawodnikom.
- Rozumie pan język polski?
- Trochę rozumiem, a czego nie potrafię zrozumieć, tłumaczę. Jednak przede wszystkim rozmawiam ze swoimi zawodnikami, próbuję wyczuwać ich nastroje, staram się zrozumieć co myślą i czują. Więc kiedy Mariusz zagrał trochę słabiej z Radomiem i ZAKSĄ, i ludzie zaczęli go za to krytykować, wiedziałem że muszę jakoś zareagować. Warto sobie uzmysłowić, że Mariusz miał bardzo trudny poprzedni sezon, po zmianie pozycji stracił pewność siebie i musiał na nowo odbudować się siatkarsko i mentalnie. Mariusz to profesjonalista, bardzo ciężko pracuje na treningach i bardzo chce odzyskać wcześniejszą jakość i regularność. Podobnie Nicolas Uriarte, który gra z drużyną dopiero od trzech miesięcy i chociaż to bardzo inteligentny i zdolny rozgrywający, wciąż potrzebuje czasu by porządnie zgrać się z zespołem. Pewnie pamięta pani moje początki w Skrze, kiedy spadła na mnie lawina krytyki, bo faktycznie nie grałem najlepiej. Trochę czasu upłynęło zanim porządnie zgrałem się z kolegami. Czas to słowo - klucz.
- A pan jak odnajduje się w trenerskiej rzeczywistości?
- To zupełnie nowa rzeczywistość, ale próbuję wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię, próbuję pomagać zawodnikom w każdej sytuacji, staram się identyfikować czego w danej chwili potrzebują - gdy zachodzi konieczność żebym krzyknął, robię to. Kiedy trzeba zachować spokój, jestem spokojny. Taką przynajmniej mam nadzieję. Jednym razem trzeba dać im więcej informacji taktycznych, innym wystarczy tylko zmotywować. Oczywiście, nie zawsze jestem w stanie zareagować na wszystkich płaszczyznach oddziaływań i czasem muszę wybrać czego w danej chwili siatkarze potrzebują najbardziej. To chyba jest najtrudniejsze w trenerskiej pracy, przynajmniej na tym etapie. Muszę jednak przyznać, że trenerski fach wciągnął mnie całkowicie, bardzo polubiłem to zajęcie i nawet jestem zaskoczony, że tak spokojnie do tego podchodzę. Skupiam się na meritum, czyli na tym byśmy dobrze trenowali i grali, nie myślę o presji, nie ciąży mi status początkującego.
- Nie przeraża pana fakt, że pana podopiecznym jest selekcjoner reprezentacji Polski?
- Nie, ponieważ ta nominacja nic nie zmieniła. Stephane to bardzo inteligentny facet, no i przede wszystkim, jest moim bliskim przyjacielem. Na tę chwilę naprawdę nic się nie zmieniło, w drużynie jest cisza i spokój, zawodnicy patrzą na niego wyłącznie jak na kolegę z boiska, a on z kolei wciąż ciężko pracuje, pomaga kolegom, daje cenne rady - wszystko jest tak, jak było przedtem.
- Nie próbuje być trenerem?
- Próbował już zanim został szkoleniowcem polskiej kadry (śmiech). Mówiąc poważnie, czasami gdy ja coś zaproponuję na treningu, Stephane mówi „ Miguel, a może zróbmy to tak i tak”, podpowiada, zawsze mądrze i rozsądnie, zawsze też taktownie. Bo taki właśnie jest Stephane. Często zdarza się, że doświadczeni zawodnicy pomagają trenerom rozwiązywać pewne sytuacje, to normalne i przede wszystkim, bardzo pożądane - w końcu wszyscy dążymy do osiągnięcia tego samego celu. Zdradzę przy okazji, że on jest niesamowicie podekscytowany swoją nową rolą, jest pełen entuzjazmu i takiej wewnętrznej mocy, by stawić czoła wyzwaniu. No i prawdę mówiąc, staje się monotematyczny - każdą wolną chwilę poświęca na przygotowania do sezonu reprezentacyjnego. Zdaje sobie też sprawę, że ludzie w Polsce nie byli zadowoleni z tego wyboru, że twierdzą iż sobie nie poradzi, bo nie ma doświadczenia. Ale to nieprawda, on naprawdę ma predyspozycje by być wielkim trenerem.
- Co dobrego Stephane Antiga może wnieść do polskiej kadry?
