Miguel Falasca: o Antidze tylko w superlatywach
Po roku wrócił do Bełchatowa, ale już nie jako rozgrywający tylko w roli pierwszego trenera PGE Skry. O nowej roli, pomyśle na zespół, Stephanie Antidze oraz o różnicach między byciem czynnym zawodnikiem a trenerem, opowiedział nam Miguel Ángel Falasca. PGE Skra w niedzielę pokonała Indykpol AZS Olsztyn i jest w PlusLidze jedynym zespołem bez porażki.
PlusLiga: Wrócił Pan do Polski po przerwie. Jak ocenia Pan powiększenie ligi do dwunastu zespołów?
Miguel Ángel Falasca: Myślę, że to dobry kierunek. Mając dwanaście drużyn, pojawia się szansa dla młodych polskich zawodników gry na wysokim poziomie. To możliwość zdobywania tak niezbędnego doświadczenia i w krótszym czasie stania się dojrzalszym graczem. Można powiedzieć, że poziom rozgrywek w Polsce utrzymuje się na tym samym poziomie, może lekko z roku na rok rośnie. Nadal są cztery, może pięć bardzo silnych zespołów, które będą walczyły o tytuł mistrza Polski. Pozostałe drużyny nie są aż tak mocne, ale także potrafią sprawić niespodziankę i wygrywać z faworytami. Takim zespołem jest drużyna z Olsztyna. Nie ma łatwych meczów. To dobrze świadczy o lidze.
- Jakie zatem miejsce, dla prowadzonej przez Pana Skry Bełchatów, widzi Pan w bieżącym sezonie?
- Pracuję nad tym, aby Skra grała dobrą siatkówkę. Jakie miejsce osiągniemy na koniec sezonu, to się okaże. Chciałbym grać w finałach. Chciałbym wygrywać i zdobyć tytuł mistrza Polski. Oczywiście, jeśli będziemy grać na 100% swoich możliwości, a pozostałe drużyny będą od nas lepsze i będą wygrywać, to w porządku. Teraz pracujemy, aby na koniec sezonu, grając tak, jak potrafimy, zdobyć jak najlepsze miejsce. Przed nami daleka droga. W miarę trwania sezonu będziemy rosnąć jako drużyna, będziemy dojrzewać. Myślę, że możemy osiągnąć niezły rezultat. Na to nas stać. Wszyscy – zarówno sztab, jak i zawodnicy, pracujemy po to, aby ostatecznie zwyciężać. Jeśli będziemy wygrywać każdy mecz, zdobędziemy mistrzostwo Polski.
- Jak odnajduje się Pan w roli trenera?
- Bardzo mi się to podoba! Przez dwadzieścia lat byłem zawodowym siatkarzem. Skończyłem grać, kiedy miałem 40 lat. Sądzę, że grałem wystarczająco długo. W ogóle za tym nie tęsknię. Lubię pracę trenerską – przygotowywać treningi, opracowywać taktykę, pracować z chłopakami. Staram się dużo pracować z młodymi zawodnikami i pomagać im dojrzeć. Lubię swój zespół, który ma naprawdę duży potencjał. To zespół z charakterem. Poza tym mam wielkie wsparcie zarządu klubu. Mam wszystko to, czego potrzebuję do pracy: dobre środowisko, świetnych zawodników. Na dziś mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z dotychczasowej pracy i sytuacji, jaka jest w klubie.
- Co jest dla Pana najtrudniejsze w pracy trenerskiej?
- Przede wszystkim to jest całkowicie nowa dla mnie rola. Nie można tego porównać do bycia czynnym siatkarzem. Kiedy byłem rozgrywającym, także dużo myślałem o taktyce, jak poprowadzić grę swojego zespołu. Teraz również opracowuje taktykę, ale z innej perspektywy. Analizuję mecze, ale w dużo szerszym wymiarze. Największa zmiana jest w trakcie meczu, ponieważ stoisz obok tego wszystkiego. Oglądam spotkanie i staram się pomóc swoim zawodnikom, ale na boisko wejść nie mogę. Muszę pomóc z boku, podsuwając pomysły, wnioski i obserwacje. Staram się przekazać im to, co zauważam z zewnątrz. Nie odczuwam tego jednak jako trudność. Cieszę się nową rolą i wierzę, że z każdym kolejnym meczem będę mógł pomagać swojej drużynie jeszcze bardziej. Nie czuję się źle, nie tęsknię za grą. Czuję się dobrze. Nie denerwuję się.
- Ten spokój można było zauważyć, choć kiedy był Pan rozgrywającym, nie zawsze tak było.
- Wydaje mi się, że kiedy grałem, także zachowywałem spokój. Oczywiście, kiedy zablokowałem, posłałem asa czy zagrałem dobrego seta, to okazywałem radość. Byłem ekspresyjny. Staram się zachowywać spokój. Taki mam charakter. Jako trener, w trakcie meczu, skupiam się na grze, obserwuję. Tak mogę pomóc zawodnikom. Poza tym, czasem drużynie przyda się na przerwie mocniejsza reakcja, ale tak nie może być przez cały czas. Kiedy zawsze byłbym ekspresyjny, mocno reagował na to, co się dzieje na boisku, to w pewnym momencie, wszyscy by do tego przywykli i nie spełniałoby to swojego zadania. Moim pomysłem na prowadzenie gry jest koncentracja w trakcie całego meczu i obserwacja tego, co się dzieje na boisku po obydwu stronach siatki. Razem z pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego mamy za zadanie obserwować i przekazywać drużynie wnioski i rady w taki sposób, jaki w danym momencie jest potrzebny. W nerwach traci się koncentrację, obraz całego spotkania i nie można skutecznie pomóc.
- W drużynie, którą Pan prowadzi, jest Pana przyjaciel Stéphane Antiga. Czy ten fakt bardziej Panu pomaga, czy przeszkadza?
- Zupełnie nie przeszkadza! To jeszcze ułatwia sprawę! Myślę, że to bardzo inteligentny zawodnik. Dobrze się rozumiemy. Mamy dobre relacje, ale kiedy trenujemy , każdy z nas wie, jaką ma rolę do spełnienia. On wie, że ja jestem trenerem, a ja wiem, że on jest zawodnikiem. Stéphane jest nie tylko dobrym duchem zespołu, ale także chętnie pomaga każdemu chłopakowi. Jego postawa, charakter są godne naśladowania. Ma 37 lat, a każdego dnia przychodzi na trening i trenuje na sto procent. To jest także pomocne dla mnie, ponieważ pozostali zawodnicy muszą ćwiczyć jeszcze więcej niż Stéphane. Mogę o nim mówić tylko w samych superlatywach. On jest wspaniałym wzorcem dla reszty zespołu.