- Absolutnie perfekcyjne podejście do pracy. To wielki profesjonalista. Najważniejsze co może wnieść do reprezentacji, to pewność i swoboda komunikacji. Stephane potrafi być liderem, a trener musi być liderem. Cechuje go bezkonfliktowa osobowość, posiada zdolność rozwiązywania problemów. Jeśli chodzi o aspekty siatkarskie, myślę, że wspólnie z Philippe Blainem mogą w namacalny sposób poprawić grę defensywną zespołu. Może być bardzo pomocny takim siatkarzom jak Winiarski czy Kurek, chociaż to już przecież doświadczeni gracze. Grając w Skrze poprzednio, Stephane uczył Bartka Kurka np. jak kontrolować piłkę przy ataku sytuacyjnym, sporo z nim pracował. Trzeba jednak powiedzieć jasno i otwarcie, że żaden, nawet najbardziej doświadczony i utytułowany trener nie jest gwarancją dobrych wyników, medali. Na to składa się wiele czynników. Gorąco wierzę, że Stephane osiągnie dobry rezultat z kadrą, także ze względu na mój partykularny interes - sukces polskiej kadry byłby korzystny dla naszego klubu, dla sponsorów, dla całej polskiej siatkarskiej machiny. Bo tego, że życzę mu sukcesu jako swojemu najlepszemu przyjacielowi chyba nie muszę mówić.
- Słyszał pan opinię, że nominacja Antigi na selekcjonera ma pomóc w powrocie do kadry Mariusza Wlazłego?
- Mogę zapewnić, że nie ma żadnej relacji między wyborem Stephane a ewentualną decyzją Mariusza - to po pierwsze. Przede wszystkim, Mariusz swoja postawą musi zapracować na powołanie. Stephane powtarzał mi wielokrotnie i ja się z nim zgadzam, że na mistrzostwach świata muszą zagrać ci zawodnicy, którzy w trakcie sezonu klubowego będą prezentować najlepszą dyspozycję. Nie sądzę też, żeby ktokolwiek powoływał trenera tylko ze względu na jednego gracza, to byłoby irracjonalne. Na drużynę składa się dwunastu zawodników, jeden nie jest w stanie wygrać medalu. Jestem przekonany, że wybór Stephane był podyktowany wyłącznie jego predyspozycjami. Rzecz jasna, jest to pewne ryzyko. Ale takie samo ryzyko podjął Konrad Piechocki wybierając mnie na trenera, albo Kędzierzyn- Koźle dając posadę Sebastianowi Świderskiemu. Jak pani widzi, wszystko układa się dobrze, ani on, ani ja nie przynosimy wstydu swoim klubom. Najważniejszą rzeczą przy podejmowaniu takich decyzji jest by wiedzieć z jakiego powodu wybiera się tę, nie inna osobę. Jeśli polska centrala po przeanalizowani aktualnej sytuacji stwierdziła, że najlepszym kandydatem jest Stephane, to uszanujmy to wszyscy. Pierwszą weryfikacją będzie rezultat biało-czerwonych osiągnięty na mundialu. Jeśli wygrają medal, prezes federacji i Stephane zostaną okrzyknięci geniuszami. Jeśli Polska nic nie ugra, polecą na nich gromy. Po fakcie wszyscy będą mędrcami, ale pamiętajmy, że tę decyzję trzeba było podjąć teraz, w dość trudnej sytuacji. Z drugiej strony, gdyby trenerem został Alekno i nic by nie wygrał, to co powiedziałaby opinia publiczna? Że Alekno jest złym trenerem?
- Wiem, że Antiga konsultował się z panem przed podjęciem decyzji. Co pan mu doradził?
- Przede wszystkim rozmawialiśmy o tym jak ta decyzja może wpłynąć na Skrę, bo dla mnie ta drużyna jest najważniejsza. Sprawę ułatwiły nasze bliskie relacje, szybko osiągnęliśmy kompromis.
- Gdyby zdecydował się zakończyć karierę zawodniczą w trakcie sezonu, zgodziłby się pan na to?
- To musiałaby być decyzja całego klubu, działaczy, musielibyśmy zastanowić się jak wypełnić lukę po Stephane, czy to w ogóle byłoby możliwe. Gdyby udało się jakimś cudem znaleźć godnego następcę, na pewno uszanowalibyśmy jego decyzję. Na szczęście nie postawił mnie przed takim dylematem. Od razu jasno zapewnił, że nie zostawi klubu na lodzie, jest zbyt odpowiedzialny, by to zrobić.